Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Olbrychski D. ANIOY WOK GOWY.pdf
Скачиваний:
14
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
1.66 Mб
Скачать

GRZEBANIE PO KIESZENIACH

KRZYSZTOF ZANUSSI: Wypowiedziami o swoich zarobkach za granicą Daniel wyrządza szkodę podobną tej, jaką robią filmy pornograficzne. Filmowa pornografia wpędza w kompleksy, ponieważ prezentowany w nich rodzaj seksualności jest w rzeczywistości niemożliwy: porównując własne możliwości z tym, co na ekranie, widzowie wątpią, czy są prawdziwymi mężczyznami lub kobietami.

Kabotyństwo osoby niezwykle utalentowanej i odnoszącej niekłamany sukces to wyraz małej wiary w siebie. Daniel zarabia bardzo dużo. Po co podwajać stawki i po co wmawiać to kolegom – w dwójnasób podsycać ich kompleksy?

Zapytałem Margaret von Trottę:

– Powiedz mi, ile Daniel zarobił w Róży Luksemburg, bo zdaje się, że głupstwa opowiada...

Podała połowę sumy, wymienionej przez Olbrychskiego. Później Daniel utrzymywał, że von Trotta musiała tak rzec, bo resztę wręczono mu „pod stołem”...

Nie trzeba ludziom mącić w głowach i wywoływać jeszcze większej zawiści. Olbrychski wystarczającą zazdrość w środowisku budzi tym, co naprawdę osiągnął.

Artysta artystę rzadko pyta, ile zarobił. Von Trotta musiała być nielicho zdumiona ciekawością Zanussiego. A wysokość honorarium można sprawdzić w kontrakcie, a nie w nie zobowiązującej rozmowie...

CO SIĘ KOMU NALEŻY?

– Ile pan tak naprawdę zarabia? – zapytał mnie pan Heniek, taksówkarz.

Szybko obliczyliśmy, że Olbrychski za Hamleta i Kmicica otrzymuje mniej więcej tyle, ile człowiek wynajęty do przewożenia go z planu filmowego na scenę i odwrotnie.

Do czego doszło... Ja mam 45 lat, pan 25 – i zarabiamy po równo!

Jeśli się z panem zamienię – mam ochotę, bo i tak nie śpię – to klient nie zauważy różnicy: jeżdżę nawet od pana lepiej. A niech pan spróbuje zagrać Hamleta – zobaczy pan, czy ktoś kupi bilety. Albo niech pan zostanie Kmicicem, wskoczy na konia...

Aaa, wskoczyć na konia... O tym nie pomyślałem! – pan Heniek, obrażony, nie odzywał się już do końca podróży.

Można powiedzieć – głupota. Ale rozmowa w taksówce odbijała dominujący w PRL sposób myślenia: dlaczego inny ma mieć więcej niż ja – ja też pracuję. Mając dwadzieścia parę lat, nie uważałem, że „urawniłowka” kogoś krzywdzi. Cieszyłem się, że jestem Olbrychskim, że ludzie się do mnie uśmiechają. Wszyscy w filmie i teatrze zarabiali nędznie, a młodzi – w dodatku bez dyplomu szkoły teatralnej – jeszcze nędzniej. Aktorzy, którzy podawali halabardę, nie zastanawiali się, czy aby nie jest niesprawiedliwe, iż zarabiają więcej od Daniela O. – wcielającego się w Hamleta i swoją grą napełniającego salę publicznością.

Niektórzy moi koledzy dbali za to bardzo, by profan bez dyplomu nie plątał się po scenie – scenie, zarezerwowanej dla posiadaczy papierka z odpowiednią pieczątką. Wysyłano donosy do Komitetu Centralnego: bokser – Hamletem! Hanuszkiewicz zdenerwował się i powiedział Kraśce:

Skoro są zastrzeżenia, że „niezawodowy” aktor gra w sztuce Szekspira, to na afiszu napiszemy: „Hamlet – XXX”!!!

Kraśko nie był kretynem. Uśmiechnął się i rzekł, że nie ma uwag co do Olbrychskiego, ale uważa za wskazane poinformować reżysera, jak aktorzy troszczą się o poziom polskiego teatru.

