Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:

Berg Mary - Dziennik z getta warszawskiego

.pdf
Скачиваний:
74
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
952.95 Кб
Скачать

wyzierała rozpacz. Nie może pogodzić się z tym, że jako policjant będzie musiał pomagać w deportacji, i myśli o zrezygnowaniu z tej pracy. Ale z dru-

182

giej strony, ta właśnie praca chroni go przed deportacją. Chce wiedzieć, co my o tym myślimy.

Z naszego okna widzę, że coś niezwykłego dzieje się w Domu Korczaka. Co chwilę ktoś wchodzi i po chwili wychodzi prowadząc jakieś dziecko. Muszą to być rodzice albo krewni dzieci, którzy w tych tragicznych momentach chc ą je mieć przy sobie. Dzieci są czyste i ubrane schludnie, choć biednie. Jeśli wychylę się z okna, mogę dojrzeć róg Smoczej. Straszne tam zamieszanie; ludzie biegają tam i z powrotem, jak szaleni. Jedni dźwigają tobołki, inni załamują ręce.

Dzielna musiała zostać otwarta dla ruchu, bo nagle pojawiło się na niej wielu przechodniów, a dotąd była pusta. Często widzę całe rodziny, rodziców z dzie ćmi, matki z niemowlętami na ręku, a większe dzieci drepczące z tyłu. To ludzie, którzy sami zgłaszaj ą się do deportacji — nie mają innego wyjścia, ani możliwości ucieczki, ani ukrycia się. Niemcy dają im kilogram chleba na osobę i obiecują lepsze warunki pracy. Ale zdesperowani ochotnicy nie wypełniają wymaganej normy 3 000 osób dziennie. Policja musi r esztę uzupełniać siłą. Wyciągają ofiary z domów albo łapi ą na ulicy.

\j

 

 

 

i" '

 

 

 

,in,

 

 

 

• cni

 

 

 

sin v

 

 

 

Rozdział XIII

> f

 

 

DZIECI IDĄ NA SPACER

>

 

sJ).;

 

 

 

24 lipca 1942

 

-

<m -

Prezes Gminy, Adam Czerniakow, popełnił samobójstwo . Zrobił to ostatniej nocy, 23 lipca. Nie mógł znie ść swego okropnego brzemienia. Zgodnie z wiadomościami, jakie tu do nas docierają, uczynił ten tragiczny krok, gdy Niemcy zażądali podwyższenia kontyngentu deportowanych. Nie widział innego wyjścia, jak tylko opuszczenie tego potwornego świata. Jego najbliżsi współpracownicy, którzy widzieli go na krótko pr zed śmiercią, mówi ą, że do końca wykazywał wielką odwagę i energię.

Gmina wybrała nowego prezesa, aby zastąpił Czernia-kowa. Został nim stary Lichtenbaum, ojciec inżyniera Lichtenbauma, kierownika biura budownictwa Gminy.

Dziś przywieziono na Pawiak nową grupę zakładników spo śród członków Rady Starszych. Szeryński znów stoi na czele policji getta, cho ć w lutym był aresztowany przez Niemców. Znaczna grupa Żydów uciekła na „aryjsk ą" stronę mimo wzmocnionych straży. Mówi si ę, że uzbrojona jednostka żydowskiego podziemia zlikwidowała posterunek niemieckiej żandarmerii w pobliżu jednej z bram, umożliwiając ucieczkę dużej grupie Żydów.

Sierpień 1942

Za bramami Pawiaka odczuwamy cały terror, jaki szaleje w getcie. Przez kilka ostatnich nocy nie mogliśmy

184

spać. Odgłosy strzelaniny, krzyki rozpaczy doprowadź; nas do szaleństwa. Muszę zebrać wszystkie siły, by n robić te zapiski. Straciłam rachubę czasu i nie wiem, j dzisiaj dzień. Ale có ż to ma za znaczenie? Jesteśmy jakby na małej wyspie pośród oceanu krwi. Całe ge spływa krwią. Dosłownie widzimy świeżą ludzką ki i czujemy jej zapach. Czy świat zewnętrzny wie o t cokolwiek? Dlaczego nikt nie przychodzi nam z porno Nie mogę już żyć; moje siły wyczerpały się. Jak dł będą nas tu trzymać, byśmy byli świadkami tego ws

stkiego?

Parę dni temu grupa obywateli krajów neutraln została z abrana z Pawiaka. Najwyraźniej Niemcy mogli ich użyć do wymiany. Z okna widziałam kilka żarówek wypełnionych lud źmi i starałam się odró: znajome twarze w śród nich. W jaki ś czas pó źniej pi szedł do nas zdyszany strażnik więzienny i powiec nam, że Żydzi będący obywatelami neutralnych kra europejskich zostali właśnie zabrani na Umschlagp skąd będą deportowani. A więc niebawem może nad i nasza kolej. Mam nadzieję, że już wkrótce. To czek jest gorsze ni ż śmierć.

Niemcy zablokowali wszystkie ulice getta. Poni< 10 000 ludzi, jakich żądają teraz dziennie, nie stawi; do raportu, naziści używają siły. Codziennie otaczają ulicę zamykając wszystkie wyjścia. Wchodzą do mieś i sprawdzają karty pracy. Ci, którzy nie posiadaj ą maganych dokumentów, albo w ocenie Niemców ni« daj ą się do pracy, są natychmiast zabierani. Kto prć stawiać opór, zostaje zastrzelony na miejscu.

