Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Olbrychski D. ANIOY WOK GOWY.pdf
Скачиваний:
14
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
1.66 Mб
Скачать

Pan Gustaw nie musi nikomu zazdrościć. To bardzo wrażliwy, pozbawiony kompleksów człowiek. Po Hamlecie, przy obiedzie w stołówce u literatów, powiedział mi:

Patrzyłem na pana przez trzy godziny. I coraz bardziej się w sobie skupiałem. Życzę panu, żeby się panu nigdy nic złego nie stało...

A doświadczyłem wówczas (i dalej doświadczam) wielu złośliwości – co charakterystyczne – od aktorów niepomiernie mniejszego wymiaru niż Gustaw Holoubek.

ŁATWIEJ – TRUDNIEJ

Kręcąc się w tzw. środowisku, przysłuchuję się czasami dyskusjom na temat: „Co łatwiejsze: gra w teatrze czy filmie”. Niby – banał. „O wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy”. Ale rozejrzyjmy się.

W teatrze aktor ma najczęściej luksus znakomitego, interesującego scenariusza. Z dobrego konia można, oczywiście, spaść, bo jest nerwowy, bryka i sadzi susami. Lecz jeśli ktoś umie jeździć, to skoczy wysoko. Scenariusze filmowe bywają kiepskie, przypadkowe. I nie sprawdzone, bo prezentowane po raz pierwszy.

W teatrze praktykuje się zwarty okres prób. Uczy się, błądzi, oswaja z tekstem, a potem z każdym spektaklem rozumie coraz więcej. Wszystko układa się chronologicznie – rodzę się na początku, umieram na końcu. W filmie po zagraniu własnej śmierci, często aktor musi zatańczyć na swoim weselu, bo takie są wymogi scenografii i produkcji. Jak to w głowie poukładać?

Wajda się spieszył podczas kręcenia Panien z Wilka: nie miał czasu, a w dodatku nie było odpowiedniego słońca. Musiałem sobie znaczyć, w jakim kostiumie za chwilę się znajdę – by uniknąć pomyłki. Po biegu, marszu, przemieszczaniu się na czworakach trzeba się było przebrać i wkroczyć do salonu, gdzie kręciliśmy subtelne sceny. Następne „chronologicznie” ujęcie kręciliśmy w dwa tygodnie później. A należało zapamiętać psychologiczną tonację gry, żeby nie wywołać dysonansu z następnym montowanym w filmie ujęciem.

W teatrze adrenalina pojawia się we krwi punktualnie o siódmej wieczorem – w momencie wejścia na scenę. Należy się szykować, skupiać na określoną porę. W filmie wzywają nas na plan o siódmej rano. Trzeba godzinami czekać na swoje pięć minut, które nie wiedzieć, kiedy nadejdą: a to nie ma słońca, a to awaria, a to inne opóźnienie... Najlepiej się rozluźnić – i mieć w nosie wszystko. Czyhać jak kot na mysz – i ją złapać! Ten kto się spręży na te kilkadziesiąt sekund po wielogodzinnej zwłoce – wygra.

Tylko że rzadko kto ma kocią cierpliwość. I mysz często czmycha.

135

NAPĘD NA CZTERY KOŁA

Nie znoszę samolotów. Czuję się w nich jak jeszcze niedawno radziecki obywatel: nic ode mnie nie zależy i nie mogę wysiąść. (Czy to zresztą naturalne, by tyle ton metalu i mięsa unosiło się w powietrzu?). W samochodzie – przeciwnie.

Zżywam się z moim autem. Nie lubię się nim dzielić, zwłaszcza nieświadomie. Gdy ukradziono mi mercedesa, to poszukiwałem go jakoś bez przekonania. Był dla mnie jak kochanka, którą „przeleciał” szwadron kawalerii. Po ludziach, zawodzie i koniach samochody są mi najbliższe. Najbliższe z rzeczy.

