Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Olbrychski D. ANIOY WOK GOWY.pdf
Скачиваний:
14
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
1.66 Mб
Скачать

GWIAZDOREK

MONIKA DZIENISIEWICZ-OLBRYCHSKA: Gdy zobaczyłam Daniela pierwszy raz, wydał mi się ekspansywny i męczący. Miałam rację! Kiedyś Wowo i Jurek Skolimowski odprowadzali mnie na dworzec, jechałam do Łodzi. W pociągu dosiadł się Daniel. Nie pozwolił mi czytać, zamęczając opowieściami o Popiołach. Kabotyn i zarozumialec. Na koniec podróży dał mi swoje zdjęcie – fotos, który wcześniej widziałam w „Filmie”.

STEFAN FRIEDMAN: Po Popiołach został playboyem. Szpanował: chodził na rękach, na przyjęciach spuszczał się z okien, wisiał na parapetach na jednej ręce. Uwielbiał zwracać na siebie uwagę. Sztuczki z pudełkiem od zapałek albo z kartką przy ścianie:

No, chodźcie, robimy zawody, kto ile razy kartkę złapie...

Daniel, spierdalaj, chcemy się spokojnie napić wódki.

Dobra, wypijemy, ale przedtem zmierzmy się, posiłujmy na rękę, poskaczmy, która dalej.

Nie, nie odbiło mi. Czasami odbijało, fakt – ale nie odbiło. To, że wróciłem do szkoły teatralnej, było oznaką pewnej dojrzałości. Założyłem rodzinę – to też przecież nie decyzja szczeniacka. Bardzo poważnie myślałem o zawodzie. W życiu towarzyskim zwracałem na siebie uwagę, lecz chyba nie z chęci zaimponowania komukolwiek. Prawdopodobnie sprawdzałem się bez przerwy... To nie prosty egocentryzm, ale raczej pokrywanie nieśmiałości. Często wydawało mi się, że mam obowiązki wobec gości zapraszanych na przyjęcia: powinienem zatem spełniać ich oczekiwania, zajmować sobą, opowiadać anegdoty, bawić ich. Był to sposób, aby zostać zaakceptowanym w środowisku. Choć teraz wiem, jak wielu mogłem drażnić.

STEFAN FRIEDMAN: Daniel miał zamiłowanie do wiecznego ścigania się. Nie mógł przegrać – nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Najpierw był ośrodkiem zainteresowania, podziwu, może uwielbienia. Potem stał się śmieszny, a w pewnym okresie – denerwujący dla otoczenia.

O brawurze Olbrychskiego opowiadano anegdoty. Reżyser mówi do aktora na przykład:

Musi pan wskoczyć do komina, wyskoczyć piecem, zabić trzystu Niemców i przepłynąć wpław rzekę...

Eee, nie... Nie dam rady. To może zagrać tylko Olbrychski. Niech pan jego zaangażuje.

MONIKA DZIENISIEWICZ-OLBRYCHSKA: Był uznawany niemal za cudowne dziecko.

– Daniel to. Daniel tamto. Och, Daniel...

Potem zaczął zyskiwać sobie pozycję, szacunek i prestiż, ale zawsze uważano go trochę za... Zgrywał się, szpanował. Starałam się ukrócić jego popisy, byłam bezwzględna.

Na przykład jego walki z cieniem przyprawiały mnie o ból głowy. Boksował się z nie istniejącym przeciwnikiem na plaży i na środku jakiegoś salonu warszawskiego. Aż mnie zęby bolały... Wstydziłam się, oburzałam, bywało, że z tego powodu publicznie okazywałam Danielowi swoją niechęć. Ale inni stawali w jego obronie. Często brano mnie za tyrana, który ogranicza rozwój osobowości młodego, zdolnego gwiazdorka.

Starałam się tłumaczyć Danielowi, że się ośmiesza. Zgadzał się ze mną, kiwał głową. Przygryzał sobie wewnętrzną stronę policzka. Zawsze tak robił, gdy był zdenerwowany...

Umiłowanie efektu było jednak silniejsze od niego.

MAŁGORZATA BRAUNEK: Byłam z Danielem na festiwalu w Rio de Janeiro.

Idziemy razem słynną Copa Cabana, rozmawiamy, śmiejemy się. Nagle patrzę, a on ni z tego, ni z owego zaczyna iść na rękach.

- Co się stało? Co robisz?

Okazało się, że Daniel zauważył zbliżających się z przeciwka fotoreporterów, kredytowanych na festiwalu. Żeby zwrócić ich uwagę, maszerował na rękach! Na porządku dziennym siłował się na rękę podczas przyjęć. Albo otwierał okno chodził po parapecie. Niebywały instynkt rywalizacji...

