Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Olbrychski D. ANIOY WOK GOWY.pdf
Скачиваний:
14
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
1.66 Mб
Скачать

W DOBRYCH RĘKACH

Volker Schloendorff już w połowie lat siedemdziesiątych proponował mi udział w jednym ze swoich filmów, ale ówczesna dyrektorka „Filmu Polskiego” gorąco odradzała mi rolę, rzekomo z powodów politycznych.

Akcja miała rozgrywać się na Łotwie i dotyczyć losów zamieszkałej tam niemieckiej rodziny.

Drugi raz spotkałem się z Volkerem w Genewie, gdzie z Gerardem Depardieu i Wojtkiem Pszoniakiem grałem w sztuce Petera Handkego.

– Robię Blaszany bębenek – powiedział Schloendorff. – Chyba mi nie odmówisz. Zdziwiłem się. Znałem książkę Grassa, bardzo mi się podobała. Nie widziałem jednak

możliwości przełożenia jej na język filmowy. Narracja powieści jest raczej zapisem myślenia głównego bohatera, nigdy nie rosnącego Oskara, a nie ciągiem scen z dialogami. No i gdzie znaleźć chłopca, który byłby w stanie unieść tak trudną rolę?

– Mam kandydata – odrzekł Volker.

Chłopiec okazał się genialny. Spotkałem go ostatnio w Berlinie. Urósł trochę, ale nie bardzo. Wtedy miał dwanaście lat, a wyglądał na pięć. Odpowiednia twarz i ogromny talent aktorski, odziedziczony prawdopodobnie po ojcu, wybitnym aktorze niemieckim.

Najważniejsze, że udała się rzecz niebywała – napisanie scenariusza wiernego powieści. Zrobił to Jean-Claude Carriere, doprawdy świetny scenarzysta francuski.

Długo nie mogłem jednak otrząsnąć się z wątpliwości. Czy nie sprzeniewierzę się pewnemu mitowi? Dotychczas dość często grałem w polskich filmach żołnierzy, a gdy nagle w

...bębenku znajdę się w środku wydarzeń z początku II wojny światowej, czyli wewnątrz Poczty Polskiej w Gdańsku, to mam grać w karty?

Gunter Grass, widocznie przewidując moje niezdecydowanie, napisał do mnie list: „Przeczytaj książkę jeszcze raz, a zrozumiesz, że Broński to piękna postać, być może odważniejsza od niejednego żołnierza. Człowiek, który nie rezygnuje z własnej osobowości nawet wówczas, gdy pan Hitler rozpętał wojnę. Podczas gdy pan Hitler chce się bić, on nie przestaje grać w karty, bo karty i miłość są całym jego życiem. Wojna, bomby, wybuchy – nic nie znaczą...

Broński nie przestanie robić tego, co lubi”.

Jest w filmie taka scena: naokoło wojna, a ja, jako Broński, pokazuję Oskarowi ostatnią kartę przed śmiercią – damę kier...

Dla realizatorów było oczywiste, że powinienem grać polskiego outsidera. Ale nie dla polskich władz! Wiceministrem do spraw kinematografii był wówczas Janusz Wilhelmi! – wiadomo, co wyprawiał i jakim był stupajką.

Powiedziano mi w Niemczech, że ...bębenek nie będzie prawdopodobnie realizowany w Gdańsku. Polskie władze argumentowały, że książka Grassa nie ukazała się oficjalnie na polskim rynku, a w ogóle z jakiej racji ekipa niemiecka ma się grzebać w polskiej historii! Chodziło ponadto o scenę zgwałcenia niemieckiej kobiety przez rosyjskiego żołnierza. Nonsens, bo następnego dnia po ekranowym gwałcie Andrea Ferreol grająca zgwałconą, siedziała swojemu gwałcicielowi na kolanach wyraźnie zadowolona i martwiła się, że żołnierz musi iść na Berlin.

Po najrozmaitszych kłopotach podpisano jednak umowę o współpracy obydwóch kinematografii – polskiej i niemieckiej. Duża część zdjęć mogła się odbyć w Gdańsku. Wielka szkoda, że nie doszło do umowy koprodukcyjnej, choć proponowali to Niemcy. Bylibyśmy wówczas współwłaścicielami Oscara.