Wydawało mi się wówczas, że pieniądze powinny przynosić spotkania z publicznością, okazjonalne koncerty – wynik popularności zdobytej dzięki sztuce. Właśnie – sztuka! Forsa czy polityka pozostawały w tyle. Sądzę, że podobnie myśleli i Picasso, i Konieczny – obojęt-

151

ne, czy któryś z nich rysował gołąbka pokoju, czy ciosał z kamienia marszałka Koniewa; obojętne, czy aktor grał Hamleta, czy odtwarzał Stalina za jego życia, wierząc w ideały Wodza. Modigliani, van Gogh, Norwid – stawali się szczęśliwi, gdy kończyli dzieła. Dopiero później przychodziła refleksja: nie mam za co żyć. Oczywiście – Dostojewski dyktował swoje powieści także po to, aby oddać długi i – na szczęście – wydawca płacił mu w odpowiednim terminie...

Trudno od każdego żądać idealizmu! Spotkałem aktorów, często bardzo uzdolnionych, którym wystarczyło odbębnić swoje trzy minuty na scenie, potem odpocząć w Spatifie przy sałatce jarzynowej, kieliszku i co miesiąc cieszyć się, że odbierają większy plik banknotów niż ja – aktor ról pierwszoplanowych. Być może zresztą brak możliwości znaczącego powiększenia dochodów nie motywował ich do pracy. Trudno żądać od każdego idealizmu!

Na Zachodzie „aktor epizodyczny” marzy, aby zagrać główną rolę nie tylko dlatego, że tak tę rolę kocha, ale także i dlatego, że przeskoczy o kilka pięter w każdym sensie – prestiżowym, psychologicznym, materialnym. Marzy, by zajechać na poligon luksusowym łazikiem, a nie leżeć w błocie jak statyści. Czy to nieszlachetne? W moim wypadku napędem była przede wszystkim chęć bycia najlepszym. Ale nie uważam, jeśli efekt jest godny pochwały, by zdrowa chciwość – tęsknota za dostatniejszym życiem, pieniędzmi – była czymś uwłaczającym sztuce.

To się w głowie nie mieści, że Łomnicki za swoje wielkie role pobierał grosze. Wajda mógł sobie pozwolić na dom wówczas, gdy zaczął kręcić filmy na Zachodzie. Pamiętam Andrzeja po Popiołach, gdy powiedział, żebym się przygotowywał do roli Cezarego Baryki w Przedwiośniu. Mówił to w swoim maleńkim mieszkaniu na Powiślu. Wielokrotnie wtedy widziałem, jak największy polski reżyser dobiegał do trolejbusu, by zdążyć przed zatrzaśnięciem drzwi.

Jak żyli aktorzy w PRL? Nie gorzej niż reszta społeczeństwa – czyli skromnie. Wódka była tania. Na raty kupowało się lodówkę, mieszkanie. Było się uzależnionym od „państwa”. W momencie konfliktu z komunistycznymi władzami groziła utrata niewielkich materialnych przywilejów – wykwaterowanie na przykład. Podobną rolę na Zachodzie spełnia bank. Ale bankiera guzik obchodzi, co ktoś myśli o prezydencie, ustroju czy pracodawcy. Wywala z mieszkania, gdy klient nie spłaca rat. To brutalność dżungli. Może. Ale nie ogrodu zoologicznego.

TROCHĘ SZCZEGÓŁÓW

Zawodowcem zostałem, gdy po raz pierwszy poszedłem do kasy, by zainkasować forsę – zapłacono mi za wykonanie „Grandę Valse Brillante” z „Kwiatów polskich” Tuwima. Dostałem wówczas więcej pieniędzy – za jeden wierszyk! – niż wynosiła renta mojej matki.

Pomyślałem: poważna sprawa. Przyniosłem banknoty do domu i powiedziałem do mamy:

– Od dziś już dla mnie nic nie kupujesz. Radzę sobie sam! Za Rannego w lesie zarobiłem 16 tysięcy. Miałem stawkę 500 zł za dzień zdjęciowy. Gdybym skończył studia, włożyłbym do kieszeni trochę więcej – 900 zł. Między mną, amatorem, a najlepiej opłacanym aktorem różnica była znikoma: jakieś 900 – 1000 zł. Po tym filmie kupiłem garnitur, a resztę podrzuciłem dziadkom – by kupili węgiel. W Popiołach dano mi nieco więcej niż w filmie Nasfetera, ale też tylko tyle, ile przewidywały przepisy – tzn. mniej niż Józef Duriasz (grał epizod – rolę brata Rafała Olbromskiego), Mularczyk i inni.

