Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:

Berg Mary - Dziennik z getta warszawskiego

.pdf
Скачиваний:
74
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
952.95 Кб
Скачать

schlagplatz, to raczej powinniśmy zażyć truciznę. Zapewniła nas, że wkrótce otrzyma jakie ś specjalne pigułki do tego celu. Zadrżałam słysząc te słowa i w tym momencie, o dziwo, moja wola życia była silniejsza niż kiedykolwiek.

Komisarz, który czasem nas odwiedza, powiedział dzi siaj, że dwudziestego trzeciego tego miesiąca zostaniemy zabrani do obozu internowania dla Amerykanów w Niemczech. Kobiety, powiedział, zostaną wysłane do Liebenau nad jeziorem Constance, a mężczyźni do Laufen. Nie

wiem, ile prawdy jest w tym twierdzeniu. Gdj przedstawiciel, pan S., zapytał komisarza, gdzie ternowani obywatele brytyjscy i państw neutn ten odpowiedział, że znajdują się oni w obozie po nowcem. To kłamstwo, bo wiemy, że pod Sosnowe ma obozów, i wiemy tak że, że ci ludzie zostali \ do obozów śmierci razem z innymi mieszkańcami Pan S. zadał to pytanie tylko po to, żeby sprawd akcję hitlerowca.

Codziennie kilkanaście platform z meblami i przedmiotami zajeżdża do magazynów przeznaczon zrabowane rzeczy Żydów, a znajduj ących się na I w budynkach naprzeciw więzienia. Niektórzy inte ni rozpoznaj ą swoje rzeczy. Straszne jest także wśród powożących rozpoznajemy często bliskich mych — doktora, in żyniera, byłego zamożnego adwokata. Hitlerowcy wybierają specjalnie inteli do najcięższych prac fizycznych.

Na jednej z platform zauważyłam naszego w pianistę, Władysława Szpilmana. Jego wygląd ws' mną. Był chudy i wycieńczony, ubranie wisiało jak worek. Rękawy pełne były dziur, a kołnierzy wany. Na ramieniu miał zawieszoną torbę z ka^ chleba. Oczy miał zapadnięte i oddychał z trude

Platformy zajeżdżają jedna po drugiej pod oknami. Woźnicy towarzyszą jeszcze dwaj mężC2 pomocy przy rozładowywaniu. Kiedy przyszła kol< mana, widziałam, jak zapierało mu dech za każ< zem, gdy musiał podnieść jakiś ciężki mebel. Wra: ma pomocnikami zmagał się przez dłuższą chwilę kim fortepianem, który wci ąż osuwał się z powr platformę, a jego struny pobrzękiwały. Nagle ; wybiegł przyglądający się dotąd Niemiec i zaczął snyślać. Szpilman próbował si ę usprawiedliwić p

206

207

ciężkie nogi fortepianu, ale jedyną odpowiedzią było uderzenie w twarz.

W pewnej chwili pianista odwrócił si ę w naszą stronę; najwyraźniej poczuł nasz wzrok. Uśmiechnął się gorzko i zwiesił głowę. Rozpoznał swoich znajomych, byłych entuzjastycznych słuchaczy jego koncertów. Zakłopot any i zawstydzony odwrócił si ę i znów podjął swoją pracę. W pół godziny pó źniej wóz był pusty. Władysław Szpil-man wdrapał si ę z powrotem na siedzenie i otarł dłonią czoło. Pociągnął za lejce i konie ruszyły z miejsca.

8 październik 1942

Przez Zeliga otrzymaliśmy list od Rutki, w którym opowiada, jak prawi e cudem została uratowana od deportacji. „Stali śmy w długim szeregu — pisze — sami robotnicy z fabr yki Aschmana, w której mój ojciec jest jednym z głó wnych nadzorców. Brandt (hitlerowiec kierujący deportacją w Warszawie) stał w pobliżu i wskazywał osoby, które miały zosta ć wywiezione do Treblinki. W pewnej chwili wskazał moją matkę i kazał jej wyjść z szeregu. Podbiegłam do niej i powiedziałam, że pojadę z nią. Brandt spojrzał na mnie i nagle zaczął się uśmiechać. Myślałam, że zastrzeli mnie na miejscu, ale ku memu zaskoczeniu kazał matce i mnie wracać do szeregu ludzi, którzy nadal maj ą pracować w fabryce. W pierwszej chwili myślałam, że żartuje, ale mówił powa żnie. Byłam tak wstrząśnięta tym wydarzeniem, że rozchorowałam się i spędziłam w łó żku dwa tygodnie. Parę dni temu wstałam, ale czuję jeszcze ból we wszystkich ko ściach. Nie widziałam nikogo z naszych przyjaciół, w iększość z nich została zabita lub wywieziona. Pracujemy ciężko przez cały dzień; po powrocie do domu

śpimy jak zabici, a o szóstej ledwie jeste śmy w stanie podnieść się znowu. Kilku mężczyzn prosiło mnie, żebym z nimi

mieszkała. Nie dziw się; wszystkie dziewczę Bardzo niewiele kobiet zostało w getcie i szcz de dziewczyny codziennie mają propozycje, kać z jakimś mężczyzną, który ma prac ę i w pobliżu fabryki. Ale na razie wciąż jeszcze utrzymać. Za parę dni spróbuj ę pój ść z Abie żeby was zobaczyć."

