Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:

Berg Mary - Dziennik z getta warszawskiego

.pdf
Скачиваний:
74
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
952.95 Кб
Скачать

zety są przemycane, bo przecież oficjalnie \ dawać w getcie tylko „Gazet ę Żydowską". Al stać także „Nowy Kurier Warszawski", „'. „Krakauer Zeitung", a nawet „V61kischer ] Czasem legalne gazety faszystowskie zawier.E jące informacje o innych gettach w Polsce. B z gazetami stoi sprzedawca cukierków i papii to. star szy mężczyzna o wyglądzie intelektua] się o ścianę na pół drzemi ąc. Cukierki, któr wytwarzane s ą z melasy i sacharyny w mj bryczkach getta. Obecnie cukier kosztuje trz;

. tych za funt. Niektóre cukierki owini ęte są z gwiazdą Dawida i napisem „Dzielnica Kosztują od dwudziestu do trzydziestu grosz;; Ale są też cukierki po jeden złoty.

Nieco dalej starsza pani siedząca przy ma3 ku sprzedaje opaski na rękę ró żnej jakości pięćdziesięciu groszy do dwóch złotych za ; ta ńsze zrobione są z papieru, na którym wj <» gwiazdę Dawida; najdroższe wykonano z Im haftowaną gwiazdą i wciąganymi gumkami jest wielkie zapotrzebowanie na te opaski, bo bardzo „czuli" na tym punkcie; kiedy zauwa ż; jącego podartą lub brudną opaskę, natychmi; Na Siennej można spotkać kilka popularnj Najbardziej znaną jest pani Bela Gelbart, wys na, elegancko wyglądająca kobieta z gładko czarnymi włosami przyprószonymi siwizn ą. powoli starając się dostosować swoje kroki ukochanego pieska. Wyprowadza go codzienni

93

mej porze, czasem otoczona przez studentów naszej s zkoły, którymi szczególnie interesuje si ę jako patronka sztuk pięknych. Prowadzi ożywione dyskusje ze studentami i czuje się młoda wśród młodych ludzi, cho ć ma prawie pięćdziesiąt lat.

Dom naprzeciw naszego, pod numerem 42, został zburzony podczas oblężenia Warszawy. Dziś rano jakaś kobieta w średnim wieku usiadła przy jego ruinach. Jej bose stopy, które wyciągnęła przed siebie, pokryte były ropiejącymi ranami, twarz wykrzywiona cierpieniem, a nozdrza nienaturalnie rozszerzone, jakby węszyły. Kobieta próbowała podnie ść swe ciężkie ciało, ale nie mogła. Ludzie mijali ją w pośpiechu nie oglądając się za siebie. Zresztą i tak nie mogliby jej pomóc. Z tobołka le żącego obok wyciągnęła kawałek chleba i próbowała go ugry źć, ale jej zęby stuknęły o siebie, a głowa ciężko uderzyła o chodnik. W chwilę pó źniej podniosła się do pozycji siedzącej, ugryzła kawałek chleba i zaczęła go żuć. Ale żołądek odmówił przyj ęcia pokarmu — zwymiotowała. Potem starała si ę wstać pomagając sobie kijem i wreszcie udało się jej. Zrobiła kilka kroków, zacz ęła się chwiać, bezwładnie wsparła się o kij i nagle zaczęła walić głową o ścianę krzycząc: „Ludzie, miejcie litość nade mną, dobijcie mnie!". Po chwili upadła ciężko z rozrzuconymi na boki ramionami i przez chwilę myślałam, że jej cierpienia dobiegły kresu. Ale moment pó źniej kobieta zaczęła się poruszać i ochrypłym głosem wykrzykiwać coś niezrozumiale. Pobiegłam do stacji sanitarnej i narobiłam takiego rabanu, że wreszcie wysłano kogoś po tę biedną istotę.