FRANCUSKIE PUDEŁKO

Po kilku tygodniach nauki jazdy – jak to robić na śniegu i lodzie, uczył mnie sam Marian Rosa – wybrałem się do Zakopanego: do żony i Rafała. Za kierownicą białego renault 10 nagle urosły mi skrzydła. Obok podróżowali konkurenci, których trzeba było prześcignąć. Brawura i zakręt „zakopianki” odwróciły moje pierwsze auto na dach.

Zrozumiałem, że jeśli będę w ten sposób jeździć, a nie nauczę się prowadzić, to się zabiję. Trafiłem do Stanisława Dalki, znakomitego kierowcy rajdowego. Wpoił mi nie tylko technikę, ale także umiejętność dedukcji na drodze; myślałem jak w szachach – parę ruchów naprzód.

Dalka był znakomity w jeździe po mieście. Kiedyś przewiózł po Warszawie sławnego Altonena. Fiński mistrz rajdów, gdy wysiadł z fiata 125 p, przez dłuższą chwilę nie mógł ochłonąć. Staszek straszył ludzi z lubością, ale w tym pozornym ryzykanctwie nie przekraczał granicy bezpieczeństwa.

Po pewnym czasie powiedziałem mu, że właściwie już wszystko wiem. Dalka uśmiechnął się i powiedział niby do mnie, niby do siebie:

– Gdy kierowca mówi, że już wszystko umie, to niech lepiej zwolni o 20 kilometrów. Niepomny tej przestrogi, wybrałem się do Norymberg!, aby dotrzeć na plan Piłata i in-

nych. Kierunek: Wrocław. Kilometrów szybko ubywało, gdzieś koło Łodzi wziąłem autostopowicza. Wpadłem na wrocławskie ulice. Nie znałem miasta, ale rozpędzony gnałem co najmniej osiemdziesiątką. Zniecierpliwiłem się, że tramwaj blokuje prawą stronę drogi. Próbowałem ominąć wagony z lewej – pojechałem po torowisku. Już prawie wyprzedzałem zawalidrogę, gdy ujrzałem inny tramwaj jadący z naprzeciwka, a w nim przerażonego motorniczego. Przyspieszyć?! Dodałem gazu i o włos uniknąłem zmiażdżenia. Widocznie jednak metal rozdarł oponę, bo za chwilę renault zaczął tańczyć po jezdni. A wokół stragany i tłum. Nie było rady – wpakowałem się w solidny, poniemiecki, murowany kościół. Samochód rozpruty. Na szczęście ani mnie, ani pasażerowi nic się nie stało. Wstyd tylko, bo wszędzie rozchodził się zapach alkoholu. To nie był jednak mój oddech, lecz potłuczone butelki z wódką – resztki podarków dla niemieckiej ekipy kręcącej film. Wsiadłem w samolot – zdążyłem na zdjęcia. Rozminąłem się tylko z szesnastoletnią wówczas Zuzią, która przyjechała na plan do ojca i czekała na mnie, jak wspomina, z bijącym sercem, bo się we mnie podkochiwała.

Uznałem renault za pechowy samochód. Nie uśmiechało mi sięsprawdzać, czy naprawdę „do trzech razy sztuka”. „Renówka” zmieniła właściciela.

136

WARSZAWA – PARYŻ

Po Piłacie..., w 1971 roku, zdecydowałem się na fiata 125p. Uznawano go wtedy za niezły samochód, a na znacznie lepszy nie miałem pieniędzy. Przydał się natychmiast. Wpadłem do mamy i – wiedziałem, że o tym marzyła od zawsze – zaproponowałem, abyśmy się razem powłóczyli po Paryżu. Akurat pokłóciłem się z Moniką, moją żoną, i nie musiałem zabierać jej z nami.

Jest twój paszport i trochę pieniędzy. Zamieszkamy niedaleko Saint-Germain-des-Prés, u mojego przyjaciela Passka.