Właśnie teraz, gdy piszę te słowa, taka blokada 185

miejsce na Nowolipiu, zaledwie dwa bloki od naszego więzienia. Ciągnie się już od dwóch dni. Ulica jest całkowicie zamknięta; prawo do przejścia nią mają tylko żydowscy policjanci. Żony i dzieci mężczyzn zatrudnionych w niemieckich fabrykach w getcie są oficjalnie zwolnione z deportacji, ale to zwolnienie jest tylko na papierze. W rzeczywistości mąż wracający z pracy często stwierdza, że zabrano całą rodzinę. Zrozpaczony biegnie na ulicę Stawki odnaleźć bliskich, ale zamiast ich ocalić, często sam jest zaganiany do bydlęcego wagonu.

Niemieckie fabryki w getcie pracują teraz po dwanaście godzin dziennie z godzinną tylko przerwą na odpoczynek. Robotnicy otrzymują kwaterkę wodnistej zupy i ćwierć funta chleba dziennie. Ale mimo głodu i niewoli należą do najszczęśliwszych w getcie, bo praca chroni ich

przed wywiezieniem.

 

• .

?

--i

Dom Sierot dr. Janusza Korczaka jest teraz pusty. Kilka dni temu staliśmy wszyscy przy oknie i patrzyliśmy, jak Niemcy otaczają budynki. Szeregi dzieci trzymających się za rączki zaczęły wychodzić z bramy. Były wśród nich maluszki maj ące po dwa, trzy latka. Najstarsze miały może ze trzynaście lat. Każde dziecko trzymało w ręku tobołek. Wszystkie miały białe fartuszki. Szły parami spokojnie, a nawet z uśmiechem. Nie miały najmniejszego przeczucia swego losu. Na końcu tego pochodu maszerował dr Korczak, który pilnow ał, żeby dzieci nie rozchodziły się na boki. Od czasu do czasu z ojcowską troską stukał w dziecinną główk ę lub ramię i wyrównywał szeregi. Miał na sobie wysokie buty z wpuszczonymi do środka spodniami, kurtkę z alpaki i granatową ma-

186

ciejówk ę. Szedł pewnym krokiem w towarzystwie lekarza z domu dziecka ubranego w biały fartuch. Smutny pochód znikn ął za rogiem Dzielnej i Smoczej. Poszli w kierunku Gęsiej, na cmentarz. Na cmentarzu zastrzelono wszystkie dzieci. Powiedziano nam, że dr Korczak został zmuszony do oglądania tej egzekucji, po czym jego także

zastrzelono na miejscu.*

Tak zginął jeden z najuczciwszych i najszlachetniejszych ludzi, jakich nosiła ziemia. Był dumą getta. Jegc Dom Sierot dodawał nam odwagi i każdy z nas chętnie oddawał część swoich mizernych środków, aby wspomaga ć wzorcowy sierociniec założony przez tego wielkieg( idealistę. Poświęcił całe życie, całą twórczo ść jako peda gog i pisarz biednym dzieciom Warszawy. Do ostatnie chwili odmawiał rozdzielenia z nimi.

Dom jest teraz pusty, z wyjątkiem żandarmów, którz; wci ąż jeszcze opró żniają ze sprzętów sypialnie pomordc wanych dzieci.

" Wczoraj widziałam oddział Ukraińców i „szaulisó* IlJIii

Te bestie często używają ich także przeciw ludzunn. L ^S^^ii wywieziono z ge

T^T Korczak zgiń* wraz z dziedmi prawdapodob w obozie w Treblince (przyp. tłłim.). 187 881

ponad 100 000 osób. Tak że liczba zamordowanych jest bardzo duża. Kto tylko może, stara się załatwić pracę w niemieckich fabrykach Toebbensa, Schultza i Hal-lmanna. Za kartę pracy płaci się fantastyczne sumy.

Nasza rodzina internowanych na Pawiaku liczy teraz sześćdziesiąt cztery osoby. Zjednoczeni we wspólnym, niewiadomym losie, staramy si ę zorganizować nasze szare, nieszczęśliwe życie, jak najlepiej umiemy. Wybraliśmy swojego przedstawiciela, pana S., który od czasu do czasu omawia nasze sprawy z komisarzem Nikolausem. Gentleman ten jest obywatelem Kostaryki. Świetnie mówi po niemiecku i wie, jak podej ść Nikolausa. Dwa razy w tygodniu wolno nam korzystać z więziennego telefonu w celu kontaktowania się z siedzibą gestapo w Alei Szucha.

Nemetz, zastępca Nikolausa, oficer SS, często do nas przychodzi. Zwykle widzimy z okien, jak nadjeżdża, i wtedy pospiesznie porządkujemy nasze rzeczy. Pan S. szybko notuje nasze prośby, a gdy Nemetz pojawia się, ma już gotową listę.

Nemetz próbuje odgrywa ć rolę gentlemana, tak jak wszyscy niemieccy urzędnicy, którzy mają z nami do czynienia. Zawsze obiecuje spełnić nasze prośby, które zwykle s ą bardzo skromne — na przykład prosimy o zmienienie siana w siennikach albo o dezynfekcję pokoi, albo też o trochę mydła czy lepsze jedzenie. Ale Nemetz nigdy swych obietnic nie dotrzymuje. Jest uprzejmy; najwyraźniej był jakiś rozkaz z góry, żeby zachowywać się grzecznie w stosunku do obywateli amerykańskich. Wychodząc podaje rękę panu S., uśmiecha się do wszystkich i obiecuje przyjść znowu za parę dni.

Tak mijają tygodnie. Wolno nam wyjść na więzienne podwórze tylko raz dziennie. Spacerujemy między pralnią a naszym budynkiem przez godzinę i jesteśmy w tym czasie pilnowani przez dwóch Ukrai ńców. Jeden stoi

188

blisko bramy, która oddziela nas od „Serbii", czyli w zienia kobiecego; drugi często nam towarzyszy i słui naszych rozmów.