10 października 1942

Dziś moje urodziny. Cały dzień spędziła sienniku. Wszyscy przychodzili składać mi ; nie reagowałam. W nocy mojej siostrze udałc trzy rzepy i miałyśmy prawdziwy bal.

12 października 1942

Wszystkie Amerykanki ze strony „aryjsl zabrane na P awiak. Być może oznacza to, że staniemy wymienieni. Umieszczono je na „S z transpo rtem Amerykanek przywiezionych Z powodu ciasnoty niektóre z nich umieszc: ziennej ka plicy, a część matek z dziećmi w łych pokoikach na parterze naszego budynku

Spotkałyśmy się z nimi w łaźni; kaplica je Niektóre z tych kobiet s ą Żydówkami i powi że nieprzyjemny nastrój antysemityzmu pe w śród internowanych. Żydówkom stale daje że są obce. Tylko zakonnice znajdujące się i bronią ich i potępiają antysemickie uwagi ni< biet. Zakonnice opiekują się dziećmi bez robi między Żydami i gojami. Wykazują prawdzi ną miłość i chrześcijańskie miłosierdzie; wsz nują.

208

209

17 października 1942

Dziś dostaliśmy paczkę od naszej przyjaciółki, gojki, Zofii K. Kilka dni temu mama napisała do niej prosząc o trochę jedzenia i odpowiedź była natychmiastowa. W tym oceanie nędzy, w jakim żyjemy, pociechą jest znaleźć ludzi serdecznych. Zofia K. i jej mąż okazywali nam wiele serca przez całą wojnę i zawdzięczamy im wiele. Pan K. nawet ryzykował własne życie przewożąc nas z Łodzi do Warszawy. Przez jaki ś czas trzymał moją siostrę i mnie u siebie w domu narażając się w ten sposób na najwi ększe niebezpieczeństwo. Pani K. pisze, że postara się pomóc wujkowi Abiemu i przy śle nam więcej jedzenia tak szybko, jak to będzie możliwe. Radzieckie bombardowania są coraz częstsze. Nie można w nocy spać z powodu wybuchów. Ponadto nęka nas potworna plaga insektów. Po miesi ącach, jakie tu spędziliśmy, słoma w naszych siennikach rozpadła się na proszek i zamieniła w twardy brud. Papier na ścianach jest w strzępkach, a za nim są całe gniazda pluskiew. Nasze ciała pokrywają czerwone plamy. Jeszcze gorsze są pchły. Żadne dezynsekcje nie pomagają.

Mamy trzy nowe internowane: żonę amerykańskiego obywatela Adama L., która dot ąd była gdzieś pod Warszawą, i dwie kobiety z getta — matk ę Guty E. i Liii, żonę internowanego Leona M., obywatela Haiti. Przeżyły potworności ostatnich „akcji" i to zostawiło w ich duszach niezatarty ślad.

Pani Liii M. wprowadziła się do naszego pokoju. Ma dwadzieścia dwa lata. Zostawiła w getcie rodziców i brata. Kilka nocy temu podczas wy jątkowo intensywnego nalotu wszyscy wyskoczyliśmy z łó żek; tylko Liii została na. swoim miejscu. Ktoś próbował j ą namówi ć do wstania, ale ona odwróciła si ę do ściany i powiedziała: „Nie obchodzi mnie to. Żaden nalot nie może mnie przestra-

210

szyć. Mar i nawet nadzieję, że jakaś bomba trafi I tak żyjie nie ma już dla mnie żadnej wartoś<

Reszta próbuje zachowa ć ducha i każdego zbieramy się w jednym z pokoi, żeby przedy ró żne tematy. „Objadamy si ę" także kradzioi wszyscy opowiadają o swoich doświadczeniach.

Zwykle siedzimy w pokoju zajmowanym prze; jej matkę i Marysię Sh., obywatelkę boliwijską, jest teraz w Boliwii. Marysia lubi pokazywa tego egzotycznego kraju w Południowej Anier komiczną osobą: małą, pulchną, jasnowłosą. N: się na głód, a przeciwnie, cieszy się, że chudnie.

Rodzina W. — mama i trzy córki: Noemi, Tu; (ta osta tnia jest tu ze swoją trzyletnią córeczk ą, E jest najbardziej zabawna ze wszystkich. Najmłc Noemi, delikatna i piękna blondynka. Szybko sobie sympatię. Jej starsza siostra, Tusia, ma wi czucie humoru. Noemi i Tusia spędziły już na trzy miesiące w 1940 roku za nienoszenie opasel zdą. Nasza strażniczka zna je dobrze i nie mają trudności z przekupywaniem jej. Strażniczki są ^ szymi głównymi

„ środkami komunikacji" z gette ną „aryjsk ą". Po pracy wracają do domów i mu chodzi ć przez getto. Zabierają nasze listy, a p nam listy od przyjaciół i krewnyc h.

Noemi jest urodzoną aktorką i niesłychanie pi< cytuje. Przez rok studiowała w Szkole Dramatyc: werowicza i grała w kilku sztukach w Teatrze w getcie. Dziś mówiła nam wspaniały wiersz „Pif-paf". Kiedy sko ńczyła, wszyscy mieliś w oczach. Ten wiersz jest bardzo na czasie, jakb; sany dziś. Noemi tak wyczerpał ten wysiłek, że czeniu recytacji padła na swój siennik. Marysia p do niej i dała jej kawałek rzepy.