AGNIESZKA OSIECKA: Daniel należy do niewielkiej grupy ludzi, którzy gdyby mieli czapkę-niewidkę, nie chcieliby zrobić z niej użytku. W młodości odczuwał bardzo silną potrzebę występowania. Dobrze, że został aktorem... Występował non stop, w dzień i w nocy. Na przyjęciach siłował się na rękę, chodził po rynnach, bez

68

przerwy się pojedynkował... Kochałam go za to! W tzw. środowisku jego zachowanie budziło rozmaite odczucia. Niektórzy uwielbiali go tak jak ja, a dla niektórych wydawał się męczący. Co tu dużo gadać – byli zazdrośni... Na wieczorku towarzyskim wszyscy chcieli się wygadać. Nic dziwnego, że Daniel stanowił dla nich konkurencję. W słowach był równie efektowny, co w czynach.

Życie ułatwia Danielowi występy poza sceną i ekranem. Życie idzie mu na rękę, łasi się do niego. Jednak życie łasi się tylko do tego, kto mu da szansę się połasić. Daniel traktuje je jak teatr i dlatego udaje mu się występować w efektownych rolach. Dlaczego właśnie Daniel obezwładnił terrorystę w samolocie?!

Myślę, że wsiadając nawet do kolejki WKD, Olbrychski podświadomie czeka na to, by nagle wynurzył się terrorysta...

MAŁGORZATA BRAUNEK: Nie wiedziałam, dlaczego znajomi mówią o Wajdzie „Eugeniusz”. Pan Eugeniusz to, pan Eugeniusz tamto... Ktoś mi wreszcie wyjaśnił:

– Nie wiesz... Eugeniusz to od słowa „geniusz”.

W Rio de Janeiro powiedziałam, że przecież mamy w swoim gronie drugiego geniusza, czyli Eugeniusza. Jest nim Daniel. I od tego dnia przyjaciele często mówią do Olbrychskiego per „Gienek”. Z nutą przyjaźni w głosie...

SCENY Z ŻYCIA MAŁŻEŃSKIEGO

Po ślubie nie mieliśmy gdzie mieszkać. Najpierw kątem mieszkaliśmy w domu rodziców mojego kolegi i późniejszego nauczyciela jazdy samochodem, Mariana Rosy. Potem wynajmowaliśmy jedno mieszkanko, drugie, trzecie... Od Basi Wachowicz – na Starym Mieście i od Basi Hoff, która na rok wyjechała do Londynu – na Mariensztacie.

MONIKA DZIENISIEWICZ-OLBRYCHSKA: Na początku Daniel był niesłychanie dbającym, kochającym, miłym i oddanym chłopcem. Nie chciał, abym – będąc jego żoną – miała gorsze warunki życia niż w poprzednim związku. Do pudełka po alkoholu wkładaliśmy nasze zarobki. Daniel brał sobie z niego pieniądze na papierosy, na inne drobne wydatki... Wkrótce po ślubie zaczął nieźle zarabiać, nigdy więc nie odczuwaliśmy poważniejszych kłopotów materialnych.

Nie byłam dla niego dobrą żoną. Robiłam mu sceny zazdrości, bo był ode mnie młodszy. Skoro ja porzuciłam wspaniałego męża, to nikt mi nie mógł zagwarantować, że Daniel nie porzuci starszej od siebie żony.

Bardzo szybko przekonałam się, że Daniel nie może być wierny tylko jednej kobiecie. Nieustanna potrzeba potwierdzania się we wszystkich dziedzinach, także męsko-damskiej... Był najcudowniejszym mężem i kochankiem, szczerym człowiekiem – dopóki znajdowaliśmy się tylko we dwoje w pokoju. Patrzył mi prosto w oczy swoim błękitnym spojrzeniem i nagle uciekał wzrokiem w bok...

Monika okazywała w stosunku do mnie nieuzasadnioną niepewność. Myślała, że skoro jest starsza, to na pewno kiedyś ją zostawię. Powracała do obwiniania się za rozpad poprzedniego małżeństwa.

Była niebywale zazdrosna. Wystarczyło, by mój wzrok zatrzymał się, nawet bezwiednie, na jakiejś dziewczynie – i awantura gotowa.

Monika wybuchała z byle powodu, złościła się na ludzi, co doprowadzało mnie do pasji. Drażniliśmy się nawzajem. Cios za ciosem – nieustanna walka charakterów.

Napięcie między nami nieustannie rosło. Bywały jednak chwile, gdy znów rozumieliśmy się tak jak dawniej. Aż do następnego nieporozumienia.