Takie sceny zdarzają się na Siennej stosunkowo rzadko, ale w pobliżu Grzybowskiej ulice pełne są głodujących ludzi, którzy przychodz ą po pomoc do władz gminy. Jest tam bardzo dużo prawie nagich dzieci, których rodzice zmarli, a one same zostały na ulicy o\jjinięte

94

w szmaty. Ich ciała są potwornie wyniszczone; prs ką jak pergamin, żółt ą skór ę widać kości. To j etap szkorbutu; pod koniec tej strasznej choroby małe ciałka są opuchnięte i pokrywają się rop: ranami. Niektóre z tych dzieci straciły palce u n cą się w kółko i j ęczą. Nie wyglądają już jak bardziej przypominają małpki niż dzieci. Nie błaj o chleb, błagają o śmierć.

Gdzież jesteście, zagraniczni korespondenci? I nie przyjedziecie tu i nie opiszecie sensacji get 'wątpienia nie chcielibyście stracić apetytu. A mo: sfakcjonuje was to, co mówi ą wam naziści

że z Żydów w gettach, aby uchroni ć „aryjsk ą" ludnoś epidemiami i brudem?

Jakiś czas temu czytałam w kontrolowanym p] tlerowców „N owym Kurierze Warszawskim" taki nie reportaże pióra korespondentów hiszpa ńskie] muńskich. A jak zaskoczona byłam widząc, że tak: rykański korespondent — reprezentuj ący duże pismo — pozwolił si ę

omamić nazistowską proj o higienicznej konieczności utworzenia getta w ^ wie! Czy cały świat jest zatruty? Czy nigdzie sprawiedliwości? Czy nikt nie usłyszy naszego rozpaczy?

Ulica Komitetowa, przy Grzybowskiej, jest żywj bem dzieci niszczonych przez szkorbut. Ludni ulicy mieszka w długich jamach piwnicznych, c rych nie dociera ani promyk słońca. Przez małe okienka można zobaczyć wychudzone twarze i zni< cone głowy. To starzy ludzie , którzy nie maj ą nav podnieść się z barłogów. Umieraj ącymi oczyma pa tysiące butów przechodzących za okienkiem piwn po ulicy. Czasem z takiego okienka wysuwa się Ł r ęka żebrząca o kawałek chleba.

95 es

P., choć nie przyznaje się do swego niemieckiego pochodzenia, ma świetne kontakty z gestapo. A zresztą kto zna całą prawdę? Może jest ich agentem?

Przywódcy ruchu oporu te ż spotykają się u Hirschfel-da — fakt, że miejsce to znane jest jako dom schadzek ró żnych zdeprawowanych elementów, czyni t ę kawiarnię świetną kryjówk ą dla bojowników podziemia.

Mimo ró żnych zakazów, wiele robi si ę w getcie rzeczy — tak jak i po „aryjskiej" stronie — które s ą wzbronione pod karą śmierci. Właściwie wszystko jest wzbronione. Nie wolno drukować gazet nie cenzurowanych przez hitlerowców, śpiewać narodowych pieśni, uczęszczać na ceremonie religijne i do szkół, wchodzi ć do publicznych parków, podró żować pociągami, posiadać radia, płyt gramofonowych, telefonów — słowem: życie jest wzbronione! A jednak żyjemy, wbrew nazistom, i mamy nadzieję jakoś przetrwać ten reżim niewolnictwa.

' 10 września 1941

Grupa teatralna ŁZA cz ęsto spotyka się w naszym mieszkaniu. Wydaje mi się, że nie możemy już dłużej kontynuować naszej działalności. Wszędzie, panuje nastrój potwornej depresji. Matka Edzi Piaskowskiej jest chora na tyfus. Mieszkają na Karmelickiej, gdzie epidemia przybrała wyjątkowo ostrą formę. Edzia była zmuszona opuścić dom i teraz mieszka u nas. Także ojciec Miszy jest bardzo chory. Mietek Fein wyjechał gdzieś na prowincję i nie mamy od niego żadnych wiadomości. Ojciec Stefana Mandeltorta zmarł na tyfus, a teraz zachorował Edek Wołkowicz.

Harry jest bardzo przygnębiony. Ostatnio lekarze stwierdzili, że jego gruźlica postępuje. Bolek Gliksberg szykuje się do ucieczki z getta. Dołek Amsterdam nosi żałobną opaskę po swym ojcu. Ola jest bardzo załamana;

98

II;

jej sytuacja materialna pogorszyła się poważnie. W chwili, gdy weszła, od razu poprosiła o kawałek chleba, twierdząc, że zapomniała coś zjeść przed wyjściem z domu. Naturalnie natychmiast poczęstowałam ją skromną kolacją.