Przodkiem Jean-Loupa był Jan Chryzostom. Mama nigdy nie wyjeżdżała z kraju. Nocowaliśmy w praskim hotelu nie opodal Vaclavskych Namesti – był to pierwszy wytworny hotel, w którym mama zamieszkała. Potem pojechaliśmy przez Norymbergę do Wiesbaden. Tam wypadł nam kolejny postój – gościła nas Elżbieta Scotti, producent i dystrybutor filmów. Spotkaliśmy u niej Stanisława Lema. Już w grupie ruszyliśmy do Frankfurtu.

Na autostradzie fiata zasnuł dym. Koniec jazdy – zatarty silnik. Pomoc drogowa: koszty spore, a portfel chudy. Co dalej? Mama pocieszała:

Nic się nie stało. Do Paryża wprawdzie nie dojedziemy, ale przecież i tak byłam za granicą...

Zadzwoniłem do pani dyrektor z FSO, która poza kolejnością – wiedząc, że chcę jechać z matką do Paryża – załatwiła mi kupno samochodu bez talonu. Poprosiłem o poradę. Okazało się, że żerańska fabryka ma przedstawicielstwo w Hamburgu. Stamtąd przyjechali mechanicy, wymienili silnik na lepszy, o zwiększonej mocy. Po dwóch dniach ruszyliśmy dalej. Właściwie to, że wówczas dotarliśmy do Paryża, zawdzięczam życzliwości tej kobiety. Podróż na trasie Warszawa – Paryż wiele dla mnie znaczyła. Cieszyłem się, że mogę spełnić marzenie matki. I swoje, z czasów dzieciństwa, gdy – wodząc palcem po mapie – wyobrażaliśmy sobie, że spacerujemy po brzegach Sekwany.

ODCINKI OBSERWOWANE

Fiatem pokonywałem rajdowe odcinki specjalne. Poza konkurencją, ale z sukcesami, bo udawało mi się wygrywać z niejednym renomowanym zawodnikiem: wsiadaliśmy do porównywalnych – pod względem technicznym – samochodów. Polecał i ręczył za mnie Staszek Dalka. Niestety, moi rywale dysponowali fabrycznym serwisem, a ja tylko swoją kieszenią, więc odpadłem z konkurencji.

Nie mogłem sobie pozwolić na poważniejszą awarię w czasie Potopu, bo woziłem Łomnickiego do Mińska, Jasiukiewicza do Częstochowy, a Czarka Owerkowicza na wspólne koncerty, dzięki którym jakoś wiązałem koniec z końcem. Hoffman nie pozwalał mi na wyjazdy, bo wcielanie się w Kmicica było już wystarczająco wyczerpujące. Ale musiał się z tymi eskapadami pogodzić, gdyż wynagrodzenie za główną rolę w Potopie okazało się śmiesznie małe. Sporo pieniędzy (osiem z dziesięciu zarabianych tysięcy) wysyłałem Monice, by Rafałowi niczego nie brakowało. Aby jeść w hotelu, musiałem jeździć z koncertami po okolicy, czasami niemal zasypiając za kierownicą.

JERZY WÓJCIK: Danek lubił pisk opon, efektowne wyprowadzenie samochodu z zakrętu. Temperament. Niejednokrotnie jechaliśmy bardzo szybko, ale czułem się z nim bezpieczniej niż z innymi, którzy brak ryzyka kojarzą z wolną jazdą. Kochał prowadzić. Wolę i ufam o wiele bardziej, gdy ktoś żyje intensywnie. Wątpię, gdy nie wiem, czy to człowiek z krwi i kości, czy cień.

137

Po Potopie sprzedałem fiata. Trzeba było spłacić długi. Kupiłem trabanta. Pierwszy wsadził mnie do takiego samochodu Zanussi, gdy kręciliśmy Zaliczenie. Wiedział, że będę robił prawo jazdy i po powrocie z Włoch wybiorę jakieś auto. Oswojenie przydało mi się później.