MONIKA DZIENISIEWICZ-OLBRYCHSKA: Dziś, po latach, staram się pamiętać tylko o wspaniałych chwilach życia z Danielem. Było ich mnóstwo... Wspaniałe, cudowne, euforyczne... Trzymaliśmy się za ręce, patrzyliśmy sobie w oczy. A potem nagle – awantura! Męczące dla obojga... Mieliśmy piekielne charaktery, byliśmy wybuchowi. Darujmy sobie szczegóły, ale Daniel bywał dziko gwałtowny...

Zazdrość okazywana przez Monikę nie dotyczyła naszych spraw zawodowych. Nie miałem do niej pretensji, że zaniedbuje swój zawód. Cieszyliśmy się wspólnie z moich sukcesów.

69

MONIKA DZIENISIEWICZ-OLBRYCHSKA: Wajda mówił, że Olbrychski jest cudny, chwalił go Hanuszkiewicz, a ja –jeśli coś mi się nie podobało – waliłam prosto z mostu: w tej i w tej roli byłeś. Daniel, do niczego.

Sądzę, że stał się dojrzałym aktorem właśnie w tym czasie, gdy byliśmy razem. Sprzeciwiłam się udziałowi Daniela w jednym tylko filmie – w Małżeństwie z rozsądku. Do dziś uważam tę rolę za bezsensowną.

Monika zwykła mówić, że najlepsze role zagrałem przy niej. Powiem raczej, że zagrałem je mimo niej. Szczególnie w ostatnich latach naszego związku żona nie ułatwiała mi pracy. Swobodnie czułem się praktycznie tylko w hotelu, gdy byłem sam. Jeśli przyjeżdżała Monika, na nowo wybuchały awantury.

MONIKA DZIENISIEWICZ-OLBRYCHSKA: Daniel nie zepsuł mojej... hm... nazwijmy to – kariery... Gdy się poznaliśmy, byłam aktorką, ale nie traktowałam swojego zawodu zbyt poważnie. Nigdy nie miałam dobrego zdania o aktorach: nie są to ludzie ciekawsi od innych, chyba nawet – mniej ciekawi. Ich wrażliwość bywa zawężona, wykalkulowana i zupełnie profesjonalna. Żeby dobrze wykonywać zawód aktora, trzeba ogromnej determinacji i pasji – takie cechy miał i ma Daniel. Gdy to spostrzegłam, uznałam, że nie warto zawracać sobie głowy zawodem... I tak nigdy nie umiałabym wkładać w pracę tyle serca, ile wkładał Daniel.

Chociaż... Olbrychski w przypływie dobrego humoru powiedział kiedyś:

– Masz silną osobowość. Gdybyś żyła na Zachodzie i gdyby odkrył cię reżyser, który by cię kochał, zrobiłabyś dużą karierę. Nie jesteś z tych aktorek, co to śpiewają, tańczą, recytują; w Polsce nikt nie potrafi cię ocenić i docenić. Gdybym ja robił filmy, robiłbym je z tobą i wiedziałbym, jak je robić.

W pierwszych latach małżeństwa nie mogliśmy mieć dzieci. Nie stanowiło to dla mnie problemu – nie myślałem wówczas o ojcostwie, może nawet nie nadawałem się do tej roli...

Rafał pojawił się na świecie w momencie, gdy naszego związku już nie można było właściwie uratować.

Wytrwaliśmy razem jeszcze jakiś czas. Może dlatego, że rzadko bywałem w domu, często wyjeżdżałem. Przecież wówczas kręciliśmy Potop... Spędziliśmy ostatnie wspólne wakacje.

Dojrzałem do odejścia, choć się w nikim nie zakochałem. Odczuwałem jedynie silną potrzebę skrycia się w kobiecych ramionach: spokojnych, czułych, niezłośliwych. W końcu – po jakiejś prowokacji – zdradziłem Monikę...

MONIKA DZIENISIEWICZ-OLBRYCHSKA: Nie byliśmy lojalni wobec siebie i dlatego musieliśmy się rozstać.

Na dwa lata przed definitywnym rozejściem się dostarczyłam Danielowi powodu do niemiłych przeżyć. Nie ze swojej winy – wszystko zostało źle zinterpretowane... Bardzo bolesna dla nas obojga sytuacja, zwłaszcza dla Daniela... Zachował się wówczas lojalnie – stanął po mojej stronie, chociaż miał powody, by wierzyć w moją winę.

Ale nie mógł już sobie poradzić... Czułam, że została w nim jakaś zadra.