159

SALTO PRZED OŁTARZEM

Jak przed laty Kazio Kutz do Soli ziemi czarnej, tak w 1980 roku Filip Bajon zaprosił mnie do swojej Wizji lokalnej 1901. Podobne role – z tym że u Kutza miałem włożyć ułański mundur i zginąć za Polskę, a u Bajona ubrać się w sutannę i dla Polski żyć.

Nieczęsto zastanawiam się nad swoją wiarą, religijnością. Nie wiem, czy wolno mi tak mówić, ale należę do tej większej części Polaków, którzy chcieliby bardzo głęboko wierzyć, ale nie bardzo potrafią. W dzieciństwie byłem katolikiem regularnie praktykującym. Bardzo często bez refleksji... Wielu spraw w katolicyzmie nie rozumiem, tak jak nie rozumiem wielu zdarzeń z historii Kościoła – nie tylko w Polsce. Niektóre zaś zdarzenia napawały mnie przerażeniem.

Odkąd jestem na tym świecie i Kościół, i ksiądz są mi bardzo potrzebni. Nie umiem uczestniczyć w codziennej liturgii. Mój kontakt z religią i Kościołem często bywa bardzo bałaganiarski i nieuważny. Czasami jednak bywa bardzo głęboki, spontaniczny i szczery. Teksty naszych modlitw są piękne, ale rzadko do nich się odwołuję. Wydawało mi się – i to pozostaje bez zmian – że bardziej zbliżę się do Boga, jeśli powiem najlepiej jak potrafię najpiękniejsze teksty z polskiej literatury.

Jako nastoletni chłopiec zwierzałem się z rozterek religijnych swojemu stryjowi, który chciał iść do seminarium, ale ostatecznie nie został księdzem, bo stracił rękę. Stryj opowiedział mi taką ni to przypowieść, ni legendę.

Do kościoła przyszedł akrobata cyrkowy. Ukląkł, próbując skupić się na modlitwie, ale nie zdołał. W pewnym momencie powiedział głośno:

Nie umiem, no nie umiem się modlić. Chciałbym, ale nie potrafię... Muszę jednak coś dla ciebie, Boże, zrobić. To, co umiem najlepiej. Zrobię salto.

I stanął przed ołtarzem, odetchnął kilka razy, a potem wykonał podwójne salto.

Podobno – powiedział mi stryjek – Matka Boska z obrazu wyciągnęła rękę i pogłaskała akrobatę, obdarzając go łaską.

Ta przypowieść wbiła mi się w pamięć. Powoływanie się na nią jest pewnie usprawiedliwieniem własnej ułomności i bałaganiarstwa duchowego. Nie umiem odczuwać chęci wiary i potrzeby jej realizowania w myśl przykazań Kościoła, lecz w swoim życiu staram się ułomnie

jak zapewne większość wierzących i niewierzących – kierować uniwersalnymi regułami Dekalogu.

ZAGRAĆ U LELOUCHA

Poproszono moją żonę, żeby przywitała na lotnisku w Warszawie Claude'a Leloucha. Przyjechał do Polski nagrać audycję telewizyjną z okazji przeglądu swoich filmów. Zuzię zaangażowano jako tłumaczkę i redaktorkę programu.

Poprosiła, abym podwiózł ją na Okęcie. Nie bardzo chciałem z nią jechać, żeby nie zostać przypadkim źle zrozumianym. Przyjeżdża oto bardzo znany reżyser francuski, a żona podstawia mu swojego męża aktora... Być może była to reakcja prowincjusza...

Znałem, oczywiście, prawie wszystkie dzieła Leloucha. Z nim samym spotkałem się na festiwalu w Rio de Janeiro, gdzie pokazywał swój najnowszy film. Po latach okazało się, że Lelouch z festiwalu w Rio mnie nie pamiętał, ale znał z filmów Wajdy i Zanussiego.

Na lotnisku nie pchałem się na afisz. Później, gdy zgiełk wokół Claude'a ucichł, bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Musiałem na nim zrobić wrażenie, bo od razu po powrocie do Paryża powiedział, że najlepsze co mu się w Warszawie przydarzyło, to poznanie polskiego aktora, z którym odtąd nie będzie się rozstawał.

