Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:

Berg Mary - Dziennik z getta warszawskiego

.pdf
Скачиваний:
74
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
952.95 Кб
Скачать

maszerowały przed moimi oczam: z domu Janusza Korczaka. Wiedziałam, że n stanawiałam się, dlaczego wciąż się uśmiech;

Ilekroć zasnęłam, te dzieci jawiły mi się z obudziły mnie krzyki i śmiechy dochodzące go podwórza. Hitlerowcy wesoło witali No czasu do czas u słyszałam strzały, po który< cha ć było śmiech i brzęk tłuczonego szkła, do mnie ryk pijanych głosów.

Pierwszy dzień 1943 roku jest chmurny i sząc te słowa nie

mogę przestać myśleć Dity

W. dotyczącej Treblinki. Widzę przed łożone kaflami łaźnie

pełne nagich ludzi c gorącą

parą. Ilu moich krewnych i znajoi tam? Ile młodych, jeszcze nie przeżytych żyć nadejście Nowego Roku.

17 stycznia 1943

Niebawem mamy wyjechać. Walizki są Siedzimy w paltach i czekamy.

Dziś wczesnym rankiem przyszedł Obe Fleck, żeby zabrać nas do siedziby gestapc byśmy

mogli pożegnać się z przyjaciółm: „aryjskiej". Zgod

ę na to pożegnanie z nas;

228

 

229

 

ciółmi — gojami — uzyskał pan S., nasz przedstawici

el, który zmuszony był długo

negocjować z komisarzem Ni-kolausem, nim ten się zgodził.

O dziesiątej rano wyjechaliśmy z Pawiaka ciężarówkami. Ulice getta były puste i martwe. W wielu domach okna były otwarte szeroko mimo mrozu, a zasłony powiewały na wietrze. W środku widać było powywracane meble, połamane drzwi szaf, ubrania i obrusy walające się po podłodze. Rabusie i mordercy zostawili swoje ślady.

Drzwi wielu sklepów były uchylone, a towary le żały w nieładzie na ladach. Niektóre ulice zasypane były połamanymi meblami i stłuczoną porcelaną. Przy wyjściu z getta na ulicy Nalewki zauważyłam żydowskiego policjanta dosypującego węgla do maleńkiego piecyka. Ogrzewał sobie przy nim ręce niemiecki żandarm.

Po stronie „aryjskiej" nie było wida ć wielu ludzi. Gdzieniegdzie przechodzień spieszył przez opustoszałą ulicę. Gdy tacy przechodnie zauważali nasze ciężarówki pełne ludzi pod eskort ą hitlerowców, smutno potrz ąsali głowami. Z pewnością myśleli, że zostaliśmy złapani na wywóz do obozów pracy w Niemczech.

W Alei Szucha zastaliśmy naszą przyjaciółk ę, Zofię K., która tyle nam okazała pomocy. Przyniosła paczkę z chlebem, plackami, cukierkami i płakała żegnając się. Hitlerowcy nie pozwolili nam zostać tu długo i po godzinie zabrali z powrotem na Pawiak. Wszystkim kazano być gotowym do odjazdu w każdej chwili. Ale czekaliśmy bez końca. Ja spędzałam czas czytając mój dziennik i przepisuj ąc niektóre cz ęści w skróconej formie. Nie mog ę niczego zapomnieć. W swoim ostatnim liście Romek pisał: „Pami ętaj, że jest jeszcze 40 000 Żydów w Warszawie i czekaj ą oni na pomoc z zewnątrz. Nie zapomnij o nich." Pan D., który był zwolniony z Pawiaka na kilka dni i zgłosił się z powrotem dziś rano, przekazał nam smutne

230

wiadomości, że w getcie panuje panika rygodnymi informacjami, Niemcy rat deportacyjną 18 stycznia.

Podczas gdy tak czekamy tutaj na w porty ludzi wysyłanych z Pawiaka do miu. Czy i nas hitlerowcy mają zamiai

>m-•*:??. ..- ś ..-;.a^;-:;': • ;??;

"j:-j

(UYff rC:

.''i jfr,>-f ? J'i li '-$1.

->

',>

' -i

)-•' tir

. '.

u' ,

'*

 

au

 

 

 

"

"2

 

 

.

?.

...

 

Rozdział XVI

»5 --/.-. OBÓZ INTERNOWANYCH 18 stycznia 1943

Kilka minut temu obudziłam się. Nie mogę uwierzyć oczom i wciąż jeszcze nie jestem pewna, czy to sen, czy jawa. Nasz pociąg jedzie w kierunku Poznania, a nie Oświęcimia. Wydaje mi się, że podró żuję już od dawna. O drugiej nad ranem komisarz Nikolaus i jego adiutant Fleck pojawili się na Pawiaku w eleganckiej limuzynie, za któr ą jechało dwanaście zamkniętych samochodów policyjnych. Kazano nam wyj ść na podwórze, na którym w ci ągu ostatnich sześciu miesięcy odbywaliśmy spacery. Gruba warstwa śniegu pokrywała glebę. Ukraiński żołnierz, który stał na stra ży w długim futrzanym palcie, z karabinem na ramieniu, powiedział nam „Do swida-nia!". Przyszły tak że strażniczki, żeby się pożegnać. Ze smutnych wyrazów ich twarzy wywnioskowali śmy, że spodziewają się, iż zostaniemy wysłani na śmierć. Ani jedna nie wierzyła, że naprawdę wysyłają nas do obozu dla internowanych. Komisarz Nikolaus wyczytał nazwiska internowanych w porządku alfabetycznym. Uzbrojeni żołnierze prowadzili wyczytane osoby do samochodów p olicyjnych. O trzeciej opuściliśmy bramy Pawiaka i po raz ostatni przejechaliśmy ulicami getta.

