Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Olbrychski D. ANIOY WOK GOWY.pdf
Скачиваний:
14
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
1.66 Mб
Скачать

ROZPRAWA Z KOLEGAMI

Ksiądz Popiełuszko, kapelan huty „Warszawa”, siadywał w pierwszym rzędzie. Na sali był tłok – a w tłumie Janda, Wajda itp. itd. Gdy się spóźniałem, ksiądz Jerzy trzymał dla mnie połowę swojego krzesła.

Oskarżonymi stali się szefowie warszawskiej „Solidarności”. Lewandowski, mój kolega z „Batorego”, występował w roli sędziego, a panią prokurator okazała się ognista brunetka z wydatnym biustem – też koleżanka z liceum, do której próbowałem się niegdyś dobierać w czasie szkolnych zabaw. Pułkownicy zarzucali mi, że dopuszczam się na sali sądowej jakichś demonstracji. A ja siedziałem jak trusia. Może tylko zbyt głęboko wpatrywałem się w oczy i dekolt pani prokurator i wtedy myliły się jej karteczki z zapiskami.

Celne odpowiedzi oskarżonych i obrońców nagradzaliśmy brawami. Sędzia krzyczał, że każe opróżnić salę.

– To nie teatr!

Pewnego dnia nie wytrzymał i w przerwie zaprosił mnie na kawę.

Po co tutaj przychodzicie?! Pracować nie można...

A może właśnie przychodzimy, abyście nie mogli pracować? Ja przychodzę także ze względów zawodowych, drogi Andrzeju. Kiedyś pewnie będę musiał zagrać ciebie w filmie o tych czasach. Tylko uważaj – ja nigdy chuja nie grałem! Jesteś bez togi, więc to było prywatnie...

Uznałbym za megalomanię przeświadczenie, iż ten mój argument spowodował, że sąd uniewinnił działaczy „Solidarności”... Prosto z ławy oskarżonych poszli do domu. Spotkałem Andrzeja, gdy już był adwokatem. Bardzo miło wspominał tę naszą rozmówkę.

WALKA O WIGILIĘ

Zanim wyjechałem do Francji, kontynuowaliśmy pomoc dla internowanych. Dzięki determinacji Mai Komorowskiej paczki dotarły na Wigilię do Białołęki, a dzień wcześniej do Olszynki Grochowskiej.

W Białołęce przetrzymano nas na mrozie. Czekaliśmy z jaśnie wielmożnym kierowcą panem Czartoryskim. Wreszcie, gdy odwiedzający już się rozeszli, wpuszczono nas do więzienia. Maja prosiła klawiszy, aby starannie rozpakowywali paczki i zwracali uwagę na adresata.

Zostałem zaproszony na kieliszek wódki do naczelnika. Gwiazdka już wzeszła, rodziny czekały na nas z wigilijną kolacją. Nie za bardzo na rękę był mi więc ten kieliszek... Ale pomyślałem... Może przy okazji coś wytarguję. Jedno szkło opróżnione, drugie... Rozmowa dość obojętna. Naczelnik pochwalił się wiedzą:

Wiem, że pan lubi siłować się na rękę. No, ja też ćwiczyłem... Ciekaw jestem, czy dam panu radę?

Dobrze, tylko ja zawsze gram o fant!

To znaczy?

Jak wygram, to Michnik idzie na Wigilię!

Pan chyba chce, abym stracił pracę!

Nie. Po prostu pan nie wierzy w swoje siły. Już pan przegrał...

Mile go wspominam, bo tego wieczoru wszyscy internowani dostali paczki. Aha, to nieprawda, że pomarańcze, przeznaczone dla Adasia, szprycowaliśmy spirytusem...

Byłem rozdarty – jechać do Francji, nie jechać? Radziłem się przyjaciół... Pojechałem. Po latach wszyscy, także Lech Wałęsa, zgodzili się, że miałem rację.