W przeciwieństwie do większości z nas, Tadek jest w znakomitym nastroju; nic dziwnego: jego ojciec, znany łódzki adwokat, jest asystentem komendanta tzw. Trzynastki — walcz ącej ze spekulacją w getcie. Zarabia dużo pieniędzy, a ja przypuszczam, że robi jeszcze interesy „na boku", z nazistami. J^adek jest zawsze dobrze o dżywiony i elegancko ubrany i wygląda naprawdę dobrze. Jest we mnie zakochany; powiedział mi to całkiem otwarcie pewnego dnia. Często mnie odwiedza, ale twarz mu się wydłuża, gdy zastaje mnie w towarzystwie Romka, którego słusznie uwa ża za groźnego rywala. Tadek i Romek są dobrymi przyjaciółmi; na ogół zgadzają się ze sobą, ale kiedy są ze mną, ich harmonia pęka i zaczynają się kłóci ć.

Romek jest zgorzkniały: musi ciężko pracować, by wyżywić rodzinę, i co dzień wraca do domu wyczerpany. A jednak odwiedza mnie prawie każdego wieczora. Tadek nie ma trosk,

uczy się tylko, a w wolnym czasie zanudza mnie swymi deklaracjami miłości. Nie interesuje mnie, a wręcz przeciwnie — irytuje tym wymuskanym wygl ądem, eleganckim ubraniem i faktem, że nigdy nie chodzi piechotą, tylko każe się wozić rikszą. Bóg widzi, że mu nie zazdroszczę, ale jestem nieszczęśliwa widząc, jak ciężko musi pracować Romek. Gdy mnie odwiedza, siada w głębokim fotelu i pozostaje nieruchomy przez długą chwilę, z zamkniętymi oczyma, jakby spał. Jest zawsze przygnębiony. Wychodząc całuje mnie i stara się powiedzieć parę słów otuchy na temat przyszło ści. Ale kilka dni temu objął mnie i powiedział, jak dorosły do

99

dziecka: „Mała dziewczynko, to dobrze, że nie rozumiesz wielu rzeczy. Jestem szczęśliwy, że nie cierpisz tak jak ja."

Dławiły mnie^łzy, bo wiem i rozumiem wszystko, ale jestem bezsilna i nikomu nie mogę pomóc.

Czasami nasza grupa zbiera się u Romka, choć droga do niego ode mnie jest niebezpieczna. Niemieccy strażnicy strzelają do przechodniów bez powodu i ostrze żenia. Dlatego Harry i Bolek, którzy mieszkaj ą blisko nas, przyszli wczoraj po mnie i poszliśmy razem do Romka. Był upalny dzień. Wyszliśmy z domu około czwartej po południu. Na ulicy ludzie spieszyli się z niezwykłym wyrazem strachu na twarzach. Na każdym kroku czuło się napięcie. Kiedy dotarliśmy do przejścia na rogu Leszna i Żelaznej, zauważyliśmy, że okolica jest całkiem pusta. Poprosiłam Harry'ego, żeby odprowadził mnie z powrotem do domu, ale było za

pó źno, bo właśnie w tym momencie zauważyliśmy niemieckiego strażnika celującego w nas z karabinu. Wszystko we mnie zamarło; poczułam, że zbliża się ostatnia chwila mojego życia. Nogi zaczęły mi drżeć. Chłopcy chwycili mnie pod ręce i śmiało zaczęli przechodzić przez ulicę. Czułam ból w ramionach piek ący jak od kuli. Na rozgrzanej ulicy cisza skamieniała. Nagle dał się słyszeć suchy trzask i kula poleciała wzdłuż środka ulicy; na szczęście najbardziej niebezpieczny odcinek mieliśmy za sobą. Harry i Bolek byli śmiertelnie bladzi. Ja sama zaś byłam zielona, gdy weszliśmy do domu Romka. Byłam głęboko wstrząśnięta i nie mogłam się uspokoić.