211

Wśród nowych wi ęźniów Pawiaka jest pewien, pan D., obywatel szwajcar ski, który został aresztowany po stronie „aryjskiej". D. jest dobrym znajomym Guty E. Powiedział nam, że Żydzi w całej Polsce są deportowani, a stawiają szczególnie silny opór w regionie Lublina.

Wolą umierać raczej tam, gdzie są teraz, niż zostać wysłani do obozów śmierci. Młodzi ludzie uciekają do lasu i przyłączają się do partyzantów.

20 października 1942

Komisarz żydowskiej policji, Lejkin, oraz pan First z wydziału budownictwa Gminy zostali zabici przez działaczy podziemia.

Wielu więźniów Pawiaka zostaje wysłanych do obozu w O święcimiu, skąd nikt nie wraca. Wszyscy teraz już wiedzą, że jest to obóz śmierci, jak Treblinka, z tą tylko ró żnicą, że ofiarami Oświęcimia są przede wszystkim Polacy.

Także na stronie „aryjskiej" napi ęcie rośnie. Tysiące Polaków s ą wywożone do niewolniczej pracy w Prusach lub centralnych Niemczech. Praca jest teraz obowiązkowa dla wszystkich Polaków i wprowadzono system kart pracy. Pod byle p retekstem odbywają się masowe aresztowania — a czasem w ogóle bez żadnego pretekstu. Przede wszystkim aresztuje się inteligentów. Wczoraj w wi ęziennej pralni widziałam znaną polską dramato-pisarkę, Minę Swierszczewską.

Dziś mieliśmy wizytę komisarza Nikolausa, który po raz n-ty uroczy ście powiedział nam, że 23 października, to znaczy w najbliższy piątek, „dokładnie o dziesi ątej rano", wszyscy amerykańscy obywatele ruszą w drogę. Chociaż mu nie wierzymy, wszyscy jesteśmy strasznie przygnębieni. Obywatele krajów południowoameryka ńskich nie wiedzą, co o tym myśleć; część z nich ma pesy-

mistyczne przeczucia, że zostaną wysłani do Tr Nie chcę nawet o tym myśleć. Byliśmy z nimi pr: miesięcy, jednoczył nas wspólny los, a teraz mus rozsta ć.

22 października 1942

Czy to rzeczywiście nasza ostatnia noc na P; Czy możliwe, żebyśmy jutro wyjechali? Przed ze ciem nocy zorganizowaliśmy „po żegnalną kolację' koju mężczyzn. Jedliśmy rzepę, a nasz przedsi pan S., wygłosił mowę do dwudziestu jeden ot amerykańskich. Na stole umieściliśmy dwie małe kańskie flagi, które trzymałam w walizce, jak reli cho wywany od początku wojny. Panował nastrój ceni ą. Noemi W. miała na sobie jedwabny szlafrol wyglądał, jak elegancki strój wieczorowy. Rec i śpiewała. Ja też zaśpiewałam kilka angielskich p Strażnicy przyglądali się nam i odniosłam wraź nam zazdroszczą.

23 październik 1942

Jesteśmy strasznie przygnębieni i rozczarowani, siątej rano wszyscy amerykańscy obywatele, Żyds w liczbie około stu pięćdziesięciu osób, stali na rzu wi ęziennym gotowi do wyjazdu. Nagle pojE Burckel i komendant Pawiaka i wściekłym głosei zebrać się przed bramą wszystkim internowany czyznom w ciągu dwóch minut. Wywołało to okrc nik ę, bo obywatele krajów południowoameryka ńs spodziewali się, że zostaną wysłani. Jak szalen się, by przynieść swoje walizki, i nawet ich nie : jąc popędzili pod bramę — byle si ę nie spó źni pó źniej przyszedł komisarz Nikolaus i powiec w pociągu nie ma miejsca dla kobiet i że wyj 212 213

jutro. Potem mężczyzn zabrano ciężarówkami. Kobiety ledwie zd ążyły pożegnać się z mężami. Udało mi się pocałować ojca, ale nie zamieniliśmy ani słowa. Mama była w stanie skrajnego przerażenia. Wróciły śmy do naszego pokoju; padłam na siennik w czapce i palcie. W godzinę pó źniej mężczyźni mający obywatelstwo państw Południowej Ameryki wrócili z powrotem. Okazało się, że rozkaz dotyczył tylko obywateli Stanów Zjednoczon ych. Ale Burckel celowo wszystko poplątał, żeby wywołać panikę i rozczarowanie.

Cieszymy się, że tata pojechał. Nie ma amerykańskich papierów; w rzeczywisto ści jest obywatelem polskim i tutaj stale groziło mu wysłanie do Treblinki. W obozie dla internowanych będzie przynajmniej pod opieką Szwajcarskiej Komisji Wymiany. Pan Sh. i pan G. są w podobnej sytuacji — tak że są mężami obywatelek amerykańskich. Tata musi być teraz w pociągu. Czy kiedykolwiek go zobaczymy?

30 października 1942

Na rozkaz komisarza Nikolausa wszystkich nas zbadał więzienny lekarz. Osoby chore mają być zwolnione i odesłane na stronę „aryjsk ą". Ten lekarz jest. Polakiem niemieckiego pochodzenia i używa niemieckich metod. W jego oczach wszyscy byli zdrowi. Ale jednak zwolnił panią Sh., która cierpi na skomplikowan ą chorobę oczu; jej córk ę, panią K., i jej trzech wnuków; kobiet ę w siódmym miesi ącu ciąży; panią Ditę W., której córka, Krysia, ma jakąś chorobę skóry, i pani ą S., żonę naszego przedstawiciela, która cierpi na zapalenie stawów. Wszystkie zwolnione kobiety dostały zezwole nie na mieszkanie po stronie „aryjskiej".