Ukraińscy strażnicy są często zmieniani. Oni też n sieli otrzymać rozkaz, by byli dla nas uprzejmi. Jest \ raźna ró żnica w ich zachowaniu w stosunku do nas i stosunku do pozostałych więźniów, których cz ęsto obr cają najwulgarniejszymi wyrazami i biją do krwi. bestie nawet się do nas uśmiechają.

Codzienny spacer zaczyna się o piątej po połudi O szóstej jeden z Urai ńców ogłasza swoim komiczny niemiecko-ukraińskim żargonem: „Spazier skinczin; Wtedy wracamy na nasze sienniki.

Ostatnia noc była potworna. Było wyjątkowo pai Leżałyśmy na siennikach nago. Powietrze było tak gę że można by kroić je nożem. Przez okno widać było i bieskie niebo i kilka gwiazd. Z ulicy nie słychać t najmniejszego hałasu. Nikt nie mógł spa ć.

Około jedenastej usłyszałyśmy nagle zgrzyt otwiers ciężkiego zamka i dwie osoby wyszły jedną z więzi nych bram. Ciężkie kroki żołnierskich buciorów wyra ś odró żniały się od drobnych kroków kobiety. Kroki zbli żały się coraz bardziej do naszych okien. Potem u: szałyśmy szlochający kobiecy głos i kilka słów wymóv nych z akcentem niemiecko-jidysz: „Lieber Herr... ] ber Herr..." Ale nagle te słowa z ostały zagłuszone dźv kiem rewolwerowych strzałów. Pierwszy wybrzmiał ' soko w powietrzu, bl isko naszego okna, drugi pos; niżej, a trzeci równo z chodnikiem, jakby żołnierz strz do nieszczęsnej kobiety, gdy już leżała na ziemi. Po usłyszałyśmy stłumione hałasy, które mogły by ć kop: ciami, a potem wreszcie zapadła cisza.

189

Estera W., która le żała pod oknem, wyjrzała ostrożnie na ulicę. Ofiara leżała na chodniku. Niemiecki żołnierz podszedł szybko do polskiego policjanta stojącego na posterunku po drugiej stronie bramy, powiedział coś do niego po czym odszedł. Polski policjant zaczął chodzić w tą i z powrotem miarowym krokiem pod naszymi oknami. Najwyraźniej dla dodania sobie odwagi zaczął pogwizdywać jakąś melodią, tą samą w kółko. Na pustej ulicy brzmiała dziwnie smutno.

Jakiś kwadrans pó źniej nadjechał karawan z zakładu pogrzebowego Pinkierta. Usłyszeliśmy głuchy dźwięk ciała wrzucanego do skrzyni. Potem koła wozu potoczyły się po kamiennej jezdni. Polski policjant gwizdał swoją smutną melodię jeszcze długo. Był to jedyny dźwięk ciemnej sierpniowej nocy. Nikt w naszym pokoju nie powiedział ani słowa.

Strzały i krzyki dochodzące do nas z ulicy powoli doprowadzają nas do szaleństwa. Noce są potworne. Ostatniej nocy pod naszymi oknami zastrzelono blisko czterdzieści osób. Samych mężczyzn. Rzeź trwała przez dwie godziny albo i dłużej. Mordercy dobijali swoje ofiary kopniakami i uderzeniami kolbą karabinu. Wóz Pinkierta zrobił kilka kursów. Rano widzieliśmy dozorcę domu po przeciwnej stronie ulicy szorującego chodnik i zmywającego go wodą z gumowego węża. Plamy z krwi zakrzepły i mimo długiego szorowania chodnik ma żółtawy kolor.

Pogrom trwa; ulice wciąż są7 zablokowane. Hitlerowscy sadyści nie są jeszcze nasyceni. !!''??

190

Trwają także rzezie na dziedzińcu Pawiaka. Wraz z zapadnięciem nocy rozpoczynają się egzekucje. Dotychczasowy komendant więzienia jest na urlopie, a jego zastępca, Burckel, to jedna z najgorszych bestii. Wszyscy więźniowie świetnie znają tego sadystę. Czasem przychodzi także do nas, chodzi wolnym krokiem z pokoju do pokoju i uśmiecha się przez cały czas. Nie mówi wiele, ale przeszywa ka żdego z nas spojrzeniem.

Pewnego dnia przyszedł do naszego pokoju w chwili, gdy pani W. leżała nieprzytomna po ataku nerwowym. Zaczął do niej mówi ć, a gdy nie odzywała się, zaczął krzyczeć. Kobieta wciąż nie odpowiadała. Potem uspokoił się i zaczął filozoficzny wykład o problemie żydowskim i sytuacji politycznej. „Niemcy s ą takie małe — powiedział rysuj ąc palcem na ścianie granice swojej ojczyzny — a Ameryka taka du ża!" — tym razem jego palec zatoczył duże koło w powietrzu. „Ale Niemcy zwyci ężą i Amerykę, będziemy tam przed wami, zanim was wymienią."

Nikt z nas nie odpowiedział mu. Każde wypowiedziane słowo podkreślał uderzeniem pejcza o wysokie, błyszczące cholewki. Od czasu do czasu ze świstem przecinał powietrze, a ja miałam uczucie, że marzy o tym, by kogoś uderzyć. Ale kontrolował swoje zachowanie i dalej ciął powietrze, niewątpliwie, by dać nam odczuć swoją władzę.