Wszędzie było ciemno z wyjątkiem małych płomyczków w piecykach stoj ących na posterunkach żandarmerii.

232

Dławiły mnie łzy, gdy jechaliśmy ulicą Leszi -dowskiej krwi tędy spłynęło... Milczeliśmy, a t towarzysze podró ży, goje, okazywali nam wsp

Sama miałam mieszane uczucia. Oczywiście dowolona, że wyrwałam się z tej doliny śmie: mogłam się powstrzymać od wyrzutów wobec bie i zastanawiania si ę, czy rzeczywiście m uciekać w ten sposób zostawiaj ąc moich krewn; jaciół na pastw ę losu.

Nasz pociąg nie stał na stacji, a na bocznicy, odległości od śródmie ścia. Gdy wreszcie wsiei częło świtać. Wyczerpani padliśmy na twardi i natychmiast zasnęliśmy.

Zbliżamy się teraz do Zbąszyna, gdzie kiedy sko-niemiecka granica. Wśród towarzyszy ] nowe twarze. Panu S. udało się w ostatniej er wać kilku Żydów. Sam podró żuje z młodą kob uratował życie. Nazywa się Mimi K. Pan B Haiti, uratował swoją siostrzenicę, Dosię. W internowanych, których widziałam na Pawiaku niedawn o narodzony syn pani L., który przysze po stronie „aryjskiej". Dziecko jest tak ma leń my się, iż nie przetrzyma podró ży. Wszystkie magają się nim opiekować.

20 stycznia 1943

Wczoraj cały dzień jechaliśmy przez Nier liśmy objazd, by uniknąć przejeżdżania przez 1 piękniejsza część naszej podró ży odbywała Renu, krętej rzeki wśród zielonych wzgórz winnic. Po południu dotarliśmy do Saarbrue

233

po raz pierwszy ujrzeliśmy ślady ruin, spowodowanych prawdopodobnie przez alianckie bomby.

O szóstej byli śmy w Metzu. Niemiecki Czerwony Krzyż dał nam po talerzu dobrej kartoflanki. Patrzyłam, na niemieckie siostry w szarych fartuchach z czerwonymi krzyżami i miałam dziwne wrażenie, że już tu kiedyś byłam, że już to wszystko widziałam. I to prawda, bo rzeczywiście byłam tu w wyobraźni z moją ulubioną bohaterką z książki Adrienne Thomas; ona była tu w 1914 roku. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak opisano w książce: duża stacja ze śladami kul i pocisków. Kiedy poci ąg opuścił stację, wyobraziłam sobie, że widzę ducha Catherine i słyszę, jak mówi: „Oddałam swoje życie na

pró żno."

Pó źną nocą przybyliśmy do Neuberg, gdzie znów dano nam posiłek, tym raz em lepszy i obfitszy niż poprzedni. Na stole była biała serweta, a na dodatek do smacznego bulionu dostaliśmy chleb i kiełbasę. Najwyraźniej hitlerowcy chcą, byśmy my, Amerykanie, opowiedzieli wszystkim, że w Niemczech niczego nie brakuje.

** *

Właśnie minęliśmy Nancy. Za dwadzieścia minut będziemy w Vittel. Krajobraz jest całkiem inny. Ani śladu śniegu, który okrywał Warszaw ę. Tu wszystko jest zalane słońcem, a w powietrzu czuje się wiosnę.

25 stycznia 1943

Czuję się tak, jak bym była w Vittel od dawna. Jesteśmy otoczeni kolczastym drutem, ale żyjemy jak w raju w porównaniu z trzema latami getta . Mamy oddzielny pokój na czwartym piętrze eleganckiego hotelu. Jest czysto i każdy śpi w oddzielnym łó żku. Czego więcej można

pragnąć?

.id:-,v. ;?,

. -3tvb ; :-;d«

: ?• -, .•;..?•.

234

 

 

zr.i

Powoli zapoznaję się z nowym otoczeniem,

 

i warunkami w obozie. Przez pierwsze trzy dn: chodziłam z łó żka, nie mogłam dość nacieszyć jemnością leżenia w czystej pościeli. Dopierc wyszłam na pierwszy spacer po parku. Wszys

na nas ze zdumieniem. Nic dziwnego, bo jesteśr szym transportem obywateli amerykańskich spozi Raz, gdy zabłądziłam w parku, podeszłam do

ternowanej,

która przechodziła

obok,

i

pop r<

angielsku, by wskazała mi drogę do „Hotel Cen

bieta odpowiedziała po francusku, że nie rozurr

skiego. ukazuje się, że wielu internowanych I

ków nie

zna

swojego

j ęzyka — s

ą to

osoby

w Anglii, które przyjechały do Francji jako m

Bardzo

przyjemnie

jest spacerować

po

ty

W jednej z alejek zauważyłam wiele amei sióstr zakonnych, przystojnych, młodych Uśmiechały się do mnie bardzo uprzejmie i ze pytywać, jak żyliśmy w Polsce, czy byliśm; zie i jak nas traktowano; czy dostawaliśr z Czerwonego Krzyża i czy to prawda, że Nier nili okropne zbrodnie na Żydach. Kiedy po-* im, że przez sześć miesięcy głodowałam w wię: ka z nich dało mi tabliczki czekolady. Prosi chwilę poczekała, a same wróciły do swoich pc też wyszły z powrotem z naręczami konserw

Nie śmiałam ugryźć czekolady, któr ą trzymała Jedna z sióstr, widz ąc moje zmieszanie, ułamai i włożyła mi do ust. To był pierwszy kawałek jaki jadłam, od czterech lat.