Naszą najlepszą przyjaciółką pozostawała w tym czasie Basia Wachowicz, później – matka chrzestna Rafała. Lojalna i życzliwa wobec mnie, wobec Moniki i wobec naszego związku. Mimo iż zdawała sobie sprawę z wad Moniki, przez długi czas nie mogła mi wybaczyć odejścia – bo to w końcu ja odszedłem... Nie akceptowała naszego rozwodu i moich następnych związków. Wiem, że to z powodu miłości do nas... Pewnie także z miłości do Rafała..

70

CIEMNE OKULARY

Zbyszka widywałem jeszcze jako uczeń. Wpatrywałem się w niego, jak idzie, jakie robi miny, jak rozmawia. Gwiazdor! Musiał widzieć Rannego w lesie. Wkrótce po premierze spotkałem Cybulskiego. Ukłoniłem się.

– Czeeść! – powiedział i widziałem z rozjaśnienia jego twarzy, że wie, kim jestem.

W dniu rozpoczęcia zdjęć do Popiołów Zbyszek, którego kandydaturę do roli Cedry Wajda wcześniej rozpatrywał, przysłał na plan depeszę z najlepszymi życzeniami. Grał wtedy w szwedzkim filmie Kochać. Potem zobaczyliśmy Giuseppe w Warszawie, gdzie Cybulski zagrał naprawdę olśniewająco. Wajda napisał taką depeszę: „Film powinien się nazywać «Cybulski w Warszawie». Pozdrawiamy z podziwem i miłością – Beata, Andrzej i w dalekiej przyszłości Twój następca, Daniel”. Obruszyłem się za te słowa, bo jak tak można, pewnie Zbyszek się obrazi... Nie obraził się.

Później widziałem Cybulskiego raz czy dwa, w łódzkim Spatifie sporo pił i recytował „Obłok w spodniach”. Zawsze to recytował, kiedy był pijany... No, a potem spotkałem go na planie Jowity.

JANUSZ MORGENSTERN: Od początku byłem pewien, że główną rolę lekkoatlety, Marka Arensa, powinien zagrać Daniel. Ze Zbyszkiem Cybulskim związałem się jednak zawodowo i towarzysko już przed wielu laty. Nie grał w moich filmach, z wyjątkiem debiutu – Do widzenia, do jutra z roku 1959. Miał do mnie pretensje, że nie chcę go obsadzać. Pomyślałem: mógłby zagrać w Jowicie. Wziął scenariusz... Potem zaprosił mnie na obiad i powiedział, że będzie grał. Domyśliłem się, iż chodzi mu o główną rolę.

Zbyszek, sportowca ma grać Daniel, już się z nim umówiłem... Musi to być ktoś młody i sprawny. Ma biegać po stadionie jak prawdziwy lekkoatleta!

Był rozczarowany, chociaż wyraźnie podkreśliłem w scenariuszu, że Marek Arens to Daniel Olbrychski. Zbyszek zawsze miał kompleks na punkcie swojego wyglądu. Nawet gdy wchodził na Plażę w Sopocie pod-

rywać panienki, to owijał się szlafrokiem.

Dobrze. Przeczytam jeszcze raz. Telefonuje po tygodniu:

Wiem, kogo mam grać.

No?

Głównego bohatera.

Mam umowę z Danielem. Chciałbym, żebyś zagrał trenera.

W powieści Dygata nie ma znaczenia – młody lekkoatleta czy ktoś inny. Mam pomysł: niech to będzie żużlowiec. Owinę się w skóry, siądę na motorze i już!

W zasadzie miał rację. Ale byłem szczęśliwszy, gdy w końcu przyjął rolę trenera.

CYBULSKI SUPERSTAR

Trenera grał genialnie. Zwłaszcza w scenie, gdy w łazience ze złością pierze skarpetki. Pryska piana, Zbyszek chodzi z mokrymi rękami... Sam to wymyślił. Majstersztyk!

Ktoś mi powiedział, że poprzedniego dnia Cybulski był w Spatifie i ktoś zaproponował mu kielicha.

– Nie, nie mogę – odrzekł. – Jutro mam ważną scenę z bardzo dobrym aktorem, muszę być w formie. Taki komplement!

JANUSZ MORGENSTERN: Scena z praniem skarpetek może być cytowana w almanachach filmowych. Cóż za aktorstwo! Jowita to ostatni film Zbyszka, nie zdążyliśmy nawet nagrać wszystkich postsynchronów. Sądzę, że ta skarpetkowa scena ma symboliczne znaczenie: przekazanie pałeczki. Gwiazda, która miała wkrótce odejść i gwiazda dopiero wschodząca.

71

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]