Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Olbrychski D. ANIOY WOK GOWY.pdf
Скачиваний:
14
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
1.66 Mб
Скачать

Po kilku tygodniach Wajda powiedział:

– Do roli Stanisława mam wspaniałego aktora, on grał u Kutza, nazywa się Olgierd Łukaszewicz. A ty sobie spróbuj wyobrazić, że jesteś wdowcem po trzydziestce, wychowujesz córkę. W Krajobrazie po bitwie nie takie rzeczy musiałeś sobie wyobrazić... Musisz zagrać, bo mam już gotową ekipę i lada dzień wyjeżdżamy.

Jeszcze raz przeczytałem scenariusz, tym razem od strony Bolesława. Miałem te same wątpliwości – jak przy Krajobrazie po bitwie. Co tu grać? W opowiadaniu Iwaszkiewicza nie ma dialogów, akcja niby jest, ale jakaś zupełnie niefilmowa. No, nie wiem...

ANDRZEJ WAJDA: Problemem było, jak postarzyć Daniela, żeby mógł wyglądać na te trzydzieści kilka lat. Ten sam kłopot mieliśmy w Krajobrazie.... Dziś mam trochę wątpliwości związanych z takimi zabiegami, chociaż co do samych ról Olbrychskiego żadnych wątpliwości oczywiście nie mam. Aktor powinien jednak jak najdłużej grać „młode” role... Wówczas jednak uważałem, że przed Danielem trzeba stawiać coraz trudniejsze zadania. Znakomicie z nich się wywiązywał. W Brzezinie musiał sporo improwizować, tak że przydały się doświadczenia z Wszystkiego na sprzedaż i Krajobrazu po bitwie. No i ta przyroda... Nad rozbuchaną wiosną musieliśmy zawiesić tajemnicę śmierci.

WAKACJE Z MONICĄ

Dwa lata temu podczas paryskiego tygodnia filmów Miklósa Jancsó obejrzałem La pacifista z prawdziwą przyjemnością. Powiedziałem Miklósowi, że ten film w ogóle się nie zestarzał. Zdziwił się bardzo, trochę kokieteryjnie, ale też trochę bez wiary w swój talent w tym właśnie filmie.

Szkoda, że Monica Vitti, która grała główną rolę, nie chciała, żeby ten film bardziej lansować. Nie wiem, czy nie była zadowolona z siebie, czy z filmu, ale robiła wszystko, żeby publicity było jak najmniejsze.

La pacifista, mój pierwszy film na Zachodzie, to przede wszystkim filmowa partnerka, Monica Vitti. Wówczas u szczytu sławy, wielka gwiazda, razem ze swoim ówczesnym mężem, operatorem Antonioniego, Carlo di Palmą, zakochana we wcześniejszych filmach Jancsó.

Realizowanie filmu na Zachodzie – i do tego z Monicą Vitti – liczy się dopiero wtedy, gdy jest się przed kim pochwalić, prawda? Na jakiejś wystawie handlowej czy targach spotkałem na szczęście delegację z polskiego przedsiębiorstwa. Umówiłem się z nimi na kolację. Funduję, bo oni na delegacji, a ja mam wysokie diety... Jednym słowem – gram gwiazdorka, tym razem w Mediolanie.

Było już dobrze po północy, kiedy rodacy, podnieceni alkoholem i moimi opowieściami, zapragnęli poznać Monice Vitti.

Nic prostszego – mówię – to moja koleżanka... Za chwilę pójdziemy do niej do hotelu. Dzwonię. Odbiera Monica zaspana jak jasna cholera.

Ależ bardzo proszę – mówi – zapraszam...

Trzeba więc wybrać jakiś prezent. Najlepiej wódkę, bo od razu się czegoś napijemy. Moi Polacy będą mogli potem chwalić się, że pili z samą Monicą Vitti.

Nie ma gdzie kupić, wszystko pozamykane. Wchodzimy do baru.

Butelkę wódki – mówię.

Nie sprzedajemy na butelki, tylko na kieliszki.

No dobrze, to proszę butelkę wody sodowej. Biorę butelkę, wylewam z niej wodę.

No to teraz proszę dwadzieścia kieliszków wódki.

84

– Tak to co innego...