Dzieci, które przyjechały razem z nami, s ą j zasypane słodyczami i otoczone wielką up Większość z nich jest dojrzalsza i bardziej ii niżby na to wskazywał ich wiek. Trzyletnia 235

i czteroletni Stefanek K. spacerują po parku jak dorośli pozdrawiając wszystkich napotkanych ludzi polskim słowem „czekolada", które brzmi dosta tecznie zrozumiale dla każdego. Zawsze wracają z buziami i rękami umaza-

nymi czekoladą.

To duży obóz. W parku s ą trzy hotele: „Grand Hotel", „Vittel Pałace" i „Car es". W tych dwóch ostatnich mieszka dwa tysi ące Anglików, którzy zostali internowani zaraz po kapitulacji Francji. Początkowo byli trzymani w wojskowych barakach, w Besancon, ale

teraz od roku są w Vittel. Te dwa hotele są bardzo wygodne, a w „Cares" znajduje si ą duża biblioteka z książkami w ró żnych językach. „Vittel Pałace" został przerobiony na szp ital, a służba medyczna jest tutaj wspaniała. Lekarzami są francuscy jeńcy wojenni. Na parterze „Grand Hotelu" jest wiele sklepów. W jednym z nich — Bon Marche — s ą drewniaki (racjonowane), igły, nici, staromodne ubrania z 1920 roku, kołnierzyki i sztuczne kwiaty i inne podobne rzeczy. W innym sklepie można znaleźć broszki, spinki, pudełka z napisem „Souvenir de Vittel" i „Nous Reviendrons". Znaczk i z napisem „Nous Reviendrons" (powrócimy) stały si ę patriotyczną odznaką, któr ą nosi teraz każdy Francuz.

W soboty i niedziele są pokazy filmowe, przede wszystkim starych francuskich filmów. W ciągu tygodnia ekran zwija się i kino zamienia się w teatr. Wystawiane są tu znakomite sztuki, rewie i koncerty.

Trzy hotele są połączone i wszystkie razem tworzą wielką całość usytuowaną na wzgórzu. Z „Grand Hotel" schody prowadz ą do parku, w którym s ą źródełka z wod ą mineralną. Działają nawet teraz. Park otoczony jest potrójnym kolczasty m drutem. Za nim chodzą tam i z powrotem uzbrojeni strażnicy. Na środku parku znajduje się jeziorko z nieodzownym

łabędziem. Jest też mały pa-

 

236

??;'.

wilon, w którym pracuje kilku szewców. Oni s ą \ ternowani i każdy z nas ma prawo dać im swoje naprawy raz w miesiącu. Za pawilonem znajduji ściół i wspaniała willa komendanta obozu. Po le^ nie tego domu wąska ścieżka prowadzi do „Hotel ce", który tak że jest zamieszkany przez Angli nim stoi „Hotel Continental " przeznaczony dla ' wyżej sześćdziesiątego roku życia. Mieszkają w r angielskie i amerykańskie zakonnice, które opi staruszkami.

Na drugim końcu obozu znajduje się „Hotel zarezerwowany dla Amerykanów, których liczb ; zbyt duża. Przybyli do Vittel we wrześniu 1942 taj są tylko kobiety; ich mężowie przebywają piegne.

3 lutego 1943

Dziś po raz pierwszy otrzymałyśmy paczki kańskiego Czerwonego Krzyża — seria numer miała łzy w oczach, gdy otwierała paczkę, a my łyśmy troskliwość, z jaką nieznane amerykai wszystko zapakowały. Z każdej, najmniejszej r mieniowało ludzkie ciepło. Wszyscy czuliśmy, którzy przysłali nam te rzeczy, ze współczucie o głodujących w Europie.

Lucia G., ładna, siedemnastoletnia blondy: była z nami na Pawiaku, brała udział w uczcie ganizowałyśmy po otworzeniu paczek. W k lazłyśmy puszkę skondensowanego mleka, mar| konserwę wołową, cukier, herbatniki, czekols kawę, zgęszczony sok pomarańczowy, susze dwie paczki papierosów, paczk ę tytoniu, i zuj ku. Ułożyłyśmy wszystko na stole i tańczyłyśi w wielkiej radości. Potem przygotowałyśmy u

237

czas myślałyśmy o tym, w jaki sposób mo żna by przesłać część tych rzeczy do Warszawy? 24 lutego 1943

Nie ma piękniejszego uczucia niż poczucie wolności. W Vittel poczułam jej smak po raz pierwszy od lat trzech. Mimo że widzę kolczasty drut i hitlerowskich żandarmów o par ę kroków od nas, czuj ę się chroniona przez amerykańską flagę. Jedyną troskę powoduje myśl o krewnych i przyjaciołach w Warszawie, od których na razie nie mam żadnych wiadomości. Zbliża się wiosna. Spędzam w parku wiele godzin, czytam i marzę. Wdycham cierpki zapach sosen i czuję się szczęśliwa, gdy jestem sama. Zawsze chciałabym być sama. Przyglądam się przechodzącym w pobliżu. Niektórzy nosz ą mundury francuskie, które Niemcy dali im zamiast płaszczy.