Dziś rano, przed wizytą u nas, widzieliśmy go przez okno, jak gonił kota w ogrodzie dawnego Domu Sierot. Biegł jak szalony wśród krzaków, szukaj ąc małego kotka, który nagle znikł. Burckel wyciągnął rewolwer i zaczął dziko strzelać.

Lit191

Ulica Dzielna nie jest już pusta. Stale maszerują tędy grupy robotników z nadzorcami prowadzone do ró żnych obozów pracy. Dom Sierot Korczaka przerobiono na magazyn ró żnych towarów i mebli. Przywo żą tutaj także buty i ubrania — najpewniej rzeczy pomordowanych.

Niemcy systematycznie opró żniają mieszkania, z których wygnali Żydów. Wiele osób zatrudnionych jest przy sortowaniu łupów. Wczoraj w iedzieliśmy kilka kobiet szorujących pokoje domu dziecka. Na trzecim piętrze od frontu urządzają biuro dla Niemca, który nadzoruje sortowanie. Widziałam, jak ustawiają tam meble; na biurku umieszczono wazon z kwiatami.

Mało nie dostałam histerii, gdy wśród kobiet szoruj ących podłogi i okna rozpoznałam Edzię, a chwilą pó źniej zobaczyłam, jak Zelig Zylberberg z nią rozmawia. Zauważyli mnie także, a gdy tylko ich niemiecki nadzorca opuścił pokój, zacz ęli do mnie mówi ć i powiedzieli mi, że od dwóch tygodni s ą małżeństwem i że na ślubie było wielu przyjaciół. Odbywał si ę dokładnie w chwili, gdy hitlerowcy blokowali ich ulicę. „Mieli śmy trudności ze znalezieniem rabina" — krzyczała do mnie Edzia. Zelig pracuje ja ko nadzorca i to chroni ich oboje przed deportacją.

Rozmawiałam z nią przez okno kilka godzin z przerwami. Powiedziała mi, że zaraz pierwszego dnia deportacji Edek Wołkowicz został zastrzelony na Umschlag-platz, ponieważ odmówił wej ścia do bydlęcego wagonu. Ola Szmuszkiewicz została wywieziona razem z matką. Niemcy oddzielili mężczyzn i kobiety sprawnych fizycznie od starszych ludzi i dzieci; ci ostatni zostali wysłani w nieznanym kierunku zaplombowanymi wagonami. Ola została uznana za zdolną do pracy, ale odmówiła oddzielenia od matki i przy łączyła się do niej. Marysia Ajzen-sztadt została zastrzelona, gdy próbo wała dołączyć do swo-

192

'

ich rodziców w bydl ęcym wagonie. „Słowik getta" milkł na zawsze.

Romek jest cały i zdrowy. Wciąż jeszcze pracuje j nadzorca przy budowie murów gett a. Mieszka na Nis] w sąsiedztwie Edzi i Zeliga. Zelig obiecał, że wkr< przyniesie mi list od niego. Nie jest to proste, bo nikc nie wolno poruszać się swobodnie po ulicach, a roboti zatrudnieni w danej części getta muszą tam także mi kać. O siódmej trzydzie ści rano cała grupa rusza z mi ca zbiórki do pracy i wraca na to samo miejsce o siód wieczór. Bardzo trudno jest zobaczyć się z kimś, mieszka w innej części getta. Ale Zelig ma więcej s body jako nadzorca. Wychodzi jednak z domu jak rzadziej ze względu na ciągłą strzelaninę. Wśród zatrudnionych po drugiej stronie ulicy roz nała m więcej znajomych. Brat Edzi

Piaskowskiej na ruje dużą grupę pracującą w Domu Sierot. Zelig nadzorcą grupy zatrudnionej w budynku sąsiaduje z naszym, na Dzielnej 24. Na parterze pod num< 27—31 sortuje si ę teraz towary farmaceutyczne. Wid pracowników ustawi ających butelki, słoiki, pudełka i ne szklane pojemniki — wszystko to pochodzi ze si rowa nych drogerii getta. W jednym z okien na par zobaczyłam jednego z moich byłych profesorów ze s: graficznej. Często spogląda na mnie i uśmiecha się ko. O czym myśli? Jego uczennica jest za kratami, sam pracuje pod hitlerowskim batem.

Niektórzy z internowanych otrzymuj ą paczki z które rodzina lub przyjaciele przynosz ą pod bramę, więcej paczek przychodzi do Guty E. Jej matka pr; je przez znajomego policjanta. Każda paczka za

193

13 - Dzi

długi list od bliskiego przyjaciela Guty, jakiegoś pana Z., który jest urz ędnikiem Gminy. Informuje nas o wszystkich wydarzeniach w getcie. Tak więc poprzez niego i innych mamy bardzo szczegółowe wiadomo ści. Nie ma dnia, aby nie przyszło kilka listów do n aszej grupy. 19 września 1942

Moja matka leży na sienniku przez cały dzień; jest tak wygłodzona, że nie może się ruszyć. Anna wygląda jak cień, a ojciec jest strasznie chudy — sama skóra i ko ści. Wygląda na to, że znoszę głód lepiej ni ż inni. Po prostu zaciskam zęby, gdy czuję czczość w żołądku. W nocy czekam na następny ranek, kiedy to dostajemy cztery uncje chleba i gorzką wodę zwaną „kaw ą". Potem czekam na obiad w południe, kiedy przynoszą nam pierwszą zupę — talerz

gorącej wody z kilkoma ziarenkami kaszy. Potem znów z n iecierpliwością oczekuję wieczoru, kiedy przynoszą nam następny talerz gorącej wody z kartoflem albo burakiem. Dni nie mają końca, a noce jeszcze bardziej i pełne są koszmarów. Trwa strzelanina, setki ludzi ginie co dnia. Getto jest przesiąknięte krwią. Ludzie bez przerwy maszerują Dzielną na Umschlagplatz

na Stawkach. Żadna praca ani zawód nie stanowi ju ż dłużej ochrony. Ostatnio wywieziono nawet rodziny zatrudnionych, przede wszystkim kobiety i dzieci.