Wlaliśmy, idziemy. Hotel jeszcze bardziej elegancki niż ten, w którym ja wtedy mieszkałem. Wchodzimy na górę. Pani Monica czeka przebrana w kostiumik. Siadamy, chwilkę rozmawiamy, chyba nawet po włosku, wypijamy po dwa czy trzy kieliszki wódki. Moi rodacy cisi, skromni, bardzo dobrze wychowani, onieśmieleni obecnością wielkiej gwiazdy. Czarująco. Mija pól godziny, podnosimy się z foteli, wracamy – ja do swojego hotelu, Polacy na delegacji do swojego. Rano przychodzę na plan, w świetnej formie, bo poprzedniego wieczoru nie piłem tak dużo... Nie ma Monici Vitti! Telefony, bieganina, podenerwowanie... W pewnym momencie przyjeżdża samochód, którym zwykle poruszali się oboje: ona i Carlo di Palma. Wysiada tylko on. Zwija się wpół i śmieje do rozpuku.

Dziś zdjęcia odbędą się po południu – oświadcza, nie przestając rechotać.

Co się stało?

Otóż rano pani Monica wstała, widocznie po tych dwóch kieliszeczkach lekko ją suszyło, bo od razu chwyciła za butelkę wody sodowej i mocno z niej pociągnęła. No i musiała zostać w sypialni, żeby przyjść do siebie...

Na początku Jancsó nosił Monicę na rękach, pył sprzed jej nóg zamiatał, ale potem to się zmieniło. Wtrącała się do montażu, była bardzo apodyktyczna. Na planie nie... Zdyscyplinowana, rzadko kwestionowała polecenia reżysera. W stosunku do mnie i Pierre'a Clementi była przemiła

ROLA W „ROLI”

Zagrałem w Strukturze kryształu Zanussiego, który wówczas stał się mistrzem polskiego kina psychologicznego. Parę lat potem Krzyś zaprosił mnie do udziału w zachodnioniemieckim filmie Die Rolle (Rola). Scenariusz, napisany według węgierskiego opowiadania, dość głupio wymyślony, ale efektowny. Gram kabotyńskiego aktora, który odwiedza swojego ojca w domu starców i podpatruje jego zachowanie, bo jest mu to potrzebne do zagrania roli. To nie leżało w mojej naturze – jako aktor nie jestem taki bezwzględny w wykorzystywaniu innych. Nie jestem pijawką, którą musiałem grać. Poza tym nie mam aż tak rozwiniętego zmysłu obserwacji.

Buntowałem się, nie mogłem zrozumieć, dlaczego zmusza się mnie do grania czegoś, co jest mi zupełnie obce. Dziś bym się tym aż tak nie przejmował. Po prostu grałbym to, co mi napisano.

KRZYSZTOF ZANUSSI: Wiem, że Daniel nie lubi tej roli. A ja go bardzo za nią cenię. Jest autodemaskująca. Z całym okrucieństwem Olbrychski zagrał nieludzkość, kabotyństwo aktorskie oraz fałszywą słodycz – czyli coś, czego on w sobie nie znosi. Nie są to cechy dominujące w jego charakterze, ale wytropił je i tak zawzięcie potępił.

ŻYCIE CODZIENNE FILMOWCÓW POLSKICH

– Piszę dla ciebie rolę – powiedział pewnego dnia Zanussi. – Masz ją bardzo ostrożnie i uważnie grać.

Wkrótce potem przeczytałem scenariusz Życia rodzinnego: ciekawe. Wracam do domu – ojciec alkoholik, siostra na granicy puszczania się. Ze mną kolega – Janek Nowicki.

KRZYSZTOF ZANUSSI: Rola była napisana dla Daniela, ale wkrótce zrozumiałem, że powinienem był w niej obsadzić Helmuta Kajzara, który – choć nie był aktorem – temperamentem i charakterem doskonale odpowiadał tej postaci. Daniel grał wszystko przeciwko sobie. Sądziłem, że będzie śmiały, odkrywczy, że go zmuszę do wcielenia się w postać, która faktycznie była jego przeciwieństwem... Ale nie – nie uczynił tego bohatera tak

85

sympatycznym, jak myślałem. Był za ostry, o zbyt gwałtownym temperamencie i jego postać zyskała jakiś taki skwaszony kształt.