W kilka minut pó źniej siostra Romka, Marysia, wpadła do pokoju i wciąż jeszcze drżąc zaczęła nam opowiadać o strzelaninie na ulicy. Romek pozostał spokojny, a w jego oczach mogłam odczytać całkowitą rezygnację. Pó źniej odprowadził mnie do domu. Gdy zbliżyliśmy się

100

do przejścia na rogu Leszna i Żelaznej, zastaliśmy tam esesmana uzbrojonego w kij, którym walił po głowie każdego przechodnia. Wszyscy byli zmuszeni przez to przejść, bo z Leszna nie ma innej drogi do „małego" getta.

Nam udało się jakoś ukryć w tłumie pchających się przez przejście i uniknąć razów. Wszyscy mężczyźni byli zmuszeni do zdejmowania kapeluszy, by oddać honory Niemcom. Gdy to zrobili, esesman kontynuował robotę waląc ich po nieosłoniętych głowach i wielu przeszło na drugą stronę z zakrwawionymi twarzami.

Kiedy skończy się to piekło? 20 września 1941

Hitlerowcy triumfują. Kijów padł. Wkrótce Himmler b ędzie w Moskwie. Londyn jest ciężko bombardowany. Czy Niemcy wygrają tę wojnę? Nie, tysiąc razy nie! Dlaczego alianci nie bombardują niemieckich miast? Dlaczego Berlin jest wciąż nietknięty? Niemcy muszą zostać starte z powierzchni ziemi. Takim ludziom nie wolno pozwolić istnieć. Kryminalistami są nie tylko umundurowani hitlerowcy, ale wszyscy Niemcy, cała ludność cywilna, która korzysta z efektów grabie ży i mordów popełnianych przez ich m ężów i ojców.

Gdybyśmy tylko mieli broń, gdybyśmy mogli się bronić, wziąć odwet! Ale jesteśmy bezradni; możemy tylko pochylić głowy i modlić się do Boga.

Jutrzejszej nocy jest Rosz Haszana, żydowski Nowy Rok.* Boimy się, że faszyści szykują coś potwornego na ten święty dzień, bo zawsze robią coś szczególnie okrutnego w ka żde żydowskie święto. Wydali specjalne ostrzeżenie, że Żydom nie wolno zbierać się na wspólne modły,

* Rosz Haszana według starego kalendarza żydowskiego (księżycowego) przypada we wrześniu lub na początku października (przyp. tłum.).

101

bo będą zastrzeleni. Cały czas dochodzą słuchy o planach oddzielenia Siennej od reszty getta. Niemcy żądają siedmiu funtów złota jako okupu za t ę ulicę. Zbiera się kosztowności wśród mieszkańców Siennej. Ka żdy oddał ostatni pierścionek czy kolczyk, byle tylko uniknąć

takiego nieszczęścia.

r H-

.

*

 

?U

i ,:s

 

? i

:u:

 

•^

 

 

?s- od

lei

Bozdział VII GWAŁT PRZECIW BRATU TWEMU -sa

' orarn L-

23 torześma

A więc nasze obawy przed świętem były słuszne. Właśnie wczoraj, w noc Rosz Haszana, Niemcy zebrali przedstawicieli Gminy z inżynierem Czerniakowem na czele i oświadczyli, że żądają natychmiast pięciu tysięcy mężczyzn do obozów pracy. Gmina odmówiła wykonania tego rozkazu. Wtedy Niemcy wpadli do getta i urządzili prawdziwy pogrom. Polowanie na ludzi trwało cały wczorajszy dzień i dziś rano, ze wszystkich stron słychać było strzały. Akurat byłam na ulicy, gdy zaczęło się polowanie. Udało mi się wpaść do bramy pełnej ludzi, którzy stali tam ju ż od dwóch godzin. Kwadrans po ósmej, zdaj ąc sobie sprawę, że droga z Leszna na Sienną zajmie mi pół godziny, zdecydowałam ruszy ć do domu, aby zdążyć przed godziną policyjną.