Rozdział XV ZNÓW KRWAWE DNI 15 listopada 1942

Getto znów prze żywa krwawe dni. Od dziewic dwunastego odbywały się kolejne polowania n Tym razem Niemcy żądali dużej liczby rot z warsztatów krawieckich i szewskich. A mieli; dzieję, że hitlerowcy zostawią już w getcie tych dotąd przetrwali — jest ich zaledwie czterdzieści Pierwszego dnia nowej masakry widziałam prz kilku starszych żydowskich policjantów przeje żd w rikszach. Wśród nich rozpoznałam komisarz? Kiedy mnie zobaczył, najpierw uśmiechnął się le stępnie zasalutował, a potem pojechał dalej z op głową.

Szefami tej nowej akcji deportacyjnej są Bran adiutant, Orf, który poprzednio nadzorował re obcych obywateli w getcie. Przez krótki czas Or row ał także nas na Pawiaku. Ten wysoki, pr blondyn był zawsze uprzejmy i uśmiechnięty, ogólnej opinii stanowił wyj ątek wśród Niemców no, że nie byłby w stanie skrzywdzić człowieka.

Teraz wyszło na jaw, że Herr Orf, który chwilo bywa na urlopie w Niemczec h, był głównym i i że odpowiada za największe okrucieństwa. P( że kiedyś widziano go stojącego i rozmav z uśmiechem z jakimś Żydem; w trakcie rozmi

215

ciągnął pistolet i strzelił w głow ę innego Żyda, który stał w pobli żu. Potem odwrócił si ę i strzelił do tego, z którym przed chwil ą tak uprzejmie rozmawiał. Którego ś dnia widzieliśmy go pod naszymi oknami rozmawiającego z grupą kobiet w bardzo rycerski sposób. Działo si ę to w szczytowych dniach akcji deportacyjnej. Nasza strażniczka powiedziała nam, że dostał urlop w nagrodę za wielkie „zasługi" podczas akcji deportacyjnej i że zamierza spędzić dwa

tygodnie w Niemczech z żoną, która wła śnie urodziła dziecko. A więc ten morderca będzie pieścił swoje nowo narodzone dziecko krwawymi rękami.

Dziś policjanci żydowscy przyprowadzili na Pawiak kilka krów. Z pewn ością zostały zarekwirowane w żydowskiej mleczarni. Może to już ostatnie krowy w getcie. Szefowie Oddziału Szturmowego i hitlerowscy urzędnicy na Pawiaku będą mieli teraz lepsze posiłki. Komisarz Nikolaus czyni coraz to nowe obietnice w związku z naszym wyjazdem. Ustaloną datą ma być teraz 16 grudnia, ale nikt go nie bierze poważnie.

Robi się coraz zimniej; wieje mroźny wiatr i pada śnieg. Więzienna kuchnia daje nam codziennie troszeczkę węgla do naszego piecyka. Ale jest to ilość wystarczająca zaledwie na godzinę lub dwie.

Często teraz przychodzą paczki dla obywateli krajów neutralnych, którzy da wno już zostali stąd wysłani. Nadawcy tych paczek z pewnością nie wiedzą, że ci ludzie zostali dawno deportowani i pewnie już nie żyją. Panu S. udaje się zatrzymywać te paczki, bo słynna niemiecka dokładność to grubo przesadzona legenda. Rozdziela ich zawartość wśród najbardziej potrzebujących. Niemcy nie mają pełnej jasności co do naszych nazwisk. Często paczki zawierają ziemniaki, marchewkę i inne warzywa, które mo żemy ugotować na naszym piecyku.

Nasza znajoma, Zofia K., przesyła nam paczkę z ehle-

bem, ziemniakami i cebulą co tydzień. Paczki przych także dla kobiet, które zostały zwolnione ze względt stan zdrowia i mieszkają teraz w hotelu po stronie „e skiej". Skontaktowały się z kilkoma Żydami, którzj tam ukrywaj ą, a których rodziny s ą internowane na wiaku. Uratowali panią P. i jej małą córeczk ę. Dicic udało się tego dokonać przekupując kilku gestapow znacznymi sumami. Teraz nieszczęsnej pani P. nie ? już niebezpieczeństwo. Ostatnio Dicie udało się także uzyskać zwolni matki i sióstr — Tusi i Noemi — jak równie ż par z jej szesnastoletnim synem, Martinem, sześćdziesii letniej pani R. oraz państwa K. z trzyletnim synk Richardem.

Dla pana D. przyszedł wreszcie paragwajski paszpo: teraz mieszka w naszym budynku. Dziś opowiadał potworne historie o tym, co dzieje się w celach Paw:

Biirckel osobiście wykonuje egzekucje. Ten sad czerpie wielką radość z takiego zajęcia. W większycr lach, w których przebywa po kilkunastu wi ęźniów, sza jednego w obecno ści pozostałych po długich te rach, a potem każe któremu ś ze współwi ęźniów za ciało do chłodni Pawiaka, która jest teraz przepełn: Pó źniej wiesza człowieka, który usuwał ciało swego przednika, i tak po jednym opró żnia dajią celę. Pai opowiadał nam także o potwornym bólu, jaki zadaje v niom. Stosuje niesamowite tortury, przypala ró żne c ciała więźniom, wbija w nich szpilki itp.