Dni mijają szybko. Jedzenie, jakie dają nam Niemcy, jest niewystarczające, głodowalibyśmy, gdyby nie paczki z Czerwonego Krzyża. Internowani starają się przyspieszać upływ czasu organizując rozmaite rozrywki, koła dramatyczne, kluby sportowe, grupy szkoleniowe itp.

Ale nie bierzemy udziału w tych wszystkich zabawach. Moje myśli stale krążą wokół Warszawy. Co tam się dzieje? Codziennie przeglądam gazety, ale nie znajduję w nich niczego o polskiej stolicy.

28 lutego 1943

Mamy w naszym obozie dwóch wa żnych gości: byłego konsula Brazylii w Katowicach, Paulo J., i jego syna, Hilmara. Ojciec i syn spotkali się w pociągu po kilku miesiącach rozdzielenia, podczas których hitlerowcy przewozili ich z jednego niemieckiego więzienia do drugiego.

Dwudziestodwuletni Hilmar opowiedział mi o swo238 11

ich przeżyciach. Naziści oskarżali go o wszelkii przestępstwa, o jakich nie miał nawet pojęcia; tekstem, że był szpiegiem jednego z europejskie zamknęli go i torturowali. Ma jeszcze na ciele n pione rany i złamane żebro, które nie zrosło s dłowo. Wygląda jak szkielet. Zanim on i je otrzymali pierwsze paczki z Czerwonego Krzyża ::iternowani dawali im jedzenie. Ci Brązylijczyc dzo szczęśliwi z przebywania w obozie, uważa prawdziwy raj, mimo że Anglicy i Amerykar

nie przestają skarżyć się na jedzenie i warunk zie. Trzeba przejść przez to, przez co my pr;

w Polsce, żeby docenić nasze obecne warunki ż Za kilka dni mają nas przenieść do nowo c „Hotel Nouvel", który b ędzie zajmowany przez Mężczyźni internowani w Titmoning mają być przewiezieni tutaj, żeby połączyć się z żonami i 15 marca 1943

Jesteśmy w „Hotel Nouvel" od dwóch tygod czy źni z Titmoning i Compiegne jeszcze nie przy przyjechała grupa z Gleiwitz, aby połączyć się nami po długim rozdzieleniu.

Nasze nowe pokoje są przyjemne i czyste. Mi stała oddzielny pokój, któr y będzie dzielić z tatą, przyjedzie. Moja siostra, Rosa W. i ja też mamy ny pokój. Prawie wszystkie osoby internowane na Pawiaku dostały pokoje na drugim piętrze. W hotelu przebywają także Anglicy i Amerykanie. ? między nimi nie są najlepsze, bo Anglicy są doś< styczni. Ale nikt tak naprawdę się tym nie prz mamy bowiem inne istotne problemy.

239

17 marca 1943 .v:(.-v-o >ą;,-.< ->'?>

Im dłużej mieszkam w Vittel, tym wyraźniej i ostrzej widzę twarze przyjaciół i krewnych, z którymi przebywałam w getcie. Cz ęsto mam koszmarne sny.

Wczoraj dostaliśmy dwa listy — od Romka i od wujka Abiego. Romek na pisał do mnie na blankiecie dla internowanych, jaki mu wysłałam: „Ka żde słowo od Ciebie sprawia mi wielką radość. Jestem szczęśliwy wiedząc, że przynajmniej ty jesteś bezpieczna. Nie martw się o mnie, nie warto; nigdy się już nie zobaczymy."

Wujek Abie pisze, że jeśli możemy coś dla niego zrobić, to żebyśmy zrobili to jak najszybciej, bo nie wie, czy będzie mógł zosta ć pod tym samym adresem przez dłuższy czas. Mama płakała gorzko czytając te złowieszcze słowa. Zaczęła biegać do ró żnych ludzi w obozie, którzy maj ą powiązania z zagranicą, ale nie była w stanie niczego załatwić.

'?'?': .I!' • ?

.f:.-.

29 marca 1943

--'r -..->?.•• . ;

Wszyscy mężczyźni — obywatele ameryka ńscy w wieku powyżej szesnastu lat — zostali nagle wysłani z naszego obozu do Compiegne. Niemieccy naziści dali dziwne wytłumaczenie tego kroku: twierdzą, jakoby niemieccy jeńcy wojenni byli źle traktowani w Ameryce. Władze obozu zrobiły wyjątek tylko dla pana D., który był ostatnio operowany i wciąż jest w szpitalu; a także dla rabina R., jako osoby duchownej, oraz konsula z synem. Bardzo jest tu smutno bez mężczyzn. Byliśmy wszyscy dla siebie bardzo bliscy, prawie jak jedna rodzina podczas tragicznych miesięcy na Pawiaku.

18 kwietnia 1943

Jest pó źna noc. Słyszę regularne oddechy Anny i Rosy. Śpią głęboko, ale ja nie mogę. Wiatr na dworze szarpie

drzewa. Czuję, że gdzieś dzieje się coś potwornej; goda jest dziwna. Niebo czyste i pełne gwiazd; an chmur, a jednak wieje silny wiatr. Myślę o : i liście, jaki wczoraj od niego dostałam. „Pracuj ę I tchnienia — pisze — bo tylko praca pozwala m: mn ieć o wszystkich kłopotach... Liczba naszych pr? jest coraz mniejsza. Z nogą znacznie lepiej; już n kam. Ze starych znajomych widuję jeszcze tylko nie został nikt więcej. Dołek jest z Jankiem (ozm że uciekł na stronę «aryjską»). Ostatnio widziałei kę; bardzo spoważniała. Nie myśl o mnie, kochana, że moje dni są policzone. Życzę Ci wszystkiego na; go. Twój Romek."