Na rogu Leszna i Żelaznej ogromna masa ludzi stała w wojskowych szeregach przed biurem pracy. Większość z nich stanowili młodzi mężczyźni w wieku od osiemnastu do dwudziestu pięciu lat. Żydowscy policjanci zmuszeni byli pilnować, żeby nikt nie uciekł. Ci młodzi mężczyźni stali z opuszczonymi głowami, jak gotowi na rzeź. Tysiące mężczyzn, którzy zostali wysłani do obozów pracy, po prostu znikn ęło bez śladu. , Wśród tych nieszczęśników zobaczyłam wiele znajo-

103

mych twarzy i byłam szczęśliwa, że tego wieczoru Romek nie odprowadzał mnie do domu. Nagle otworzyły się drzwi sklepu papierniczego, w pobliżu którego stałam jak skamieniała patrząc na grupę skazanych, i poczułam jakąś rękę na ramieniu. Był to żydowski policjant, który szybko wci ągnął mnie do środka.

W chwilę pó źniej w miejscu, w którym stałam, le żał mężczyzna trafiony kulą. Poprzez tłum popłynął lament jak prąd elektryczny i dotarł do zamkniętych drzwi sklepu. Leżący człowiek jęczał przez jakiś czas, ale wkrótce został zabrany r ęcznym wózkiem. Dozorca natychmiast przystąpił do zmywania ciepłej jeszcze krwi z chodnika.

Z drżeniem spojrzałam na zegarek. Zbliżała się godzina policyjna, godzina pewnej śmierci na ulicach getta. Odruchowo ruszyłam do drzwi. Ale policjant nie pozwolił mi wyjść. Gdy powiedziałam mu, jak daleko mieszkam i że wszystko mi jedno, czy zastrzelą mnie teraz, czy

pó źniej — obiecał odprowadzi ć mnie do domu. Opuściłam sklep wraz z paroma innymi osobami, które chciały dosta ć się do domu. Do dziewiątej brakowało pięciu minut. Policjant odprowadził mnie do bramy; kiedy weszłam do mieszkania, było już trzydzieści minut po godzinie policyjnej. Rodzice, którzy prawie ju ż uwierzyli, że nie żyję, zasypali mnie gradem pytań. Ale nie byłam w stanie odpowiedzieć im na nie; od razu rzuciłam się na łó żko. Nawet teraz, pisząc te słowa, cała jeszcze trzęsę się na myśl o tym, co wciąż widzę przed oczyma: tysiące młodych Żydów stoj ą jak owce przed rzeźnią. Tak wielu synów, braci, m ężów oderwanych od swych bliskich, których mog ą nie zobaczyć nigdy więcej, z którymi nie wolno im się nawet pożegnać.

Za kilka miesięcy matki, żony i siostry tych mężczyzn otrzymają oficjalne zawiadomienia, że numer taki-a-taki zmarł. To nie do pojęcia, że mamy siłę, by to wszystko

104

przeżyć. Niemcy są zaskoczeni, że Żydzi w getcie nie popełniają masowo samobójstw, jak to miało miejsce w Austrii po Anschlussie. My także jesteśmy zdziwieni, że udaje nam się przetrwać te wszystkie udręki. To jest cud getta.

25 września 1941 >•

Romek ma łagodniejszą formę tyfusu. Plamy są blade, a temperatura niezbyt wysoka. O wiele bardziej niebezpieczny jest stan Rutki — ma najgors zą odmianę tyfusu. Kilka dni temu zaczęła cierpieć na jakieś zaburzenia mózgowe. Kompletnie straciła przytomno ść i nie pozwala zbliżyć się do siebie doktorom; w każdym razie dają jej niewiele szans. Moja siostra, Anna, jest w rozpaczy; płacze dzień i noc i stale modli się za nieszczęsną Rutkę, jej najdroższą przyjaciółk ę.

Mama Edzi Piaskowskiej czuje się dużo lepiej. Kilka dni temu przyjechali ze Lwowa jej siostra i szwagier, Roman Kantor, słynny szermierz. Pod władzą rosyjską był instruktorem szermierki w tym mieście i powodziło mu się bardzo dobrze. Gdy Niemcy weszli do Lwowa, musiał uciekać.

Wielu uchodźców przybywa teraz z terenów zaj ętych poprzednio przez Sowietów. Dokądkolwiek weszli Niemcy — masowo mordowali ludno ść żydowską. W Białymstoku zapędzili ponad tysiąc Żydów do ogromnej synagogi, a potem podpalili j ą ze wszystkich stron. W wielu mniejszych miastach rabini i przywód cy gmin byli zabierani na cmentarz i tam rozstrzeliwani.