Parę tygodni temu hitlerowcy zaczęli robić obławy na żony i dzieci ludzi zatrudnionych u Toebbensa i Schultza. Jeśli nie pracują, są brutalnie wywożone. Teraz rodzice zabierają dzieci ze sobą do pracy albo ukrywają je w jakichś dziurach.

Jedzenie w getcie jest znów ta ńsze. Ostatnio funt chleba kosztował czterdzieści złotych, ale teraz kosztuje tylko dwadzieścia. Jest mniej osób do wy żywienia.

20 września 1942

Dziś mniej strzelano. Opór słabnie. Głodni, w ludzie pł yną nieustannym strumieniem na I platz.

Dziś inżynier Lichtenbaum i jego przyjaciel F jechali samochodem odwiedzić przyjaciół inten na Pawiaku. Dostali specjalne zezwolenie na od nas i od nich dowiedzieliśmy się szczegółów o eksterminacji.

W chwili, gdy masowy pogrom w Warszaw wygasać, Niemcy zaczęli rzeź w małych miasta stolicy. Wczoraj zakończyli „akcj ę" w Otwocku, nawet nie został wywieziony. Kilku Żydów u pobliskiego lasu, gdzie się dotąd ukrywają. W ] dzą do pobliskich wiosek po jedzenie.

Inżynier Lichtenbaum pytał pani M., czy żade: ników wi ęziennych nie mówił jej, co hitlerowc; w związku z warszawskim gettem. Co za absun ny wysokiego urzędnika Gminy pytać nas, co z resztą mieszkańców getta! Czy mog ą być jaki< wości po tym, co widzieliśmy na własne oczy? i scy pytają wszystkich w nadziei usłyszenia jaki dodającej otuchy.

Według Lichtenbauma i Firsta wywiezion 200 000 Żydów, a ponad 10 000 zabito. Zostało a cze około dwustu tysięcy.

Podziemie stało się aktywniejsze niż dotąd śmierci zostały wydane nie tylko na wielu hit] Ukraińców i Litwinów, którzy mordowali ludi czas tych krw awych dni, ale także na kilku Ży rzy pozwolili użyć siebie hitlerowcom jako narz czas masakry. Pułkownik Szeryński i paru ui Gminy znajdują się teraz na czarnej liście. Wiec

194

195

i nie mają odwagi pokazywać się na ulicach bez uzbrojonej obstawy.

Niemcy ze swojej strony likwidują wszystkich swoich kolaborantów, którzy stali si ę już dla nich nieprzydatni. Bez żadnych ceregieli rozstrzeliwują ich, a ciała znajdowane są często na ulicy. Ostatnio zakończyli w ten sposób swoje fantastyczne kariery agenc i gestapo: Erlich i Mar-kowicz, a także założyciele tramwajów w getcie, Kohn i Heller.

Masakry zdopingowały przywódców podziemia do wi ększego oporu. Nielegalne gazety mnożą się, niektóre docieraj ą nawet do nas, na Pawiak. Pełne są dobrych wiadomości z frontów walki. Alianci zwyci ężają w Egipcie, a Rosjanie odpierają wroga pod Moskwą.

Ulotki wyjaśniają cel deportacji i mówi ą o losie wywiezionych Żydów. Wzywa si ę ludność do oporu z bronią w ręku i ostrzega przed nastrojami defetystycznymi, przed wiarą, że jesteśmy całkiem bezbronni wobec hitlerowców. „Umierajmy jak ludzie, a nie jak owce" — kończy jedna z proklamacji w ulotce zatytuł wanej „Do broni!".

Sytuacja poprawiła się nieco w ostatnich dniach sierpnia i niektórzy zacz ęli bardziej optymistycznie spoglądać w przyszłość. Ale była to tylko cisza przed burzą. 3 i 4 września Niemcy zaczęli otaczać warsztaty zorganizowane przez Gminę. Esesmani w towarzystwie Litwinów i Ukrai ńców wchodzili do warsztatów i zabierali po kilkana ście osób z ka żdego pod pozorem, że potrzebują wykwalifikowanych robotników. Ci robotnicy — ponad tysiąc osób

— zostali poprowadzeni na ulic ę Stawki i wywiezieni do obozu w Treblince.

Teraz już wiadomo, że większość deportowanych wysyłana jest do Treblinki, gdzie zabija się ich przy pomocy maszyn, z którymi Niemcy robi ą eksperymenty w celach wojennych. Ale nikt nie zna szczegółów.

196

5 września zostały otoczone niemieckie fabryki '. bensa i Hallmanna — deportowano z nich znaczną ] robotników.

W niedzielę, 6 września, policja żydowska otrzj rozkaz przygotowania się do kolejnej akcji. Nastąp: po obwieszczeniu opublikowanym przez Gminę w irr Komisji Przesiedleńczej, zgodnie z którym wszyscy szka ńcy „du żego" getta (w granicach ulic: Smoczej siej, Zamenhofa i Szczęśliwej oraz placu Parysowsl mieli zgłosić się 5 września do rejestracji. Tekst w; kowany po niemiecku i po polsku zawierał ostrze: że każdy musi przynieść jedzenie na dwa dni, a mie: nie wolno zostawiać zamkniętych. „Kto nie zgło; w terminie, zostanie rozstrzelany" — tymi słowami czył si ę rozkaz.