Ten list był pisany 21 marca. Wiatr za oknen biera na sile, a moja bezsenność nie przemija. C wieszczego wisi w powietrzu... k

25 kwietnia 1943

W obozowym teatrze wystawiono operetkę „Kraina u śmiechu" — z ogromnym sukcesem. P: wienie reżyserowała sławna angielska aktorka, pe a YMCA dostarczyło materiałów na kostiumy, k1 stały uszyte przez internowane krawcowe. Dekora lował angielski internowany, Kendall T. Wysta także rewię reżyserowaną przez Morrisa S., młod gielskiego muzyka, który zorganizował orkiestrę zie. Niusia W. wystąpiła w tej rewii ze spec jam; skim numerem, a osiem par ubranych w kolorowe stroje ludowe tańczyło. Tańczyliśmy polskie tańc( waliśmy polskie piosenki. Ta część spotkała się zwyczajnym aplauzem. Amerykanie i Anglicy \ duży entuzjazm. Następnego dnia po pierwszym p wieniu słyszałyśmy w całym obozie: „Te polskie 240 241 16 —

czyny były takie kolorowe..." i „Ces Polonaises son t admirables..."

Gdy ogłosiłyśmy przed przedstawieniem nasz zamiar włączenia polskiej części do rewii, spowodowało to dla nas wiele przykrości ze strony naszych własnych internowanych — Polaków-gojów, którzy czuli si ę obrażeni pomysłem, żeby Żydówki ta ńczyły polskie tańce. Niu-sia W., kiedy usłyszała o tym po raz pierwszy, oświadczyła na próbie, że nie chce mieć nic wspólnego z całym przedstawieniem, ale pewna ro zsądna Polka ostrzegła ją, by nie stała się narzędziem bigotów, i wytłumaczyła, że powinna kontynuować swoją pracę. W końcu te same kobiety, które pocz ątkowo agitowały przeciw nam, przyszły na przedstawienie i oklaskiwały polski numer, który odniósł jeden z naj większych sukcesów w całym przedstawieniu. Przykro pomyśleć, że po tylu wspólnych cierpieniach ci ągle jeszcze istnieje między nami tak duży antagonizm rasowy.

W dużym stopniu pociesza nas stosunek zakonnic do żydowskich dzieci. Zorganizowały szkołę, w której lekcje odbywaj ą się po polsku, angielsku i francusku. W pracy pomagają matki dzieci. Duszą tego przedsięwzięcia jest zakonnica z zakonu Les Auxiliatrices, któr ą wszyscy nazywamy Matką Świętą Heleną. Jest to wysoka, majestatyczna kobieta o cudownej figurze. Przy każdej okazji podkreśla swoje współczucie dla prze śladowanych Żydów.

-D* •B'

Rozdział XVII POWSTANIE W GETCIE ':? ':-,'.//

15 czerwca 1943

Nie zapisywałam niczego w tym dzienniku od dłuższego czasu. Co dobrego może wyniknąć z pisania? Kogo interesuje mój dziennik? My ślałam kilkakrotnie o tym, by go spalić, ale jakiś wewnętrzny głos zabronił mi tego. Ten sam głos nakazuje mi teraz opisać wszystkie potworności, o jakich słyszałam w ciągu kilku minionych dni. My, którzy zostaliśmy uratowani z getta, wstydzimy się patrzeć sobie w oczy. Czy mieliśmy prawo chronić samych siebie? Dlaczego w tej części świata jest tak pięknie? Tutaj wszystko pachnie słońcem i kwiatami, a tam — tam jest tylko krew, krew mojego własnego narodu. Boże, dlaczego musi istnieć tyle okrucieństwa? Wstydzę się. Jestem tutaj, wdycham świeże powietrze, a tam mój naród dusi si ę gazem i ginie w płomieniach palony żywcem. Dlaczego? Pod koniec maja przybyła grupa kobiet i dzieci z Lie-benau. Prawie podskoczyłam z radości, gdy nagle wpadłam na Bolę. Nie mogłyśmy uwierzyć, że naprawdę jesteśmy razem. To było jak baśń z tysiąca i jednej nocy. Przez pierwsze dni byłyśmy absolutnie nierozłączne. Opowiedziałam jej o naszych przyjaciołach w getcie i o tym, co działo się po kwietniu 1942 roku, gdy została internowana, a ona w rewanżu opowiedziała mi o swoim życiu w Liebenau. Bolą przyjechała do naszego obozu w tym

243

samym czasie, co Er na W., kuzynka Rosy— tak że dziewczyna w naszym wieku. Byłyśmy szczęśliwe jak dzieci i przez chwilę zapomniałyśmy o całej potwornej rzeczywistości wokół nas.

Nagle rozeszły się wiadomości, że warszawskie getto zostało podpalone i że całe czterdzieści tysięcy Żydów, którzy w nim zostali, spaliło si ę żywcem. Źródłem tej informacji był list z Warszawy otrzymany przez jedną z amerykańskich zakonnic. W liście napisano, że spalona została ulica Nalewki, ale autor z pewnością miał na myśli całe getto.