Przybywający uchodźcy opowiadali nam bardzo dziwną historię. Na krótko przed niemieck ą inwazją na Rosję zaczęły nagle krążyć pogłoski, że Żydzi w warszawskim getcie żyją jak w prawdziwym raju. Nikt nie wie, kto rozpuszczał te plotki. W każdym razie spowodowały one 195

to, że wielu Żydów nie uciekło z wojskami sowieckimi, a zamiast t ego wróciło do Warszawy. Dopiero teraz zdali . sobie sprawę, że pogłoski te były dziełqm niemieckich agentów, któ rzy w ten sposób zap ędzili ich do śmiertelnej pułapki.

W dalszym ciągu odbywają się łapanki. Często słychać strzały, niebezpiecznie jest wychodzić na ulicę. Jedynym moim znajomym, który wci ąż odwiedza mnie, mimo całego szalejącego terroru, jest Tadek Szajer. Podejrzewam, że jego ojciec załatwił mu jakiś dokument chroniący przed wysłaniem do obozu pracy.

Dzisiaj Tadek wpadł rozpromieniony z radości: ma nową małą siostrzyczkę. Przyszedł do mnie prostoze szpitala, gdzie oglądał nowo narodzone dziecko drugiej żony ojca. Nie traktuje ona Tadka jak macocha, przeciwnie, kochają się bardzo. Jest niewiele starsza od niego — Tadek sko ńczył właśnie dwadzieścia lat, a ona nie ma jeszcze trzydziestu.

Z entuzjazmem opowiadał mi, jak piękna jest jego nowa siostrzyczka. Ojciec zdecydował, że na imię będzie mieć liana. Tadek opowiadał też o ogromnej ilości kwiatów, które matka dostała w szpitalu, i o wyszukanym przyjęciu, jakie zostanie urządzone zaraz po jej powrocie do domu.

Mówił i mówił o opiece, jak ą młoda matka jest otoczona we wspaniałym prywatnym szpitalu, o obsługujących ją dwóch piel ęgniarkach itd., itd. Ale gdy tak słuchałam, jak się ekscytował luksusami w tej prywatnej instytucji, stawały mi przed oczyma bezdomne nagie dzieci, leżące głodne na brudnych ulicach, dzieci z zapadniętymi brzuchami i zniekształconymi, kościstymi nó żkami i nagle, jakbym się budziła ze złego snu, krzyknęłam: „Cicho! Zamknij si ę!". Ale potem zaraz uświadomiłam sobie, że to nie wina Tadka, że jego ojciec bogaci się na podejrza-

106

nych interesach. Starałam się przezwyciężyć awersję odczuwaną w stosunku do tego chłopca, ale nie mogłam, poprosiłam więc, żeby zostawił mnie samą pod pretekstem, że boli mnie głowa. Odszedł bardzo; smutny, ze zwieszoną głową.

Na razie nasza grupa teatralna zawiesiła przedstawienia. Najbardziej aktywni członkowie zespołu są chorzy lub zniknęii. Harry leży przykuty *lo łó żka; z jego płucami jest coraz gorzej. Bolek uciekł na „aryjsk ą" stronę i nie wiemy, co się z nim dzieje — tak samo z Mietkiem Fei-nem. Stefan pracuje w nowo otwartym biurze żydowskiej poczty.

Edek Wołkowicz wrócił do zdrowia i podj ął swoje obowiązki w policji. Nie zdejmuje czapki ani na chwilę — nie z dumy, a z powodu łysej, owrz odzonej głowy. Wszyscy rekonwalescenci po tyfusie golą głowy, aby zapobiec utracie włosów. Na ulicach get ta można zobaczyć wiele kobiet z ogolonymi głowami zawiniętymi w chusty udrapowane na kształt turbanu. Te, które mog ą sobie na to pozwolić — nosz ą peruki, ale są one kosztowne i trudne do dostania.