216

ANDRZEJ WAJDA: Daniel pytał mnie, czy wyjechać z kraju. Jeśli go namawiałem (sam też później wyjechałem, aby zrealizować Dantona), to w przeświadczeniu, że w kraju nic nie możemy zrobić – szczególnie w pracy zawodowej. Uważałem, że lepiej nakręcić film za granicą, który może do Polski trafi i ludzie go obejrzą. Lepiej – niż nic nie robić.

Wystąpiłem jeszcze podczas mszy celebrowanej przez księdza Popiełuszkę i wsiadłem w samolot.

OBCA ZIEMIA

Francuzi w sposób całkowicie niewymuszony, solidarnie organizowali wtedy pomoc dla Polaków. Uczestniczyłem, jak mogłem w tych akcjach, manifestacjach, gdzie także mówiło się wiersze. Nie szedłem jednak w pierwszym rzędzie, by demonstrować pod polską ambasadą przy Placu Inwalidów. Na początku zaznaczyłem, że nie będę wykorzystywał gadania o Polsce dla wzmacniania swojej popularności i przyspieszania kariery aktorskiej: wyrzekać mogłem w domu, narażać się też tam. We Francji było już bezpiecznie. Słowa te przychylnie skomentował... Kiszczak.

CZESŁAW KISZCZAK: Być może... Nie pamiętam.

Innym razem powiedziałem francuskiej prasie, że to hipokryzja wpuszczać Jaruzelskiego na spotkanie z prezydentem republiki tylnymi schodami, a fetować przyjazd delegacji radzieckiej. To w końcu nie polskie wojska stoją w Afganistanie.

Wziąłem w jakiś sposób w obronę Jaruzelskiego. I przeczytałem później w polskiej prasie zarzut: ośmieliłem się podszczypać Wielkiego Brata...

Nie skończyło się na pisaninie. Ówczesny wiceminister kultury, Bajdor, podczas mojego pobytu w Polsce, poprosił mnie do siebie.

Wiesz, jest taki problem... Pan przyjechał z KC... Przyszedł jakiś smutny człowiek, odziany w urzędniczy garniturek, żeby mnie, a zwłaszcza ministrowi, pogrozić palcem.

Wiele ryzykujesz, bo filmy, w których grałeś, nie wejdą u nas na ekrany...

Ale o co chodzi?

Pokazał mi wywiad z francuskiej gazety.

Na miły Bóg, przecież ja w pewnym sensie biorę w obronę naszego generała. I tak to odebrano we Francji... Bajdor skrzyżował wzrok z działaczem.

Ten człowiek nie zna się na polityce!

Okazało się, że filmy trafiły jednak na ekran. Ale zrobiono mi inne kuku. Nie dopuszczono do premiery Dwojga na huśtawce.

Gdy próbowałem Przeminęło z wiatrem, zdarzyła się niecodzienna sytuacja. Zdjęcia Danuty Wałęsowej odbierającej pod nieobecność męża Nagrodę Nobla i Olbrychskiego sąsiadowały ze sobą na pierwszej stronie „France Soir”. Posłałem Wałęsie ten numer z życzeniami i słowami pokrzepienia. Wszyscy występujący ze mną w sztuce złożyli swoje podpisy na gazetowej kolumnie. Przesyłkę przewiozła przez granicę Danka Rinn. Dostałem potem od adresata list z podziękowaniem.

217

CUDA W KOŚCIELE

Po powrocie z Francji pojechałem do Gdańska, do kościoła św. Brygidy. Ksiądz Jankowski zakomunikował wiernym:

– Mam dla was niespodziankę! Daniel Olbrychski wybrał wolność i jest z nami!

Ludzie słuchali wiersza – bo co aktor może mówić, występując publicznie w świątyni? W pierwszym rzędzie siedział Wałęsa i mrugał do mnie okiem.

Owacje. Bardzo mnie zdziwiły z technicznego względu. Widziałem oto, że ludzie stoją z obiema rękami uniesionymi do góry. „Zajączki” i jednocześnie łomot oklasków.

Te brawa to ksiądz nagrał?

O, tu się dzieją cuda...