1 grudnia 1942

Dziś pod nasze okna na Pawiaku przyszła Rutka z ' kiem Abie i jego żoną. Rutka wcale nie wyglądała i jak zwykle twarz jej tonęła w uśmiechach. W c: przerwy obiadowej wyszli wszyscy troje z domu naj

216

217

ciw więzienia, w którym pracuj ą, i poprosili niemieckiego żandarma, żeby pozwolił im porozmawiać z internowaną rodziną. Ten Niemiec był starszym człowiekiem. Zgodził się na ich prośbę i nawet pilnował, żeby ich ostrzec, gdyby zbliżał się inny niemiecki patrol. Byłyśmy bardzo szczęśliwe, że możemy widzieć ich z bliska i rozmawiać z nimi. Rutka powiedziała nam, że jej ojciec wciąż jeszcze pracuje jako jeden z głównych nadzorców w fabryce Aschmana. Niestety nie mogła zostać długo, bo musiała wracać do pracy, tak samo jak Abie i jego żona. Pó źniej widziałam ich maszerujących w szyku po pracy. Rutka uśmiechnęła się do nas i znik-nęła za rogiem przysypanej śniegiem ulicy.

Niemiec, który kieruje sortowaniem rzeczy w do mu naprzeciw więzienia, torturuje swoich robotników. Czasem widz ę, jak każe komuś wyjść z szeregu i padać na ziemię dwadzieścia razy. Ofiara musi upaść twarzą w śnieg lub błoto. Aby utrzymać ją w strachu, Niemiec ma cały czas pistolet wycelowany w swoją ofiarę. Ludzie zmęczeni pracą i spieszący się do domu są trzymani na zimnej ulicy przez hitlerowca, który k aże im maszerować tam i z powrotem zatrzymując ich co chwilę, żeby dokonać przeliczenia.

Robotnicy zatrudnieni w budynkach naprzeciw i w sąsiedztwie więzienia znają wszystkich internowanych. Gdy ich strażnicy są przez chwilę nieobecni, zamieniają z nami parę słów. Pytają, kiedy wyjedziemy do Ameryki i powiemy światu o tym, co się tu dzieje. A my patrzymy bezradnie nie mogąc nic dla nich zrobić.

Pan S., nasz przedstawiciel, który teraz mieszka po stronie „aryjskiej", jest bardzo aktywny. Podejmuje wszelkie wysiłki, aby uratować z getta przynajmniej kilku jeszcze Żydów. Obecnie ten pomysłowy mężczyzna próbuje po żenić młodych internowanych mężczyzn z ko218

bietami z getta, żeby umożliwić tym kobietom interno^s nie na podstawie aktów ślubu. Prosi wiele internowan; dziewcząt, by zrobiły to samo i zabrały ze sobą ki

mężczyzn.

W dalszym ciągu za datę naszego odjazdu uważa 16 grudnia, a ja w dalszym ciągu w to nie wierzę. W

szych pokojach jest teraz bardzo smutno. Wielu nasz przyjaciół zwolniono. Wieczory s ą spokojne, czyt; książki. Parę dni temu przyszła z getta paczka z ks

kami dla internowanych Żydów. Zostały przysłane p pana S., jednego z najaktywniejszych przywódców gm Wszyscy rzuciliśmy się na te książki z ogromnym

pałem,

jak na jedzenie. Wielka była moja radość,

wśród

ksi ążek odkryłam powieść

Adrienne The

„Catherine, the World is Aflame!" — drug

ą część po

ści „Catherine Becomes a Soldier". Mimo że czyt; ją kilka razy, zaczęłam czytać od początku z takirr mym zainteresowaniem. Wiele się nauczyłam z hi: Catherine, mojej ulubionej bohaterki, do dziś będące mnie wzorem.

Ta książka przypomniała mi fragment mojej prze ści. Było to w 1938 roku, w czasie trwania konfei w Monachium, kiedy wydawało się, że wojna wybu lada moment. Ulice mojej rodzinnej Łodzi były ni kojne, odbyło si ę kilka demonstracji, a rodzice sz do siebie dziwnie obawiając się, bym nie usły

o czym mówi ą.

Jednej z tych sierpniowych nocy, gdy niebc ciągnęło się chmurami, a deszcz monotonnie dz o szybę mojego okna, siedziałam w swoim ciepłym, oświetlonym pokoju, zwinięta w kłębek w przyti fotelu, i pochłaniałam tę powieść strona po stronie. "* to zawarłam znajomość z jej bohaterką Catheriw pomniałam o całym świecie; żyłam wraz z Catherir

219

chałam z nią i oglądałam świat jej oczyma. Pó źną nocą, gdy odwróciłam ostatni ą stronę, wydało mi się, że Cathe-rine to moje imię. Pó źniej często wyobrażałam sobie, jaki będzie świat, gdy ja będę w wieku Catherine. Myślałam, że gdyby wybuchła wojna, ja także miałabym swego Lucien Qu;irina, że byłyby strzały i bomby, i epidemie, i nie kończące się transporty rannych żołnierzy. Być może i ja znalazłabym się na stacji w Metzu pomagając karmić rannych bohaterów. Mój Lucien tak że by zginął, a ja po nim. Ale nie... ja nie chciałam umierać. Następnego ranka obudziłam się w stanie przygnębienia. W szkole wszystkie moje

koleżanki wpisały książkę Adrienne Tho-mas na swoje „obowi ązkowe" listy. Miałam tylko jedno pragnienie — napisa ć kiedyś taką powieść.