Potop... Prawie dwa lata pracy... Około 150 tysięcy złotych – zatem jakieś 8 tysięcy miesięcznie. Do tego gaża teatralna – 2-3 tysiące. Moje małżeństwo się już rozpadło – zadeklarowałem, iż będę płacił 8 tysięcy miesięcznie (alimenty). Diety starczały na skromne hotelowe śniadanie. Trzeba było „dorabiać po godzinach” – koncerty i spotkania z widzami w miej-

152

scowościach, leżących w okolicy miejsc, gdzie akurat kręciliśmy. Grałem na okrągło – Hamlet, Kmicic, słowa Norwida z przygodnych scen. Nieustanne zmęczenie. Nie pomogło. Popadłem w długi i po Potopie musiałem sprzedać samochód, by je pospłacać. Ale – rezygnując z oferty Kirka Douglasa, który chciał mnie zobaczyć jako pirata w swoim filmie (wynagrodzenie, naturalnie, większe niż stawki zachodnioeuropejskie) – świadomie zrezygnowałem z nabijania kabzy. Po początkowych wahaniach, wywołanych nagonką prasową, uświadomiłem sobie, co mogę stracić, uciekając od Kmicica.

Angaż do Małżeństwa z rozsądku uważałem natomiast za komercyjny kompromis: na propozycję Barei patrzyłem z wyżyn literatury Mickiewiczów i Żeromskich. W głowie mi się przewróciło... Trzeba było jednak utrzymać przyszłą żonę (już z nią mieszkałem), poza tym myślałem, że Czyżewska się pewnie nie myli, decydując się na udział w tym filmie. Nawet Bareja mi mówił: to tylko głupia historyjka. Dziś, gdyby Staszek żył, wyściskałbym go za wciągnięcie mnie do Małżeństwa... Minęły lata – moje dzieci w kółko puszczają sobie tę komedię. Zuzia i Marysia Konwicka już jako czternastolatki widziały ją kilkakrotnie. Marysia, mieszkająca w Nowym Jorku, mawia do Zuzanny:

– Tobie z tego filmu dostał się Daniel, a ja mam tylko bon na Czyżewską!

Podobnie było z Bokserem Dziedziny. Nie idzie o to, że dostał nagrodę na festiwalu filmowym w Teheranie, a o to, że uważam go za jedną z najpiękniejszych przygód mojego życia...

W wiele lat później również jak przygodę – ale i źródło niezłych pieniędzy – potraktowałem udział w Sekretach Sahary. 5 milionów lirów (brutto) za dzień zdjęciowy to atrakcyjna zapłata. Zdaje się, że będę musiał pokazać Krzysiowi Zanussiemu umowę, bo znów mi – niedowiarek – zarzuci samochwalstwo...

Zadzwoniła do mnie bodaj najsłynniejsza we Francji casting girl – Margot Capellier, dziś już ponad osiemdziesięcioletnia. Na jej głos i epizodysta, i Jean-Paul Belmondo poprawiają krawat.

Czy ci się nie znudziły filmy dla intelektualistów? Przejrzyj scenariusz, który ci wysłałam. Wiesz, przeczytałam go do końca, autentycznie zaciekawiona, co będzie dalej. Aha, to są duże pieniądze! Masz do wyboru albo grać schwarzcharakter, albo nieszczęśliwie zakochanego kapłana...

Czarny charakter zagrał w końcu David Soul, a w innych głównych rolach wystąpili Andie McDowell, Michael York, Ben Kingsley, no i ja. Nikt z nas nie uważał za dyshonor pracę na planie tego filmu. Towarzystwo było dobrane, bawiliśmy się świetnie we Włoszech i w piaskach Sahary... Przyznam się jednak, że trochę z braku czasu, trochę z lenistwa, w scenariuszu przeczytałem dokładnie tylko własną rolę.

Przed końcem zdjęć zapytałem reżysera, patrząc na instalacje wybudowane w Cinecitta:

A co to za kształt nam tu scenograf przyrządził?

To przesłanie, które ma ulecieć w kosmos.

Chryste Panie, pomyślałem, ale było już po herbacie...

Z OBCEJ SAKIEWKI

Zagraniczne apanaże poznałem na Węgrzech. Forintowe honoraria za filmy Jancsó wydałem w całości w Budapeszcie. Pierwsze większe pieniądze zawdzięczałem również Miklósowi, ale za film zrealizowany we Włoszech – La pacifista Pacyfistka z Monicą Vitti. Węgier kręcił swoje obrazy bardzo szybko (często w niecałe dwa tygodnie) – za kilka dni zdjęciowych odebrałem 5 czy 7 tysięcy dolarów.