Pamiętam, jak jeżdżąc z Fronczewskim, przekonywaliśmy się nawzajem o zaletach tego pojazdu. Ciekawa była reakcja ludzi – patrzyli znacząco z chodników czy tramwajów, niekiedy wprost o tym mówili: wciskasz nam kit, że niby jesteś taki biedny i jeździsz „mydelniczką”; jakiś ty zakłamany, skrywasz swoje bogactwo – ile za Potop dostałeś!!! Wtedy otrzymałem jakby społeczne przyzwolenie na kupno porządnego, zachodniego samochodu. A były to lata, gdy posiadanie wozu z Zachodu przeważnie wywoływało zazdrość i rodziło podejrzenia.

Gdy się nieco finansowo „odkułem”, wróciłem do fiata 125p. Kupiłem go z przydziału: dotknęła mnie hojna ręka władzy.

W STRONĘ STUTTGARTU

Na plan Panien z Wilka zajechałem już nowym samochodem. Część forsy za Blaszany bębenek zamieniła się w oliwkowozielone bmw 320. Szybko byłem zmuszony podzielić się swoim majątkiem, pozostawionym w aucie. Ukradziono nie tylko stereofoniczną aparaturę i inne gadżety, ale, niestety, także masę kaset z piosenkami śpiewanymi przez Wysockiego specjalnie dla mnie.

Bmw służyło mi przez dwa lata. Pozbyłem się go tuż przed wyjazdem do Francji. Potrzebowałem gotówki. Podpisałem „list ośmiu” i nie wiedziałem, jakie konsekwencje za to poniosę. Areszt wydawał się prawdopodobny. Chciałem, by rodzina – przynajmniej na pewien czas

– była zabezpieczona finansowo.

We Francji, po zarobieniu pierwszych franków, wsiadłem do renault 5. Stanowczo nie miałem szczęścia do tej marki: kilka razy pogiąłem maskę, nawet przy parkowaniu. Gdy mogłem sobie na to pozwolić, zamieniłem „renówkę” na czarnego volkswagena golfa turbo diesel. Wiedziałem już, że nikt przeszkód przy wyjazdach do kraju czynić mi nie będzie, a wtedy w Polsce brakowało benzyny.

Samochody, czekające na mnie pod moimi domami, zmieniały się zawsze na bardziej luksusowe, gdy czułem potrzebę odmiany, a zapłata za film, w którym grałem, pozwalała na kaprysy. Nie inaczej było w przypadku mercedesa 190 diesel z dwuipółlitrowym silnikiem. To był efekt Róży Luksemburg: kolor czarny, z rozsuwanym dachem, z grzałką, którą się tak programowało, by rano w samochodzie było ciepło.

Firma wiedziała, że przechodzę do ich klanu, porzucając volkswagena i bmw. Dostałem liścik: skoro wybrał pan mercedesa – już nigdy nie zmieni go na żadną inną markę... Pojechałem do Stuttgartu, aby odebrać zamówienie. Chciałem, by towarzyszyła mi żona. Mieliśmy spotkać się na stuttgarckim dworcu i dalej pojechać już razem. Przyjechałem z Monachium, gdzie kończyliśmy właśnie postsynchrony do Róży... Czekam – nie ma Zuzanny. Wskoczyłem zatem do podmiejskiego pociągu i pojechałem pod fabrykę.

Żona tymczasem wykupiła bilet na samolot do Frankfurtu. W kabinie usiadła obok jakiegoś Niemca, ubrana w tenisówki, dres, z plastikową siatką w ręku. Nawiązała się rozmowa:

A pani w jakiej sprawie? Jakieś stypendium? – towarzysz lotu wziął Zuzię za pomoc domową.

Nie, umówiłam się z mężem w Stuttgarcie.

A to mąż tam pracuje...

Nie, odbiera mercedesa. Prosił, abym przy tym była. Niemiec chrząknął i zagłębił się w lekturze „International Herald Tribune”. Uznał, że ma do czynienia z wariatką.

138

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]