W 1939 roku, na krótko przed wybuchem wojny, przecz ytałam tę książkę ponownie. Gdy zamknięto nas w getcie, starałam się ją znaleźć, ale bez efektu. Teraz to wyglądało jak cud: oto była na Pawiaku! A gdy ją otrzymałam — mój siennik przestał by ć brudny, nie czułam już pluskiew ani głodu; czytałam o życiu Catherine, która była prawdziw ą bohaterką i zachowywała się z wielką odwagą w trudnych warunkach.

10 grudnia 1942

Wiele czasu spędzamy ucząc się języków obcych. Marysia S. i Guta E. ucz ą się hiszpańskiego. Rodzina W.: Adam, Rosę, Ester i ja — angielskiego.

Pośród całego koszmaru mamy troch ę rozrywki. Tadeusz R., znany grafik, narysował kilka humorystycznych plakatów, które wisz ą w pokoju internowanych mężczyzn. Adam W. i ja napisaliśmy kilka satyrycznych piosenek

0naszym wspólnym życiu, o kobietach kłóc ących się w kuchni, naszych wrażeniach związanych z nalotami

1patriotycznych uczuciach wobec ró żnych krajów amery-

220

kańskich. Został nawet skomponowany „hymn" naszego „in ternowanego ludu" składającego się : teli ró żnych odległych krajów, których obyv nigdy n ie widzieli. Hymn ten napisany przez A brzmi następująco:

Jest na Pawiaku nowy ród, Reprezentuje krajów kroci e. Żyje jednak we wspólnocie, Bo wspólne ma zimno i wielki głód.

Większość „pochodzi" z ziemi tej, Co le ży tuż przy Paragwaju. Życie weselsze tam niż w raju, , Bo drobiu dużo i w piasku pcheł.

Arystokraci całej grupy Są z Kostaryki rodem,

Wśród nich widzimy czarn ą brodę, . To szef jest naszej trupy.

Żona trapi się skrycie, A mąż w Boliwii już czeka, Trochę ją martwi z daleka Przyszłe małżeńskie życie.

Jedyny nasz człowiek z Meksyku Nie ma spokojnej godziny. Szaleją za nim dziewczyny, Ma propozycji bez liku.

Z brunetek dwóch nie wie żadna, Gdzie leży Nikaragua, Obie walczą pro domo sua, Jedna skromna, a druga ładna.

221

Trzy Carmeny i torreador, Wnuczka i pewna stara pani, Czekają z ciężkimi torbami, Sni im się „rodzimy" Ekwador.

Choć zamknięci za murami, Na twarzach noszą dumy maski, Ci, których flaga w gwiazdy i paski, Bo są lordami i panami.*

(W drugiej zwrotce autor robi aluzję do obywateli Paragwaju, którzy s ą tutaj w większości. Czarna broda to pseudonim naszego przedstawiciela. Czwarta zwrotka odnosi się do Marysi S., której bezlito śnie dokuczamy na temat prawdopodobnej niewierności jej boliwijskiego męża. Obywatele Stanów Zjednoczonych s ą uważani za „lordów i panów", ponieważ są jedynymi prawdziwymi cudzoziemcami w przeciwieństwie do pozostałych, których obywatelstwo lub paszporty s ą bardzo świeżej daty.)

17 grudnia 1942

Nasz odjazd znów został przeło żony, tym razem do przyszłego roku. Pokoje są potwornie zatłoczone, bowiem wszyscy internowani, którzy byli zwolnieni ze względu na stan zdrowia, wrócili ze swymi baga żami w terminie przewidywanego uprzednio wyjazdu. Komendant więzienia był zmuszony dać nam dwa dodatkowe pokoje, bo podczas oczekiwania na odjazd

przybyli nowi internowani przywiezieni tutaj z prowincji — w śród nich kilku członków rodziny W. i rabin R. z Pińczowa wraz z rodziną. Wszyscy oni mają paszporty południowoamerykańskie. Ludzie ci w ostatniej chwili zostali wyłączeni

* Przekład z języka angielskiego (przyp. tłum.). 222 z transportu idącego do Treblinki. Kieay

ka prowadził ich przez podwórze, wygl ądali p< ubrania mieli brudne i w strzępach, a na twan śmierci. Pierwszy szedł rabin, za nim jego żo niezamężne córki, trzecia córka z m ężem i syr która niosła w ramionach sze ściomiesięczne dzi Była to okropna procesja, wydawało mi się, ż za pogrzebem. Nowo przybyłe kobiety zostały u ne w naszym pokoju. Kiedy weszły, wybuchn czem myśląc o moich wujkach — Percym i Ah

czego my nie możemy ich uratować? Rzuciłam s siennik i długo szlochałam.