Po kilku dniach zrozumiałem, że się nie dogadam z Krzysiem. Rygorystycznie ustawiał mnie na planie, instruował, jak mam stanąć, gdzie ruszyć ręką. Rola niby dla mnie napisana, a mam ją grać jak nie ja? Siedliśmy z Zanussim.

Ja nie gram siebie, tylko ciebie, Krzysiu – mówię mu. – Jeśli tak to sobie wyobrażałeś, to w porządku. Jestem parodystą, mogę naśladować twoje zachowania, ale chyba nie chodzi w tym filmie o parodię? Jeżeli mam grać ciebie, to wpierw chciałbym cię poznać lepiej, bo choć znamy się już parę lat, to wciąż o tobie nic nie wiem.

Mianowicie? – powiedział Zanussi.

Chciałbym zobaczyć wyraz twojej twarzy, gdybym cię tak teraz szybko i mocno złapał za jaja.

Powiedziałem to oczywiście nie dosłownie: ciekawe, jaki jest ten Krzysio bez swojej mentorskiej pozy, bez tego ciągłego zasłaniania sobie ręką ust.

Zanussi wstał od stolika i odtąd pracowaliśmy jak obcy sobie ludzie.

Jeszcze bardziej ode mnie męczył się podczas zdjęć Janek Nowicki, człowiek może jeszcze bardziej niż ja spontaniczny, oczywisty i naturalny. On też miał kompleks Zanussiego; nie wychodzili w rozmowach poza „panie Janie” i „panie Krzysztofie”. Nowicki płakał, upijał się, aż wreszcie, gdy opowiedziałem mu, w jaki sposób przestałem rozmawiać z Krzysiem, obaj znaleźliśmy sposób, jak zdenerwować pana reżysera. Co jakiś czas łapaliśmy się za jaja i wydawaliśmy straszny krzyk. Krzysio natychmiast wychodził do parku.

Zdjęcia robił Witek Sobociński, którego Zanussi zaangażował nie wiedząc, co z niego za ziółko. Witek, gdy pracuje, to wpatruje się we wziernik kamery i mówi do aktorów:

Uprzejmie ciebie proszę, kurwa, troszeczkę na lewo, nie, w dupę, za daleko... Teraz trochę w prawo, tylko, kurwa, powoli. Na to Krzyś:

Panie Witoldzie, zwracam uwagę, że jestem na planie.

Witek wstawał.

To ja pójdę zrobić siusiu. – I wychodził do parku. Tam pod drzewem sam do siebie klął, ile wlazło, po czym wracał za kamerę i oznajmiał:

Uprzejmie przepraszam, panie Krzysztofie, i uprzejmie proszę.

Jestem gotów do pracy.

PSZONIAK I INNI

ZDF, drugi program telewizji niemieckiej, zamówił u Wajdy film. Andrzej miał sam zdecydować, co chce robić. I wybrał opowieść o Chrystusie i Piłacie, czyli tylko warstwę mistyczną genialnej powieści Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”. Całą powieść pewnie należałoby zekranizować w Moskwie i Ziemi Świętej jednocześnie, ale nie było wówczas takich możliwości politycznych, a zwłaszcza produkcyjnych.

Andrzej wpadł na znakomity pomysł, żeby ta opowieść biblijna działa się współcześnie, no bo wtedy po całej Europie snuło się pełno „Chrystusów”, mieli takie włosy itd. Hippisi... Kiedy Wojtek Pszoniak wchodził do restauracji we Frankfurcie w swoim filmowym kostiumie, nie wzbudzał niczyjego zainteresowania.

Na planie Piłata i innych po raz pierwszy spotkałem się z Wojtkiem. Miał wówczas jeszcze długie włosy... Wajda od początku wiedział, że Pszoniaczek powinien być Chrystusem, ale i mnie chciał obsadzić.

Popróbowałem jako Mateusz, Andrzej pokiwał głową, że się zgadza, kazał mi tylko zapuścić włosy.

86

Bardzo się ucieszyłem. Nie miałem innych planów filmowych, mogłem zarobić trochę marek – i to w jakim towarzystwie! Bułhakow, Wajda, Pszoniak, Kreczmar jako Piłat, Łapicki jako policjant oraz mój przyjaciel od zawsze i do dzisiaj – Marek Perepeczko.