Epidemia zbiera potworne żniwo. Ostatnio śmiertelność osiągnęła pięćset ofiar dziennie. Mieszkanie każdego, kto zachorował na tyfus, jest dezynfekowane. Mieszkania bądź pokoje zmarłych na tyfus są praktycznie zalewane środkami odkażającymi. Wydział zdrowia Gminy robi wszystko, co w jego mocy, by walczyć z epidemią, ale brak lekarstw i

miejsc w szpitalach pozostaje nadal głównym powodem

wysokiej śmiertelności, a naziści

coraz bardziej utrudniają organizowanie medycznej

pomocy. Istnieje szeroko

rozpowszechnione mniemanie, że hitlerowcy celowo zarazili getto bakcylem tyfusu, aby sprawdzić metody wojny bakteriologicznej, jaką mają zamiar zastosować przeciw Anglii i Rosji. Mówi si ę, że Gmina

107 Sśi

ma niepodważalne dowody tej teorii od światowej sławy bakteriologów, żydowskich profesorów z Francji, Belgii i Holandii, których na ziści deportowali tutaj. A więc nie jest to już problem nieodpowiednich warunków higienicznych czy nadmiernego zagęszczenia ludzi w getcie. Jutro naziśći mogą podrzucić bakterie w najczyściejszej części getta, gdzie warunki sanitarne są wzorowe.

Jednakże bakcyl nie uznaje praw rasowych czy granic getta. Zanotowano kilka tragicznych przypadków tyfusu tak że po „aryjskiej" stronie, zara żeniu uległo równie ż kilku hitlerowskich strażników. Ale nawet ten fakt jest wykorzystywany przez nazistowską propagandę antyżydowską — teraz Niemcy twierdz ą, że Żydzi rozsiewają choroby zakaźne.

28 września 1941

Dziś miałam dyżur na wystawie prac naszej szkoły. Największym powodzeniem cieszą się tzw. martwe natury-Widzowie „ucztuj ą" oczyma patrząc na jabłka, marchewki i inne pożywienie namalowane tak realistycznie. Mniejszym wzięciem cieszą się nasze rysunki przedstawiające żebraków. Dla nikogo nie stanowi ą rewelacji. Wystawa ma duże powodzenie, obejrzało ją już kilkaset osób.

Pierwsze dwie sale wypełniają projekty graficzne. Najpierw są kompozycje na ró żne tematy wycięte w czarnym papierze na białym tle albo w dwóch i więcej kolorach. Są to projekty puderniczek, okładek na książki, rysunków do gazet, inicjałów i znaków firmowych .

Następna jest sekcja liternictwa. Pokazano ró żne alfabety, stylizowane litery z ró żnych epok, kończąc na nowoczesnym piśmie blokowym. Liternictwo gotyckie i hebrajskie jest szczególnie wspaniałe. Wzory zostały wykonane czarn ym tuszem na pergaminie z iluminowanymi inicjałami. ** Następne z kolei na wystawie są plakaty dla ró żnych

108

M;f

instytucji — o tematach przemysłowych, folklorystyc

znych, dla teatrów, zakładów, kawiar ń i

magazynów handlowych. Wszystkie wykonano z wielk ą precyzją, a jednak są pełne życia, kompozycja kolorystyczna zaś jest na wysokim poziomie artystycznym. Patrząc na te wszystkie projekty trudno mi uwierzyć chwilami, że są one efektem pracy naszych rąk w tych potwornych warunkach

życia. %

. Następna sekcja to pejzaże i portrety. Wszyscy zwracają uwagę na obrazy Zdzisława Szenbeiga, które wyró żniają się oryginalną kompozycją i wspaniałą perspektywą. Nie mniejszym powodzeniem cieszą się portrety. Zebrałam pochwały za mój portret Inki Garfinkel.

Wiele słów uznania pada pod adresem młodego, utalen towanego Manfreda Rubina. Nauczyciele przepowiadają mu wielką przyszłość. Ma on wiele pomysłów i szczególne zdolności do ilustracji. Dostał kilka zamówie ń od dużych firm w getcie.

Oddzielny kąt wydzielono dla projektów tekstylnych Dzi ęki skrupulatnemu wykonaniu eksponatów i naturalno ści kolorów projekty te sprawiaj ą wrażenie prawdziwych próbek materiałów. Na tle próbek zawieszono rysunki z proj ektami mody. Daje to interesujący efekt W tej sekcji wyró żniają się prace Inki Garfinkel. Narysowała przepiękne modele sukien śmiałą, lekką kreskj i naszkicowała także kilka ciekawych dodatków. Jesten przekonana, że jeśli Inka przeżyje wojnę, będzie jednyn z najlepszych na świecie projektantów mody.