W pierwszej chwili wśród internowanych Żydów wybuchła panika, ale pó źniej po prostu nie chcieliśmy wierzyć, że ta historia jest prawdziwa. Potem nadszedł nowy transport internowanych z Warszawy; przywieźli nam szczegóły o ostatnich wydarzeniach w getcie. Nowo przybyłych umieszczono w „Hotel Providence", n aprzeciw „Hotel Nouvel". Tego dnia i przez kilka następnych przez okna hotelowe odbywała się konwersacja przerywana płaczem. Wśród nowych internowanych zobaczyli śmy wiele znajomych twarzy. Na przykład pana K., który był z nami na Pawiaku, ale został zwolniony z powodu choroby na kilka dni przed naszym wyjazdem. To on przekazał nam najwięcej szczegółów o ostatnich tragicznych dniach warszawskiego getta.

Dowiedziałyśmy się, że akcja eksterminacyjna została wznowiona w dniu naszego odjazdu do Vittel, to jest 18 stycznia 1943 roku. Żydzi spodziewali się czegoś podobnego od dawna. My opuściliśmy Pawiak o drugiej rano. W kilka godzin pó źniej silne oddziały SS, Litwinów, Ukraińców i specjalny regiment Łotyszów wkroczyły do gett a i rozpoczęły pogrom. Ale ku ich zdumieniu — oprawcy napotykali zbrojny opór. Wi elu Żydów zabarykadowało si ę w swoich mieszkaniach i strzelało do polu-

T 244 t.i-il

jących na ludzi. Okazało się, że podziemny ruch w gefr zebrał znaczną ilość broni i amunicji. Niemcy i ich pomocnicy wycofali się z getta. W p dni pó źniej wrócili z czołgami i wozami pancerny] Podpalali każdy dom, w którym napotkali opór, a lud; którzy prób owali uciekać z tych budynków, byli wpycl ni do środka i paleni. W tej bitwie zginęło prawie tys osób. Potem przez kilka dni wysyłano do Treblinki ogrc ne transporty.

Nastąpiła kilkutygodniowa przerwa, ale tym razem dzie pozostali w getcie nie mieli już żadnych złudzeń. W dzieli, że ich los został przypieczętowany, że hitlerov postanowili całkowicie eksterminować ludność żydows Ostateczna likwidacja getta rozpoczęła się w mai Niemieccy właściciele warsztatów znajduj ących się w § cie dostali rozkaz, by poinformowali swoich żydowsk pracowników, że muszą stawić się w ośrodku rejesi cji na wyjazd do Trawnik. Tak jak przy poprzedr okazjach, zapewniano Żydów, że nie mają się czego o wiać, że ludzie pozostali w getcie zostali uznani za v, tościowy element, że dostaną pracę w dobrych war kach, będą mieszkali w fabrykach i nie zostaną rozd leni ze swymi rodzinami. Zgłosiła się tylko mała grupka ludzi najbardziej z; manych, głodnych, którzy nie byli w stanie dłużej w swoich podziemnych kryjówkach. Wi ększość nie u\ rzyła w niemieckie obietnice. Wiedzieli, że obozy pi w Trawnikach miały być tylko przynętą, a w rzeczy stości chciano ich wysłać do Treblinki.

Młodzi ludzie oraz wszyscy mężczyźni i kobiety spr ni fizycznie przyłączyli się do podziemia i kupowali t za ostatnie środki. Rozpoczęły się gorączkowe przyg wania do zbrojnego oporu. Małe podziemne komórki raz tworzyły du żą, zdyscyplinowaną organizację. Gri

245

żydowskich przedstawicieli klas pracujących połączyły się i przy pomocy Polskiej Partii Socjalistycznej i innych polskich ugrupowań lewicowych przemycały jedzenie i amunicją kanałami wykopanymi pod murami. Niemcy byli dobrze poinformowani o tych przygotowaniach, ale i tak nie potrzebowali pretekstu do zaatakowania getta. Ponieważ do rejestracji zgłosiła się tylko mała grupka Żydów — zaledwie dwie ście osób — hitlerowcy zdecydowali się wywieźć pozostałych siłą.

W nocy z 18 na 19 kwietnia 1943, w noc Paschy, któr a dla Żydów jest świętem wolności, uzbrojone jednostki SS, Ukraińców, Łotyszów i Litwinów otoczyły teren tzw. du żego getta wyznaczony ulicami Leszno, Nowolipie, Bonifraterska, Smocza. O świcie 19 kwietnia Niemcy w wozach pancernych weszli do getta ulicą Zamenhcia i zaczęli ostrzeliwać domy. Zabarykadowani Żydzi odpowiedzieli ręcznymi granatami i ogniem z karabinów. Po-kilku godzinach hitlerowcy wycofali się z getta.

Z każdego okna, dachu, zza zburzonej ściany witał na-zistów grad kul z karabinów maszynowych. Sygnał do-walki dała grupa młodych ludzi, która zaatakowała zbli żające się niemieckie czołgi ręcznymi granatami. Niemcy wrócili po obiedzie z lekk ą artylerią i rozpoczęli ostrzał Nowolipia, Bonifraterskiej i Franciszkańskiej. Wtedy zaczęła się rozstrzygająca bitwa.

W tej walce aktywny udział brały żydowskie kobiety ciskając ciężkie kamienie i lejąc wrzątek na atakujących Niemców. Nie ma w historii precedensu tak nier ównej i pełnej goryczy walki. Wreszcie Niemcy zdecydowali się użyć ciężkiej artylerii.