Dita W., która wróciła wczoraj, opowiadali słyszała o Treblince. Podczas częstych wizyt a gestapo w Alei Szucha poznała Niemca, któi trudniony w tym obozie śmierci. Nie zdawał wy, że Dita jest Żydówk ą i opowiadał z wielk cją, jak mordowano tam deportowanych, zapt jednocześnie, że Niemcy „wyko ńczą" wszystk Na Umschlagplatz bydlęce wagony są łado

mi — po sto pi ęćdziesiąt osób wchodzi do ka ż< a podłogi tych wagonów pokrywane s ą prze warstwą wapna. Wagony nie mają okien otworów. Ludzie le żą jedni na drugich nie starczającej ilości powietrza do oddychania, 1

i wody. Stoją często po dwa, trzy dni na sta< kach. Zamknięci ludzie załatwiają swoje potrzeby w wagonach, co w rezultacie powód czanie wapna, które zaczyna wydziela ć trują którzy prze żyją transport, są wyładowywa w Treblince i dzieleni na grupy zawodowe 223

szewcy, krawcy itd., żeby ofiary uwierzyły, że będą zatrudnione w warsztatach. Prawdziwym celem tych podziałów jest, by szli ulegle na śmierć. Kobiety oddziela się od mężczyzn. Prawdziwy dom śmierci w Treblince usytuowany jest w głębokim lesie. Ludzi zawozi się ciężarówkami do budynków, w których ka żą im się całkiem rozebrać. Każdy dostaje kawałek mydła, tłumaczy im się, że muszą się wykąpać przed pój ściem do obozu pracy. Nadzy ludzie

— oddzielnie m ężczyźni, kobiety i dzieci — prowadzeni s ą do budynku łaźni, w której podłoga zrobiona z kafli jest śliska. Przewracają się w momencie wejścia do środka. Każde z małych pomieszczeń jest tak wypełniane ludźmi, że znów musz ą być stłoczeni jedni na drugich. Kiedy cała łaźnia jest pełna, przez okna wpuszcza się mocno skoncentrowaną gorącą parę. Po kilku minutach ludzie zaczynają dusić się, towarzyszą temu potworne bóle.

Po egzekucji martwe ciała wynoszą Żydzi — najmłodsi i najsilniejsi, specjalnie wybiera ni przez hitlerowców do tego celu. Inni zmuszeni s ą sortować buty i ubrania ofiar. Po każdym transporcie Żydzi zatrudnieni przy grzebaniu zwłok i sortowaniu rzeczy są zmieniani przez nowych. Nie są w stanie wytrzymać tej pracy dłużej niż tydzień. Większość traci zmysły i

zostaje zastrzelona. Nawet personel ukraiński i niemiecki jest często wymieniany, bo starsi niemieccy żołnierze zaczynają skarżyć się na ciężkie obowiązki. Tylko główne władze niemieckie pozostają niezmienione.

Ucieczka z Treblinki jest niemożliwa, a jednak dwóm młodym Żydom to niemożliwe udało się. Po długiej wędrówce lasami pojawili si ę w Warszawie i opowiedzieli szczegóły. Stwierdzili, że Niemcy używają w niektórych komorach egzekucyjnych ró żnych gazów oraz prądu elektrycznego. Ze względu na ogromną liczbę pomordo-

wanych, Niemcy skonstruowali specjalną ma, panią grobów.

Ludzie, którzy przeje żdżali pociągiem prz« mówi ą, że czuje się tam tak trujący odór, ż tykać nos.

Po sprawozdaniu Dity nikt z nas nie mógł

W przygnębieniu wysłuchaliśmy także opi o cierpieniach Żydów, którzy ukrywaj ą się „aryjskiej". Ocean krwi, którym spłyn ęła ży ność Polski, wciąż jeszcze nie był w stanj antysemickiej trucizny. Niektórzy Polacy, pr; kim r obotnicy i postępowi inteligenci, częs własne życie, by ratować swoich przyjaciół przypadki żenującego stosunku do nich są w Warszawie. Przede wszystkim, jak opow wielu Polaków odmawiało jej wynajęcia pok rzy mówili uprzejmie, że nie wolno im wyns koi Żydom; inni obrażali ją i zamykali drzw sem. Wreszcie udało jej się znaleźć schroi z kilkoma polskimi przyjaciółmi, których z: przed wojną. Mieszkała z nimi przez jakiś dla niej wyjątkowo mili, ale potem musiała wadzić w pośpiechu, bo inny Polak, sąsiad, wał gestapo, że udzielają oni gościny Żydo: będąc amerykańską obywatelką miała prawo po stronie „aryjskiej", ale chc ąc oszczędzić p przykrości, przeniosła się do hotelu.

Podobne historie opowiadają inni internom wrócili z „aryjskiej" strony. Ukrywa

się tarr dów,

ale żyją w nieustającym strachu. Wieli tażowanych przez Polaków, u których si

ę ukr;

224

 

225

 

dy kończą im się pieniądze i biżuteria, gospodarze wydają ich Niemcom. A wszystko to mimo faktu, że ludność polska, tak jak żydowska, jest ciężko prześladowana przez okupanta. Ogromne transporty Polaków bez przerwy wyje żdżają do Wschodnich Prus i centralnych Niemiec. Także po stronie „aryjskiej" ludzie boj ą się wychodzić na ulice w obawie przed codziennymi łapankami.

Gruba warstwa śniegu pokryła chodniki, ale nie mogę zapomnieć, że pod tym czystym białym pokryciem kamienie przesiąknięte są ludzką krwią. Dzień po dniu patrzę na robotników pracuj ących w domach naprzeciwko i przechodzących pod naszymi oknami. Rutka uśmiecha się, a wujek Abie macha nam ręką. Czasami, gdy stary niemiecki strażnik ma dyżur, wujek Abie wrzuca do mnie list. Wczoraj wrzucił linkę, do której była przymocowana paczka. W paczce był bochenek chleba, słoik miodu i plik listów dla internowanych. Dzi ś

wujek powtórzył wczorajszy wyczyn. Ale zastanawiam

się, co stało się z Romkiem; nie

miałam od niego wiadomości przez dłuższy

 

czas.