Potem przyjemna kolacyjka z Wałęsą, Lisem i grupą wspaniałych ludzi. Wałęsa namawiał mnie, abym został jeszcze dzień. Nazajutrz miała się odbyć demonstracja. Chciał, bym poszedł w pierwszym szeregu. Wymówiłem się. Naprawdę musiałem być na próbie!

ADAM MICHNIK: Chciałem, by Daniel podpisał list w sprawie Katynia, skierowany do intelektualistów rosyjskich. Bałem się, że mi odmówi, więc zadzwoniłem do Joasi Szczepkowskiej.

– Masz na niego wpływ. Umówmy się na kolację.

Porozmawialiśmy. Podpisał. To było coś niekonwencjonalnego, ale nie do końca nam się udało: Rosjanie właściwie nie zareagowali wówczas na nasz apel. Zauważyłem, iż jego myślenie o Rosji kompletnie pozbawione było kompleksów. To mnie z nim łączy. Bo odpowiedź na pytanie zadane polskiemu inteligentowi: czy jesteś w stanie myśleć o sąsiednich narodach bez kompleksów? – jest dziś, a tym bardziej będzie w przyszłości, kwestią fundamentalną.

Pamiętam, że Daniel mi wtedy zaimponował. Przesłuchał mnie precyzyjnie: motywy, intencje, spodziewane efekty. Zobaczyłem innego Olbrychskiego. On jest niesłychanie przenikliwy intelektualnie, dokładny – jeśli mu się chce. Ale nie zawsze mu się chce.

Dlatego, kiedy radził się, czy wziąć udział w publicznej debacie politycznej z Maziarskim, powiedziałem, aby się nie wahał. Co to w ogóle za porównanie... Daniel jest sto razy inteligentniejszy od Maziarskiego. Nikomu bym wówczas nie radził... Sam bym się zastanawiał, czy się z nim spotkać. Olbrychski ma olbrzymią siłę w gadaniu, refleks – znakomite riposty, jest doskonałym gawędziarzem.

Te same cechy, które były podczas wspomnianego pojedynku zaletą, w innych warunkach mogą stać się wadą. Siedziałem z nim kiedyś w knajpie – to nieznośne! Co kelner podchodził (a Olbrychski ma nazwisko wypisane na pysku), to Daniel się rozglądał. Robił to i wtedy, gdy kelner nie podchodzi). Czekał na widownię. Nie dało się z nim rozmawiać!

ROZMOWA Z GENERAŁEM

W Ministerstwie Kultury i KC zaczęli pracować dość pragmatyczni ludzie; Świrgoń poszedł w odstawkę. Poznałem ich za pośrednictwem Andrzeja Strzeleckiego i jego „Rampy”. Zaczęli mnie namawiać, abym zgodził się wejść do Fundacji Kultury Polskiej. Byłem całkowicie świadomy ojców chrzestnych i polityczno-propagandowego wydźwięku tego ruchu. Zobaczyłem listę członków: postaci nieciekawe, średnio ciekawe, ciekawe i bardzo ciekawe. Odpowiedziałem – dobrze, dlaczego nie, chcę się temu przyjrzeć. Poszedłem do Zamku Królewskiego na spotkanie inauguracyjne, powiedziałem kilka słów o tym, czy nie byłoby pożytecznie, aby z pieniędzy, pobieranych przez „Pagart” czy „Film Polski” od artystów pracują-

218

cych także za granicą, utworzyć fundusz, z którego można by finansować zagraniczne stypendia dla zdolnej młodzieży. Przewodniczącym FKP wybrano wtedy Wisłockiego.

Zbierałem się do wyjścia, bo umówiłem się z synem. Ale młodzi z KC powiedzieli, abym jeszcze zaczekał, bo lada moment przyjdzie Jaruzelski.

– Generał bardzo by się chciał z panem spotkać.

Nie jestem pewien, czy Jaruzelski w ogóle wiedział, że się chce ze mną spotkać. Potrzebne natomiast było sfotografowanie nas razem (mnie, a nie Siemiona czy kogoś z PRON-u) i pokazanie tej pogawędki w dzienniku. Pomyślałem, że wyjdę na idiotę, jeśli będę uciekał bocznymi drzwiami tylko dlatego, żeby zbiec przed generałem. Zostałem.