Ostrzał był szczególnie ci ężki nocami: 23, 24 i 25 kwietnia, gdy całe getto zostało zamienione w olbrzymi pożar. Płonące domy utworzyły szczelną ścianę ognia, która uniemo żliwiała ucieczkę, i tak bohaterscy bojownicy mu-

246

sieli ginąć w płomieniach. Ci, którzy cudem przedo; si ę na zewnątrz, byli zabijani przez hitlerowców ju; .murami getta. Strzelanina pochłon ęła także wiele c wśród polskiej ludno ści zamieszkującej po stronie „a skiej" blisko murów.

Ulice getta były piekłem. Pociski rozrywały się w wietrzu, a deszcz kul był tak gęsty, że ktokolwiek wj wił głowę przez okno, padał. Niemcy zastosowali wię siłę ognia podczas powstania w getcie niż w czasie < żenią Warszawy. Nalewki, Nowolipie, Franciszkai Karmelicka, Smocza, Miła, Niska, Gęsia i plac Mura] ski zostały kompletnie zburzone. Nie został ani jeden dom. Nawet wypalone ściany zrujnowanych domóv stały pó źniej wysadzone dynamitem. Przez wiele łuna płonącego getta była widoczna na wiele kilome wokół Warszawy. „Gdy opuszczali śmy Pawiak — wiadał nam kto ś z nowo przybyłych przez okno

«' Providence» — widzieli śmy ogromną gór ę ognia i < na Dzielnej trzęsące się od wybuchów."

Wielu Żydów ukrywaj ących się w specjalnie zbuc nych piwnicach zginęło w ogniu i dymie. Jeden któremu udało si ę uciec podczas bitwy, mówił, że es-ni wyciągali kobiety i dzieci (ukrywające się w kan za włosy i rozstrzeliwali. Głębsze kanały wodocii penetrowali ogniem z karabinów maszynowych, a v lu wypadkach wpompowyw ali trujący gaz.

Pod gettem znajdowała się cała sieć tajemnych i korytarzy. Wygląda na to, że Niemcy wiedzieli c bo wysadzili wszystkie piwnice dynamitem. Tysią dzi, którzy si ę tam ukrywali — mężczyzn, kobiet : ci, młodych dziewcząt i chłopców — walczyło do os'

go tchnienia.

Nawet Niemcy byli zdumieni bohaterskim opore wianym przez obrońców getta. Nie mogli pojąć

247

czerpią siły do walki o ostatni bastion polskich Żydów ci ludzie wygłodzeni i wycie ńczeni. Z „małego" getta, w którym były usytuowane fabryki Toebbensa i Schultza oraz kilka mniejszych warsztatów, ostatnich Żydów usuwano sił ą. -:ńk.

? Wśród nowo przybyłych internowanych z „Hotel Pro-vide nce" znajduje się Esta H., moja bliska koleżanka z Łodzi. Opowiedziała mi przez okno o swoich t ragicznych przeżyciach przed internowaniem na Pawiaku. Pracowała w fabryce Toebbensa i właśnie była w pracy, gdy Niemcy zaczęli wywozić robotników do Trawnik. Bitwa o getto ju ż się wtedy rozpoczęła. „Zagano nas na podwórze — opowiadała. — Byłam w sta nie skrajnego przerażenia i myślałam, że natychmiast nas zastrzelą. Gdy schodziłam na dół, uzbrojeni Niemcy otoczyli dużą grupę robotników. D źwięki strzałów i wybuchów dochodziły ze wszystkich str on, a szyby w oknach fabryki drżały. Kiedy już wszyscy zebrali się na dziedzińcu, hitlerowcy kazali nam stanąć pod ścianami z rękami podniesionymi do góry. M ężczyźni powtarzali modlitwy, a ja gorzko żałowałam, że żadnej nie znam. Ale własnymi słowami modliłam się o szybką śmierć.

Los jednak oszczędził mnie. Po chwili pojawił się na dziedzińcu jakiś wyższy oficer niemiecki i wydał rozkaz, żeby odprowadzono nas na Umschlagplatz. Myślałam, że to oznacza Treblinkę. Byłam kompletnie przerażona, ocknęłam się dopiero w wagonie towarowym, ściśnięta w masie ludzi. Przez cały czas nawet nie zauważyłam, że mój m ąż był przy mnie. Byłam strasznie spragniona. Na jednej ze stacji, na której poci ąg zatrzymał się na długo, mój m ąż kupił butelkę wody od jednego z Ukraiń-

248

ców, którzy nas eskortowali. Zapłacił za ni ą sto pięćd siat złotych. Ci ukraińscy strażnicy zrobili fortunę j czas tej podró ży. Brali po sześćset złotych za mały chenek chleba. Stopniowo zaczęliśmy sobie zdawać sj wę, że pociąg nie jedzie w kierunku Treblinki; po d nastu godzinach jazdy przybyliśmy do Trawnik.