160

Ile filmów zrobiłeś z Wajdą? – zapytał mnie.

Chyba z osiem.

No to ze mną zrobisz więcej.

Ale skończyło się tylko na jednym – Jedni i drudzy z 1981 roku. Do dziś jestem dla Francuza z ulicy aktorem tego filmu. Grałem w nim austriackiego dyrygenta, który – jak to zwykle u Leloucha – uwikłany jest w rozmaite wybory moralne, a przy okazji w Wielką Historię.

Film realizowano z ogromnym rozmachem: wysoki budżet, wspaniała promocja, wszedł do wszystkich wielkich kin przy Champs Elysees. Miał spore powodzenie u publiczności. Za to „przejechała” się po nim krytyka. Nie dostał żadnej z ważnych nagród na festiwalu w Cannes, choć Lelouch nie ukrywał, że bardzo liczy na sukces.

Wiem, że Claude przymierzał się – zanim poznał mnie w Warszawie – żeby w „mojej” roli obsadzić Klausa Kinskiego.

Gram austriackiego muzyka Karla Kremera, któremu przed wojną wielkości gratulował Hitler. W czasie okupacji Paryża Kremer został kapelmistrzem niemieckiej orkiestry wojskowej. Po latach przyjechał do Ameryki. W Carnegie Hall poprowadził I Symfonię Brahmsa. W pustej sali – tylko dwóch recenzentów. Nowojorscy Żydzi nie mogli mu zapomnieć przeszłości. Wykupili więc wszystkie bilety i zbojkotowali koncert. Podczas konferencji prasowej powiedział wzburzony: „Moim światem jest muzyka!”.

I faktycznie – w finale muzyka przekreśla wątpliwą przeszłość dyrygenta. „Bolero” pod jego batutą, wykonane w czasie wielkiego koncertu dobroczynnego w Paryżu, znosi czyjekolwiek pretensje.

JEROME TONNERRE napisze później w książce „Lelouch filme «Les uns et les autres»”: W Jednych i drugich postać Karla to szczególna osobowość, poprzez którą Lelouch wyraża swoje najbardziej intymne myśli i emocje.

Gdy udawałem dyrygowanie w I Symfonii Brahmsa, wymyśliłem szczególny gest. W pierwszych taktach kurczyłem i rozkurczałem dłoń w rytmie bijącego serca.

Od czasu tego filmu – powiedział mi nasz słynny dyrygent Jerzy Kasprzyk – właśnie tak będę zaczynał Brahmsa.

Jednych i drugich pamiętam szczególnie, bo w trakcie zdjęć (albo tuż po nich) nastąpiły dwa bardzo ważne dla mnie wydarzenia. Gdy kręciliśmy scenę finałową, w Moskwie odbywał się pogrzeb Wołodii Wysockiego. Rwałem się, żeby wsiąść w samolot i pożegnać przyjaciela, ale film okazał się „silniejszy”. Nie było już czasu na zmianę harmonogramu: wynajęty tłum statystów, zamówione dekoracje, kostiumy dla kilkuset osób... Pożegnałem Wołodię w zaciszu jakiejś kafejki, sam, z kieliszkiem koniaku i wspomnieniami o genialnym człowieku.

Ostatnią scenę filmu kręciliśmy 23 stycznia 1981 roku. Jak to zwykle przy takich okazjach, po ostatnim klapsie producent zaprosił całą ekipę na pożegnalny bankiet. Zadzwoniłem do Zuzi, która w Warszawie „na ostatnich nogach” spodziewała się dziecka. Rozwiązanie zaplanowano na koniec stycznia.

Musisz zostać na tym bankiecie – powiedziała Zuzia. – Przylecisz jutro.

Pomyślałem, że są miejsca na wieczorny samolot, a nazajutrz po imprezie mogę zaspać...

Nie namyślając się długo, spakowałem walizkę i wsiadłem do samolotu. Przedzwoniłem jeszcze do Zuzi – za kilka godzin będę w domu. Umówiliśmy się na Okęciu.

Wysiadam w Warszawie – Zuzi nie ma. No to już się zaczęło, pomyślałem. I miałem rację. Nazajutrz o piątej rano urodziła się moja córeczka, Weronika.

CLAUDE LELOUCH: Daniela uważam za jednego z pięciu największych aktorów świata.