Na ówczesne czasy – fortuna! Lecz niewiele w porównaniu z zapłatą za Blaszany bębenek.

153

Volker Schloendorff zjawił się w Polsce ze swoim producentem. Nie chciał dyskutować z „Filmem Polskim”. Napisał po prostu kilka cyfr na bibule. Złożyliśmy podpisy. Później, na podstawie serwetkowej umowy, sporządzono prawdziwy kontrakt. Kilkanaście dni zdjęciowych – 60 tysięcy marek (minus podatek i 20 procent dla „Filmu Polskiego”!). Sukces gdańskiej opowieści Schloendorffa sprawił, że Olbrychski kosztował w Niemczech już 6 tysięcy marek za dzień obecności na planie. Taka cena utrzymuje się do dziś. Nie dostaję od Niemców ani dużo mniej, ani więcej. Niemiecka telewizja płaci mi, jak wszystkim, 50-70 procent stawek z filmów kinowych. Tyle, o ile wiem, dostaje ścisła czołówka niemiecka.

W filmach amerykańskich gaże są o wiele wyższe niż w europejskich - nawet gdy Amerykanom przyjdzie opłacić aktorów europejskich (trochę na tym oszczędzają). Doświadczyłem tego, odtwarzając postać czeskiego ubeka w Nieznośnej lekkości bytu według Kundery. Uznano, że rola jest skomplikowana: z dziesięć minut na ekranie – trzy dni zdjęć. Operatorem był mistrz, współpracownik Bergmana – Sven Nykvist. Pracowało nam się świetnie, koncepcję roli miałem starannie opracowaną. Efekt – wystarczył dzień. Od producenta dostałem później list: Dzięki pana perfekcjonizmowi skróciliśmy zdjęcia o dzień. Honorarium pozostaje naturalnie bez zmian – za dwa dni. Dziękujemy”. Czek: 30 tysięcy dolarów.

RYZYKO

Bywa, że straty finansowe są zamierzone. Przecież przyjazd do Warszawy – by zagrać w Dwoje na huśtawce w reżyserii Wajdy i z partnerką Jandą – spowodował odrzucenie intratnej propozycji filmowej.

Czasami decyduję się – jeśli film jest ciekawy, a jego budżet skromny – na udział w przyszłych zyskach. Producent płaci wówczas część gaży (normalnie waha się ona od 2 do 5 tysięcy dolarów za dzień zdjęciowy) i wspólnie czekamy, co będzie z publicznością. Nigdy nie liczę na traf, który przydarzył się francuskim kolegom w filmie Trzej mężczyźni i dziecko: reżyserka-debiutantka, malutki budżet, ich zgoda na udział w zyskach z rozpowszechniania...

I zostali milionerami!

Ot, taki grecki film Teleftaio Stichima Costasa Zirinisa. Zagrałem główną rolę. Wiedziałem, że nic z procentów od zysków nie wpłynie do mojej kieszeni – dotąd realizatorzy są mi winni pieniądze. Ale byłem wzruszony, iż ów Grek napisał bardzo osobisty, nie najgorszy zresztą, scenariusz i zwrócił się do mnie.

Zdarza się jednak, że ktoś nie dotrzymuje reguł gry. Wtedy staram się być stanowczy. Producent filmu Cristiny Comencini nie wypłacił mi jeszcze 15 tysięcy dolarów. Skądinąd wiem, że obraz jest nadal wyświetlany w różnych krajach. Agent i prawnik starają się odzyskać moją należność – przy ich pomocy otrzymałem już połowę zapłaty.

Po latach niepojawiania się w Rosji – nie z mojej zresztą winy – dałem się skusić na film Malejkowa(?) z Leną Safonową. Miałem kilkanaście wolnych dni. Na planie poszło wspaniale. Zachęcony, zagrałem w następnym obrazie – tym razem w reżyserii Charczenki – Śmierć z miłości. Wyjątkowo zgodziłem się na kilka tysięcy dolarów – za cały film! Niesolidny okazał się producent. Przypuszczam, że zagrałbym nawet za darmo, gdyby mi powiedziano: „Chcemy pana, ale nas nie stać”. Jeśli się jednak podpisało umowę... Zatem – za cichym przyzwoleniem reżysera, który nie wiedział, jak mi spojrzeć w oczy – zabrałem do Polski taśmę-matkę z ostatnią ważną sceną: fruwam nad Petersburgiem uczepiony liny, zwisającej z helikoptera. Filmu nie można zmontować. Czekam na negocjatora.

154

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]