Obóz w Trawnikach jest bardzo mały. Umieszczono w s tarej stodole. Nie było wody ani latryn. Tylko którzy z nas dostali sienniki, reszta leżała na gołej z i Następnego dnia troje z deportowanych zachorowało tyfus, a liczba chorych powiększała się z dnia na ds Nie separowano ich od zdrowych. Co dzień o szć rano budzono nas do pracy; o szóstej wieczór wracali do naszej stodoły kompletnie wyczerpani. Jedzenie, j otrzymywaliśmy, wystarczało tylko do tego, by utrzy nas przy życiu. Najbliższe osiedle znajdowało się w ległości kilku kilometrów od nas, ale nikt nie miał wagi przekra ść się tam, by zdobyć pożywienie, bo w nas wszędzie błyszczały bagnety Litwinów i Łotys

Ale nawet w tym obozie byli przemytnicy. Codzie idąc do pracy spotykaliśmy chłopów niosących o\ i chleb, które próbowali nam sprzedawa ć. Czasem uda nam się coś kupić w ten sposób, ale w kilku przypadł Ukrai ńcy zastrzelili i chłopa, i Żyda, który chciał co niego kupi ć. Raz goj z pobliskiego osiedla wrzucił j drut kolczasty kawałek chleba chłopcu, który mógł :

dwanaście lat. Z twarzą rozjaśnioną radością chłopiec niósł chleb i zacz ął go jeść. W tej chwili podbiegł uki ski strażnik z najbliższego posterunku i jednym ud* niem wytrącił chłopcu chleb z ręki, po czym zaczc bić kolbą karabinu. Bił go wciąż, kiedy chłopiec ju nie ruszał. Zbił go na śmierć.

Niemal oszalałam. Inni patrzyli na tę scenę z kom ną bezradnością.

A jednak paru osobom udało się uciec. Kiedyś, pó źną nocą, oddział partyzantów zaatakował nasz obóz, rozbroił stra żników i uwolnił kilkudziesi ęciu więźniów. Niektórzy ukrai ńscy strażnicy przyłączyli się nawet do partyzantów i pomagali rozbraja ć innych. Były też przypadki, że strażnik uciekał z obozu, żeby przyłączyć się do podziemia.

Niedaleko Trawnik, w lesie, jest zbiorowy grób kilk u tysięcy jeńców wojennych. Byli trzymani w naszym obozie. Wszyscy chłopi w sąsiednich wsiach wiedzą o tym grobie, bo byli świadkami egzekucji rosyjskich jeńców wojennych i zmuszono ich do kopania tego wielki ego grobu.

Nie wiem, jak długo byłabym w stanie to wytrzymać — ko ńczyła Esta — ale na szcz ęście po kilku tygodniach dostaliśmy cudzoziemskie paszporty i od tego momentu wszystko szło dobrze. Wysłano nas do siedziby gestapo w Warszawie, potem spędziliśmy trzy dni w «Hotel Ro-yal» z dużą grupą internowanych z republik południowoamerykańskich. Wreszcie zabrano nas do Vittel z ostatnim transportem internowanych z Pawiaka. Ale nie mogę czuć się szczęśliwa, bo moi rodzice zostali w Trawnikach.

Ostatnio przyszło do Warszawy wiele dokumentów taki ch jak nasze, ale większość osób, dla których je wystawiono, zgin ęła dawno w Treblince albo w bitwie o getto."

Bitwa o getto trwała pięć tygodni. Wygłodzeni, wycieńczeni obrońcy getta walczyli bohatersko przeciw silnej hitlerowskiej maszynie wojennej. Nie nosili mundurów, nie mieli szarż, nie dostali medali za nadludzki wysiłek. Ich jedynym wyró żnieniem była śmierć w płomieniach. Wszyscy z nich są Nieznanymi Żołnierzami, bohaterami, którzy nie maj ą sobie równych. Jak strasznie jest my śleć o tym wszystkim — tylu jest w śród nich bliskich przyjaciół

250

i krewnych: wujek Abie, Romek, Rutka... Przez kilka ostatnich dni stałam w oknie rozmawiając z nowo przybyłymi internowanymi z „Hotel Providen ce". Chciwie słuchałam ich słów, a my śli przenosiły mnie tam, do płoną-tych domów getta, gdzie żyłam przez trzy lata z tymi wszystkimi bohaterami. Co jakiś czas czuję, że mdleję, jakby moje serce zamierało, muszę odejść od okna i położyć się.

Tapeta w naszych pokojach pokryta jest skomplikowanym, ciemnoczerwonym wzorem. Raz, gdy patrzyłam na nią, wyobraziłam sobie, że czerwone linie zmieniają się w długie strumienie krwi... Tak płynęła ich krew, mieszając się z płomieniami. Nasza krew, nasze kości —

spalone na popiół. Bo że, dlaczego musimy ścierpieć to wszystko? Wujek Abie, Romek i inni... a może ktoś z nich ocalał?

W dniu, w którym rozmawiałam z Est ą W., zebrałam dużo jedzenia od internowanych w naszym hotelu i o jedenastej w nocy Hilmar J., przekradł się przez kolczasty drut do „Hotel Providence". Rozdał jedzenie nowym internowanym, a odebrał osobiste pozdrowienia z getta i wiele listów, które przywie źli nowi dla ró żnych osób z naszego hotelu.

Jeden z listów był dla Felicji K., od kuzyna, który pozostawał po stronie „aryjskiej" przez długi czas dzięki sfałszowanym papierom. Pani K. dostała dla niego papiery ze Szwajcarii i nie mogła zrozumieć, dlaczego nie przyjechał do Vittel. List tłumaczył, dlaczego. „Sumienie nie pozwala mi ratować samego siebie — napisał — teraz, gdy widziałem tak wielu moich bliskich umierających potworną śmiercią. Czy jestem lepszy od nich? Nie mam odwagi opuścić tych ruin. Nie, nie wyjadę z Warszawy. To moje miejsce, muszę tu zostać. Jakaż jest wartość mojego życia w porównaniu z życiem tych bohaterów, którzy

251

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]