Otworzyły się drzwi. Wszedł Jaruzelski. Sprytna młodzież z KC wzięła go pod pachę i doprowadziła w kąt sali, gdzie właśnie pałaszowałem tartinkę. Kamera pracowała cały czas. Uścisnął mi rękę, uśmiechnęliśmy się do siebie. Powiedział, że gratuluje mi wszystkiego, co zrobiłem w życiu. Zakomunikował także, iż łączy nas wspólna miłość: konie. Pogadaliśmy chwilę i Jaruzelski opuścił bankiet. Bardzo blisko nas stał wtedy Siemion, ustawicznie próbując się wkadrować w zdjęcie. Za tę scenę grupową zebrałem straszny opierdol od moich przyjaciół z opozycji – zwłaszcza kobiet.

Udzielając wywiadu do „Komediantów – rzeczy o bojkocie”, wydanych w 1988 roku przez „Editions Spotkania”, odpowiedziałem, że zdecydowałem się przystąpić do Funduszu Kultury, bo wierzyłem, że da się coś dobrego zrobić w kraju, którego jestem obywatelem – choćby nawet w akcji zainaugurowanej przez władzę – „mimo że w mojej pamięci dorosłego człowieka tak mało było dowodów, że ta władza coś potrafi”.

W rozmowie z Andrzejem Romanem, umieszczonej w „Komediantach...”, nie potępiałem inaczej myślących. Uważałem, że ludzie, którzy firmowali swoimi nazwiskami stan wojenny, „wykonali wyrok śmierci na swoich nazwiskach, jeśli je w ogóle mieli”. To byli – w lwiej części ludzie słabi, mierni, nieutalentowani. Tak naprawdę władza nimi gardziła. Ale wypowiadałem się przeciw ostracyzmowi – z wyjątkiem wypadków ekstremalnych.

ADAM MICHNIK: Daniel palnął parę głupstw – parę razy się w telewizji niepotrzebnie pokazał... Za te dialogi z Jaruzelskim byłem na niego wściekły, ale to nie była złość za niemoralne postępowanie. Uważałem po prostu, że to błąd, że nie powinien tego robić, lecz stale miałem poczucie, iż jesteśmy po tej samej stronie. A jak mam mu to wyrzucać teraz, gdy się z Jaruzelskim spotykam i bardzo sobie tę znajomość chwalę...?

MÓJ KANDYDAT

Przed wyborami czerwcowymi pokazywałem się na różnych wiecach – przede wszystkim w Warszawie. Obiecałem także Adamowi Michnikowi, że wybiorę się na Śląsk, aby poprzeć jego kandydaturę. Po imieninach Zuzi, obchodzonych w SARP-ie w Kazimierzu nad Wisłą, miałem wsiąść w samochód i pojechać do Zabrza. Dziwnym trafem tego samego dnia skradziono mi wszystkie dokumenty z pokoju, którego okna wychodziły na ogród – bawiliśmy się na tarasie. Zgłosiłem kradzież na policji. Nie żądałem jednak ścigania złodzieja, bo przesłuchiwano by moich gości, a żaden z nich winny nie był. Nie chcąc jednak jechać bez dokumentów (a nuż ktoś w mundurze czekałby na rogatce?), wziąłem taksówkę i tak dotarłem na wiec. Przed mikrofonem wspominaliśmy m.in. nasze dawne licealne spotkania. Nie wiem, czy mu pomogłem... Ale bardzo chciałem, bo Adam jest jedną z najpiękniejszych, najjaśniejszych postaci – nie tylko politycznych – w moim kraju.

ADAM MICHNIK: Należałem do ludzi najostrzej atakowanych przez komunistów. Ja i Kuroń – dwa szwarccharaktery (jak to się zmieniło: w tej chwili jestem atakowany jako obrońca komunistów). Jak się na

219

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]