Ciekaw jestem, kim są czterej pozostali...

161

No cóż, bardzo żałuję, że skończyło się tylko na jednym wspólnym filmie, choć plany były tak obiecujące. Nie mam najmniejszych pretensji do Leloucha, bo życie ma swoje prawa, a ja nie robiłem nic, żeby podtrzymywać tak dobrze – jak sądzę – rozpoczętą współpracę. Gdybym często z nim się spotykał, grał w tenisa, po prostu gdybym przestawał z nim na co dzień, być może zaangażowałby mnie do któregoś z nowych filmów. Do dziś widujemy się zawsze, kiedy tylko jestem w Paryżu i mam odrobinę wolnego czasu. Ale żaden z nas nie wspomina o dawnych propozycjach.

WÓDKA Z LOSEYEM –POD „PSTRĄGA”

Jesienią 1981 roku znów znalazłem się w Paryżu, bo zostałem zaproszony na japońską premierę Jednych i drugich. Dopiero w Japonii dowiedziałem się, o co chodzi. W plebiscycie widowni i krytyków zostałem wybrany najpopularniejszym aktorem zagranicznym roku.

Wyświetlano właśnie trzy filmy z moim udziałem: Ziemię obiecaną, Blaszany bębenek oraz Jednych i drugich. A Robert de Niro – trzeci!

W holu hotelu razem z Nicole Garcią spotkaliśmy jej przyjaciółkę, scenarzystkę francuską. Z ożywieniem o czymś obie rozprawiały przez kilka minut, po czym Nicole przedstawia mnie

imówi:

Znów masz szczęście... Nie wiedziałem, o co chodzi.

Właśnie przyjechał tu na dokumentację Joseph Losey, który szykuje się do nakręcenia Pstrąga według prozy Rogera Vaillanta. Do jednej z głównych męskich ról nie ma jeszcze aktora. Dobrze by było, żebyś z nim się spotkał. Może dostaniesz angaż?

Następnego ranka, punktualnie o umówionej godzinie, podchodzę do stolika wielkiego Loseya. Jestem stremowany jak cholera, bo taka okazja może się już nigdy nie powtórzyć. Widzę, że reżyser ma dwa kieliszki z wódką.

Co by pan zjadł na śniadanie? – pyta po angielsku.

Skoro pan jest przy wódce, to z przyjemnością będę panu towarzyszył – odpowiadam. – Zwłaszcza, że w Europie jest teraz najodpowiedniejsza pora na drinka: wieczór albo środek nocy.

Bywam często nieśmiały. Jeśli wypiję – nie za dużo! – to czuję się luźniej, staram się być czarujący, dużo mogę z siebie dać.

Losey był już wtedy bardzo schorowany. Rozumiał po francusku, ale mówił do mnie wyłącznie po angielsku, sprawdzając przy okazji, czy jestem dwujęzyczny. Mówiliśmy o wszystkim i o niczym. Ciągle zamawiał dwie wódki.

No to może weźmiemy podwójne? – proponuję.

Nie. Przy double kelner może cię oszukać.

I tak sobie siedzieliśmy, popijając co jakiś czas małą wódeczkę. Ta scenarzystka powiedziała mi później, że Loseyowi spodobała się moja siła w piciu. Jeśli bowiem człowiek sporo pije i do tego swobodnie rozmawia w nie swoim języku, no to musi być aktorem godnym zaufania.

Losey obejrzał jeszcze Jednych i drugich i obiecał angaż. Po powrocie do Polski dostałem wiadomość, że umowa jest już sporządzona. Brakuje tylko mojego podpisu.

Dowiedziałem się, że do roli, która mi przypadła, brany był pod uwagę między innymi Klaus-Maria Brandauer. Szefem produkcji został mój przyjaciel Christian Ferry.

A sam film? Cóż, to już nie był ten sam Losey, który zrobił Służącego, Wypadek czy Posłańca. Pstrąg, choć bardzo sprawnie i interesująco zrealizowany, ze świetną obsadą, jednak nie spodobał się ani publiczności, ani krytykom. Padł w dystrybucji. Mimo Isabelle Huppert i Jeanne Moreau. Ale spotkać Loseya warto było nie tylko dla double vodka.

162

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]