Teren objęty rozkazem został otoczony drutem k< stym i grubą liną. Właściwie utworzono powiek; Umschlagplatz. Rejestracja zaczęła się o jedenastej południem i trwała cały tydzień, do soboty, 12 wrzi

Celem tej rejestracji było wyłapanie wszystkich ' wających się oraz żon, dzieci i rodziców Żydów ? jeszcze zatrudnionych w fabrykach getta. Du ża 1 osób zabarykadowała si ę w mieszkaniach wybierają czej śmierć w domu niż w obozie.

Całe jednostki SS i Litwinów chodziły po mieszka na terenie objętym rejestracją i strzelały do każdeg stanego w nich człowieka. Kilku Żydów zamurowa ć w piwnicach z zapasami jedzenia i wody. Pod ul getta zbudowano długie tunele. Teraz jest to prawi podziemne getto. Wiele osób ukrywa si ę w zbomb wanych domach sądząc, że Niemcom nie przyjdź głowy przeszukiwanie ruin. Strzelanina trwała cał dzień. W ciągu tego czasu wywieziono do Treblink nad 50 000 ludzi — m ężczyzn, kobiet i dzieci.

197

Żydowscy policjanci zajmują teraz cały blok na Ostrowskiej i Wołyńskiej. Wszystkim im wraz z rodzinami kazano opuścić dotychczasowe mieszkania w ró żnych częściach getta i zająć puste, splądrowane mieszkania wywiezionych. Najwyraźniej Niemcy chcą mieć całą żydowską policję skoncentrowaną w jednym miejscu. Chodzą pogłoski, że żydowska policja zostanie wkrótce w du żym stopniu zredukowana.

Od kilku dni nie mieliśmy wiadomości od wujka Abie-go, choć teraz mieszka bardzo blisko nas; z Pawiaka na Wołyńską jest zaledwie kilka kroków. Edzia nie pracuje ju ż w dawnym Domu Sierot. Zastanawiam się, co mogło się z nimi stać.

Rozdział XIV KONIEC ŻYDOWSKIEJ POLICJI 22 września 1942

Wczoraj przypadał Dzień Pokuty i w tym św hitlerowcy, jak to mają we zwyczaju, postanc blokadę ulic Ostrowskiej i Wołyńskiej. Z 250 tów wybrali 380 do dalszej słu żby, a ponad wieźli wraz z rodzinami.

Uznaliśmy za znaczący fakt, że tego dnia była bombardowana przez radzieckie samo przyleciały w większej ilości niż kiedykolwiek

W pokoju zajmowanym przez mężczyzn zos nizowana prowizoryczna synagoga. Mamy s zmienia się co kwadrans, by ostrzegać nas, g( rowcy mieli zamiar złożyć nam wizytę. Ale nik szedł. Kobiety modliły się razem z mężczyznarr Sh., żona Wielkiego Rabina Warszawy, stała p zorycznym ołtarzu i modliła się żarliwym j jakiś czas załamywała ręce, a w jej oczach \ łzy. Potem nagle zaczęła gośno szlochać, a wsz ni płakali wraz z nią.

Na małym stoliku przykrytym białym obn dwie świeczki umocowane na obróconym do j cynowym talerzu. Tylko nieliczni mężczyźni rr ale pozostali modlili się z równ ą żarliwością. I dało się odró żnić słowa wymawiane przez k; potem wszystko przekształciło się w jeden lamę 199

Rozeszliśmy się do pokoi o ósmej wieczorem, gdy przyszedł stra żnik, żeby nas zamknąć na noc.

Podczas naszych modlitw nagle usłyszałam odgłos strzałów i krzyki rozpaczy. Była jedenasta i hitlerowcy właśnie rozpoczęli blokadę bloku zajmowanego przez policjantów z rodzinami. Myślałam o wujku Abiem i jego żonie. Nagle ktoś zauważył płomienie buchające z kościoła naprzeciw naszych okien. Po chwili kilka samochodów ze stra żakami przyjechało na miejsce i pożar został stłumiony.

O zmierzchu widzieliśmy pożary w kilku punktach miasta, a potem nagle zaczęły wyć syreny fabryk obwieszczające nagły alarm przeciwlotniczy. Wkrótce dotarły do nas odgłosy strzelaniny i eksplozji bomb. Nie słyszeliśmy wybuchów o takiej sile ju ż od dawna. Głęboką ciemność nad miastem rozrywały rakiety. Setki bomb eksplodowały w powietrzu. Mama, Anna i ja przytuliłyśmy się do siebie i drżałyśmy razem z całym budynkiem więzienia. Wydawało nam się, że lotnicy celują w więzienie i wyraźnie słyszałyśmy bomby upadające na sąsiednich ulicach: na Nowolipiu, Nowolipkach, Nalewkach i Gęsiej. Jedna bomba spadła na dziedzińcu więzienia, w bardzo niewielkiej odległości od naszego budynku, a eksplozja zatrzęsła murami tak mocno, że przez moment myśleliśmy, że się rozpadną.

Pomyślałam, że byłoby okropne umrzeć tutaj od bomby rzuconej przez wrogów Hitlera, ale jednocześnie nie mogłam opanować uczucia satysfakcji, że hitlerowcy są bombardowani tego samego dnia, w którym urz ądzili polowanie na Żydów.

Bombardowanie trwało całą noc. Stale nadlatywały nowe samoloty z nowymi ładunkami bomb. Alarm odwołano dopiero o piątej rano.