 

Wszystkie kobiety — gojki — obcej narodowo ści zo-'

stały przeniesione z „Serbii" do

naszego budynku, do pokoi poprzednio zajmowanych przez mężczyzn. Matki z dziećmi zwolniono.

Mamy nową strażniczkę, młodą kobietę w wieku dwudziestu kilku lat, zdecydowaną antysemitkę. Otwarcie dyskryminuje internowanych Żydów. Kiedy prowadzi nas do ła źni, krzyczy: „Najpierw aryjczycy!". Gdy jedna z nas pro si, żeby ją zaprowadzić do biura więziennego, odpowiedź zawsze brzmi: „Me mam czasu, ci Żydzi zawsze zawracają mi głowę." ., o^ł,, . ;. ,< , : ..?..??......

226

Przybyła nowa grupa amerykańskich obywateli z E domia; zostali umieszczeni w pierwszym pokoju zajrr wanego przez nas mieszkania, który wcz eśniej zajmow ła pani Sh. z córk ą i wnukami.

26 grudnia 1942

Wygląda na to, że jednak nasz wyjazd rzeczywiście i nastąpić rychło. Hitlerowcy czynią wielkie wysiłki, zrobić na nas dobre wrażenie. W wigilię Bożego Na dzenia wszystkie pomieszczenia zajmowane prze^ int nowanych zostały sprzątnięte, nawet pokoje Zyd; W dniu Bożego Narodzenia dostaliśmy wyjątkowo Uol posiłek, który składał si ę z gęstej zupy grochowej, po] kiszonej kapusty, ziemniaków i dwóch funtów chleba.

O dziewiątej wieczór komisarz Nikolaus, w towar stwie swoic h adiutantów Jopkego i Flecka oraz trz esesmanów w mundurach, wszedł do naszego p okoju, salutował i zapewnił nas, że z pewnością wyjedzie w najbliższej przyszłości.

Dziś rano złożył nam wizytę kat — Burckel. Miał sobie galowy mundur i — prawdo podobnie z ok świąt — nie trzymał w dłoni swojego pejcza. Musiał pi ć niezłą dawkę likieru i był w znakomitym nastr Zbliżył się do rabina R., wziął go za rękę i potrząs nią ze śmiechem życzył wesołych świąt. „My, Niemcy, trafimy by ć także uprzejmi!" — parskał wytaczaj ąc z naszego pokoju.

31 grudnia 1942

Ostatni dzień roku 1942. Jest pusto i smutno. Cz łam kilka razy list Romka podrzucony mi dziś przez ! ga. Rok temu byłam z nim. Tak samo jak dziś było c no, chmurno i padał śnieg. Oto, co Romek pisze:

„Musisz by ć zdziwiona nie mając ode mnie wieści j 227

tak długi czas, ale byłem prawie na tamtym świecie. 14 grudnia prowadziłem swoją grupą robotników do codziennej pracy przy usuwaniu ruin d omów. W jednym miejscu wdrapałem się na trzecie piętro, żeby zobaczyć, jak postępuje praca. Nagle poczułem, że ściana drży i w kilka sekund pó źniej zostałem pogrzebany pod stertą gruzu. Cudem moja głowa i jedno ramię znalazły się na wierzchu. Byłem całkiem przytomny i zawołałem o pomoc. Moi robotnicy podbiegli do mnie szybko i zaczęli usuwać cegły i kamienie, które mnie okrywały. Byłem ju ż prawie uwolniony, gdy nagle robotnicy zaczęli uciekać. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że nade mną przesuwa się dźwig z pełnym ładunkiem cegieł i kamieni. Myślałem, że nadszedł koniec. Nie wiem, jak długo trwała ta udręka, bo zemdlałem, a gdy się ocknąłem, zobaczyłem, że maszyna jest nieruchoma, a jej ładunek wisi w powietrzu. Wtedy wrócili robotnicy i odkopali mnie do końca. Nie mogłem ustać na nogach, ale musiałem zostać w pracy, bo gdyby niemiecki strażnik zauważył, że nie jestem w stanie pracować, odesłałby mnie do Treblinki najbliższym transportem. Dwóch moich robotników wysłano ta m dziś w nocy. Następnego dnia nie mogłem wstać. Matka zabrała mnie do lekarza, który stwierdził liczne obrażenia na całym ciele. Parę dni pó źniej w kolanie zaczęła mi się zbierać woda. W tej chwili leżę w ukryciu z nogami unieruchomionymi między deskami. Jeśli Niemcy mnie tu wykryją, wykończą mnie od razu. Modlę się do Boga, by móc wróci ć do pracy jak najszybciej. Spróbuj ę znów napisa ć do ciebie wkrótce, je śli będę żywy."

Dostałyśmy jednocześnie dwa listy od taty. Jest w obozie dla internowanych Amerykanów, w Titmoning, dwanaście mil od Laufen, i czuje się dobrze. Czerwony Krzyż zaopatruje ich w jedzenie i internowani traktowani są

uprzejmie. Mieszkają w starym zamku stój lowniczej okolicy. Pisze, że po tym wszystl musiał przejść w ciągu ostatnich paru lat, c. jak w raju.

1 stycznia 1943

Noc sylwestrowa była dla mnie pełna ko; sypiałam i budziłam się kilka razy, bo dręcz tworne sny; od nowa widziałam wszystkie o] jakich byłam świadkiem w ciągu tych lat -1 na nowo

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]