Zadziwiające, Niemcy zgodzili się wówczas na warunek Wajdy, żeby w Piłacie... zagrali polscy aktorzy. Może byliśmy trochę tańsi? Ale chyba nie, bo zarobiłem wtedy bodaj 10 tysięcy marek, a za główną rolę telewizja nie płaciła więcej niż 20 do 30 tysięcy.

Najważniejszy dla mnie moment: dialog Mateusza z Bogiem. Wajda wymyślił, że to się powinno dziać przy autostradzie, na wraku spalonego samochodu.

– Spróbuj znaleźć sposób! – powiedział Andrzej.

Znów ten sam problem, co w Krajobrazie po bitwie i Brzezinie. U Bułhakowa nie ma dialogów. A ja miałem wygrażać Bogu, wieść z nim spór, dyskutować... Jakoś nic mi nie przychodziło do głowy. Coś tam sobie w końcu ułożyłem, ale byłem już tak zmęczony, że musiałem się zdrzemnąć. Widziałem, że Wajda też jest znużony, bo to kurz, skwar, jazgot silników samochodowych.

Pracował z nami jako operator Igor Luther (?) – słowacki dysydent, od lat mieszkający w Niemczech. Tak zapamiętał ten moment przy autostradzie, tak się nim zdumiał, że potem opisał go w swoich wspomnieniach.

Bo w pewnej chwili obaj z Wajda usiedliśmy na swoich fotelach i zasnęliśmy na 10 minut. Obaj mamy umiejętność błyskawicznego zasypiania. Nauczyłem się jej w czasie treningów judo, a Andrzej nie wiem gdzie. Taki krótkotrwały sen daje czasami znakomite odświeżenie umysłu. Napięcie w mięśniach pozostaje takie samo, jak przed snem, ale dodatkowo zyskuje się nową porcję energii.

Po 10 minutach obudziłem się i mówię:

– Kręcimy.

Wajda ustawił kamerę – szeroki obiektyw, a ja – improwizując – zagrałem wszystko od początku do końca. Bałem się, że Bóg zaraz strzeli we mnie piorunem, więc się w tym wraku ukryłem i gadałem. Potem cały film pokazywano w wersji niemieckiej, ale tę jedną scenę Andrzej zostawił po polsku. Tego po prostu nie dało się zdubbingować.

Kręciliśmy Piłata... na ulicach Frankfurtu nad Menem. Pszoniaczek dźwigał swój krzyż w środku miasta, ludzie na niego patrzyli. A to się tramwaj zatrzymał, a to jakaś wycieczka zaczęła się oglądać. Kto to jest? Hippis, nie-hippis? Co to za hippis, który niesie krzyż? Ktoś się roześmiał, robotnicy z jakiegoś dźwigu nam pomachali. A Andrzej tylko spokojnie to fotografował, często „dokumentalną kamerą”. Efekt był identyczny jak przesłanie książki Bułhakowa: taka sama obojętność...

Jest jednak scena, która wyraźnie oddziela wydźwięk „Mistrza i Małgorzatę” od Nowego Testamentu. Piłat rozmawia z Chrystusem i pyta:

Kto to jest ten Mateusz?

Ach, chodzi za mną taki człowiek – odpowiada Jezus – który spisuje wszystko, co powiem. Kiedyś poprosiłem go, żeby dał mi przeczytać notatki, ale nie chciał. W końcu jednak bardzo dumny pokazał mi to swoje pismo. Ten człowiek musiał mnie kompletnie nie zrozumieć, bo napisał coś całkiem innego... Boję się, że z tego wynikną poważne konsekwencje

„JA TO CZUJĘ, JA TO SŁYSZĘ...

Adam Hanuszkiewicz, gdy usłyszał, że będę grał Pana Młodego w filmowym Weselu Wajdy, powiedział:

– Kaktus mi wyrośnie, jak to dobrze zagrasz.

Rzeczywiście, w teatrze, gdzie mówi się z reguły cały tekst, trudno by mi było przeprowadzić swoją koncepcję Pana Młodego: świadomego, że się wygłupia – z rozpaczy prowadzącej

87

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]