„Nowy Kurier Warszawski" wydrukował dzi ś zaledwie 200

kilka linijek o tym nalocie. Według hitlerowskiego żaden obiekt wojskowy nie ucierpiał. Ale dowiedzi się, że w rzeczywistości wiele instytucji wojskowy stało kompletnie zniszczonych. W getcie został tr gmach Sądów na Lesznie i szpital, a tak że liczne wokół Pawiaka uległy zniszczeniu, ale większość spadła na lotniska wokół Warszawy i główny w ęz lejowy.

29 września 1942

Powierzchnia getta została w znaczny sposób z kowana. Teraz jego granice przebiegają ulicami: Sn Gęsią, Franciszkańską, Bonifraterską, Muranowską korną, Stawkami, Dziką, Szczęśliwą i placem Parj skim. Wszystkie istniejące jeszcze urzędy Gminy i sztaty dostały polecenie przeniesienia się na ten i teren. Ten rozkaz wydany przez władze niemieekie datę 27 września. Mury otaczające nową dzielnicę ży ską będą miały trzy metry wysokości. Żydowska pc musi utrzymywać porządek podczas przesiedlania. kłady, których nie mo żna przenieść, zostaną otoc specjalnymi murami, a robotnicy będą musieli mieś w domach sąsiadujących z fabryką. Praca będzie na rowana przez Werkschutz, składający się z byłych cz ków żydowskiej policji.

Liczne fabryki zatrudniające Żydów zostały poza nicami zmniejszonego getta na Les znie, Karmelici Nowolipkach, Smoczej, Nowolipiu i Żelaznej. Są to bryki Toebbensa, Schultza, Roericha, Hoffmana, Schi ga i Hallmanna. Toebbens ma równie ż fabryki na Ciep Twardej, Prostej i Ceglanej. Niektóre firmy uciekaj ą do znakowania swoich robotników piecz ątkami, ż mogli być łatwo rozpoznawalni podczas łapanek i w

261

sposób chronieni przed deportacj ą. Robotnicy są „piecz ętowani" na ró żnych częściach ciała, tak żeby hitlerowscy „my śliwi" nie popełnili omyłki.

Za „opiecz ętowanie" robotnik musi wnieść opłatę w wysokości trzech złotych dziennie; sumę tę potrąca się z wynagrodzenia. Robotnicy płacą także dwa złote dziennie za jedzenie otrzymywane w fabryce. Powiadają, że teraz wszystkie te fabryki zatrudniają w sumie około 30 000 żydowskich przymusowych pracowników. Gmina zatrudnia blisko 3 000 osób. Każdego dnia hitlerowcy przychodzą do Gminy z nowymi żądaniami. Chcą rozmaitych artykułów, na przykład kawy, czekolady i innych nie istniejących delikatesów.

1 października 1942

Getto nie jest teraz niczym innym jak tylko ogromnym obozem pracy. W ciągu dnia ulice są prawie puste. Ruch jest tylko o szóstej rano, gdy l udzie idą do pracy. Przez okna możemy dostrzec mężczyzn i kobiety wychodzących z domów i spiesz ących na ró żne punkty zbiórki, z których w wojskowym szyku maszeruj ą do swoich fabryk. Są ustawieni czwórkami i prowadzeni przez Werkschutz i patrole niemieckie. Po ósmej człowiek na ulicach getta jest rzadkością. Od dwunastej do pierwszej trwa przerwa obiadowa. Na dziedziniec fabryki wynosi się wielki kocioł, a robotnicy ustawiają się w kolejce z miskami w rękach po swoją porcję cienkiej zupy.

Po siódmej wieczorem ulice znów wypełniaj ą się rc~ botnikami spieszącymi do domów. Pó źniej nikt już nie śmie wyjść, bo niemieckie patrole czają się wszędzie.

Takie jest teraz życie w getcie. Naród nasz żyje w cieniu śmierci, ale każdy myśli, że wbrew wszystkiemu mo-

że mu się udać przetrwać i ocaleć. Bez tej nadzie: cej z jakiegoś cudownego źródła Żydzi pozostając cze w getcie popełniliby masowe samobójstwo.

Bombardowania przez radzieckie samoloty oc się co noc. Eksplozje wstrząsają murami Pawia' już jesteśmy do tych bombardowań przyzwycza oczekujemy ich z niecierpliwością. Są jak pozdr z wolnego świata. Samoloty nadlatują co noc mn cej o tej samej porze, około jedenastej. Alarm wany jest dopiero rano.

Ale najstraszniejsze są stałe odgłosy wystrzale re ciągną się też całą noc, bo polowanie na ludzi dzone przez oddziały SS trwa nadal.

2 października 1942

Dziś widziałam przez okno Edzię. Najwyraźnii pracuje w byłym Domu Sierot. Podczas przerwy wej, kiedy polski policjant i niemieccy żandarm lujący Pawiak skręcili w ulicę Więzienną, jej mi wrzucił do mnie list od Romka. Rozwijałam papi cymi rękami. To była pierwsza wiadomość oi w ciągu minionych czterech miesięcy.

Pisał, że nie wiedział o moim dotychczasowym w Warszawie, myślał, że wywieziono nas dawn Jego matka i siostra żyją, pracują w jednym z ?< tów. On sam nie mieszka z rodzin ą, tylko z Ł i młod ą dziewczyną. W pierwszej chwili byłam o tym układem, ale w dalszym ciągu listu Romek w powody takiego dziwnego partnerstwa dwóch : m ężczyzn i dziewczyny. Tysiące w getcie mieszk mężów rozdzielono od żon i dzieci, dzieci od i i każdy śpi tam, gdzie znajdzie miejsce. Ludzie dc kiem sobie obcy żyją teraz razem jak najbliżsi Mężowie, których rodziny deportowano, starają

202

203

głuszyć samotność i proszą pierwszą kobietę, jaką spotkają, by z nimi zamieszkała. Kobieta czyni życie mężczyzny trochę łatwiejszym, a dwoje ludzi czuje się nieco bezpieczniej pośród terroru. W ten sposób ludzie ł ączą się przez przypadek i pocieszają nawzajem. Romek napisał także, że w niedziele, gdy nie pracuje, spotyka się z Tadkiem Szajerem i innymi przyjaciółmi. Bardzo niewielu naszych wspólnych znajomych pozosta ło w getcie. Dołek Amsterdam żyje gdzieś po stronie „aryjskiej"; uciekł wraz z wujem , który był jednym z szefów tzw. Trzynastki. Rutka żyje. „Postaram si ę znów do ciebie napisa ć, jak tylko to będzie możliwe — kończył swój list Romek. — Mo żesz odpowiadać tą samą drogą. Zawsze twój, Romek".

4 października 1942

Dziś niespodzianie pojawił się pod naszymi oknami wujek Abie. Nie mieliśmy od niego wiadomości od czasu wywiezienia większości policjantów i my śleliśmy, że nie ma go już w getcie; więc gdy go ujrzeliśmy, ucieszyliśmy się niezmiernie. Ale nie miał na sobie policyjnego uniformu i wyglądał potwornie. Powiedział, że podczas blokady udało mu się uciec do innej części getta razem z żoną, Lucią. Pracuje teraz w fabryce, która znajduje-si ę poza nowymi granicami getta. Podwinął rękawy i pokazał nam dużą niebieską pieczątkę na chudym ramieniu. A więc jest jednym ze szczęśliwców — ostemplowanych niewolników. „Staram si ę o przeniesienie do pracy w budynku naprzeciw więzienia, żeby móc was widzie ć

— powiedział. — Zelig mi pomaga i powiedziano mi,

że jutro mnie przeniosą".

5 października 1942

 

Dziś obudziliśmy się o siódmej, żeby wyjrzeć na ulicę, i ucieszyliśmy się widząc wujka Abiego w grupie ludzi,

204 "

którzy przyszli do pracy, do budynku byłego Dor rot . Widzieliśmy nadzorcę liczącego robotnikó\ wej ściu. Zelig pomachał nam i pokazał wujka który najwy raźniej nie śmiał odwróci ć się, żeby : zdrowie. Pó źniej widzieliśmy go przez okno bt promieniał radością, gdy spoglądał na nas.

Wśród robotników zauwa żyłam byłego przewo cego naszego Klubu Młodzieży na Siennej, Manfre bina. Zelig robił wszystko, co w jego mocy, by zeb zostałych w getcie przyjaciół do grupy, której s; nadzorc ą. Gdy Manfred Rubin zobaczył mnie ze Pawiaka, patrzył na mnie najwyraźniej nie mogą< rzyć własnym oczom. Pó źniej udało mu się pow mi, że jego rodzice i Mickie zostali deportowani i stał sam. Edzia powiedziała mi dziś, że Stefa ]V też została wywieziona.

Dziś przyprowadzono na Pawiak dużą grupę złapanych po stronie „aryjskiej". Widzieli śmy ic zabrano nas do łaźni na cotygodniową dezynfekcj też oddzielają nas od pozostałych więźniarek, ale pr: ściu i wyjściu oraz podczas ubierania możemy z nil mawiać dość swobodnie. Strażniczka, któr ą przek my już dawno, udaje, że niczego nie widzi.

W drodze powrotnej z łaźni spotkałyśmy kobie nią P., i jej małą córeczk ę wychodzące ze specjał zienki dla osób z chorobami skóry. Mała dzi ew w wieku około pięciu lat biegała po podwórzu w nym beztroska i u śmiechnięta, zwracając uwagę \ ?kich śliczną buzią przypominającą Shirley Tempie lu z nas skomentowało to podobieństwo. Jej matk zała się znajomą jednej z internowanych, Tusi \ wiedzieliśmy się, że matka i córka ukrywały si ę p nie „aryjskiej" pod zmienionym nazwiskiem,, pó zadenunc jował ich polski sąsiad. Teraz ich los jest

205

pieczętowany. Dziewczynka zapamiętała swoje nowe imię i jeśli ktoś się tak do niej zwraca, odpowiada natychmiast.

Spotkaliśmy też inne kobiety z dziećmi w podobnej sytuacji. Kobiety gorzko płakały opowiadając nam swoje historie, podczas gdy dzieci cicho bawiły się u ich stóp.

Na podwórzu, na którym odbywamy codzienny spacer, l eżą sterty rzepy i buraków przygotowanych na nadchodzące miesiące. Nasze menu jest teraz nieco inne; zupy gotowane są z rzepy. Gdy tylko ukraiński strażnik na chwilę odwróci sw ą uwagę, podbiegamy do tych stert i porywamy duże, żółte rzepy. Smakuj ą dobrze na surowo i wypełniają żołądek na cały dzień. Często też udaje nam się ukraść kilka buraków. Je śli Ukrainiec wychodzi na minutę za bramę, cała grupa więźniów rzuca si ę na warzywa jak stado głodnych wilków. Czasem znajdzie się kilka marchewek, które wypadły z garnka. Marchewki należą do przysmaków i tylko w niedzielę i inne święta znajdujemy czasem po kawałeczku w zupie.

Podczas spaceru dookoła małego ogródka na wi ęziennym podwórzu rozmawiamy o naszej niepewnej przyszłości. Dziś, gdy stałyśmy w cieniu trzech dużych drzew, Felicja K., córka żony Wielkiego Rabina, madame Sh., powiedziała, że gdybyśmy mieli być wysłani na Um-

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]