Wielu zwiedzających odwiedza też salę poświęconą pro jektom architektonicznym. Projekty te są nieco skompli kowane dla przeciętnego widza. To plany nowoczesnych bloków mieszkalnych i rysunki przedstawiające powojen ne domki jednorodzinne otoczone ogrodami; domki t mają dużo okien. Wyglądają niemal jak szklane domj

109

011

0których marzył Stefan Żeromski. Ludzie odwiedzający wystawę z dumą patrzą na projekty domów dla żydowskiej ludności w wolnej przyszłej Polsce, która zlikwiduje zatł oczone domy na Krochmalnej i Smoczej, gdzie mieszczą się najciemniejsze piwnice w całym getcie. Ale kiedy nadejdzie ten czas? I ilu z nas dożyje, by móc to zobaczy ć?

W sekcji z projektami maszyn plany porozkładano na stołach, ale te rysunki mogą zrozumieć tylko specjaliści.

Ludzie opuszczają wystawę pełni wrażeń i jeszcze na ulicy kontynuują dyskusje o obrazach i projektach przez dłuższy czas. Nie mogą oni uwierzyć, że takie prace mogły zostać wykonane w murach getta, szczególnie w obecnych warunkach st ałych łapanek, głodu, epidemii

1terroru. A jednak to fakt! Nasza młodzież dała namacalny dowód naszej siły ducha,

mocy oporu, odwagi i wiary w nowy, lepszy świat.

Wielu odwiedzających wychodzi z radością i dumą na twarzy. Inni są poważni i zaabsorbowani. Widziałam parę osób ze łzami w oczach — jedn ą z tych osób był siwy profesor, Majer Bałaban. Wyglądał na głęboko poruszonego stojąc przed oryginalnie stylizowanym plakatem, na którym wypisano po hebraj sku tekst Obadiaha — czytał sobie po cichu. Odniosłam wrażenie, że czyta wciąż od początku, kilka razy, jakby starając się zapamiętać pasujące do obecnego czasu słowa proroka:

C

 

Za gwałt przeciw bratu twemu Jakubowi

: .

okryje cię wstyd,

 

I zostaniesz wyklęty na zawsze.

 

 

« W dniu, w którym sta ć będziesz po drugiej stronie, •

W dniu, w którym o bcy porwali

biorąc w niewolę I -

siły jego,

 

I obcy wkroczyli do bram jego,

:•?'.-;Jo usub ;< ?«

 

110

 

 

 

 

:.'

I zaciążyli nad losem Jeruzalem,

 

f

Tak jak byś był jednym z nich...

 

Aniś nie powinien był stać ~

;??

na rozdrożu,

. ,<:?

By wyciąć tych, którzy uciekli;

 

• i-

A ąiś nie powinien był wydać .??"?

tych z ludzi jego,

-<

Którzy pozostali w dniach rozpaczy.

 

Dziś podczas mojego dyżuru widziałam kilkadziesii osób zatrzymuj ących się przed tym samym plakater Hebrajskie litery w tym tekście zostały wyrysowane ta by sugerować ręce

wyciągnięte do modlitwy. Ludzie musieli znać hebrajski, na ich twarzach malowały s

 

mieszane uczucia satysfakcji i obawy spowodowan zuchwałością młodego artysty.

:::-~.

..." 1 ?października 1941

f.-~

 

' ~ Naziści dokładnie przestrzegają żydowskiego kalend rza. Wczoraj przed zachodem słońca, w czasie modlit Koi Nidre, które otwieraj ą uroczystości Dnia Pokuty, ro wieszono białe plakaty ze smutnym obwieszczeniem, : do 5 października mieszkańcy prawej strony Siennej, cz ści Gęsiej i Muranowskiej oraz kilku domów stoj ący* blisko granicy getta — musz ą opuścić mieszkania.

Tak więc okup zapłacony przez mieszkańców tych u] okazał si ę daremny — nast ąpiło to, czego się wszyscy ob wiali. Początkowo ludzi ogarnęła panika, ale wkrótce z padła noc i piwnica naszego domu wypełniła się wiern; mi, dały się słyszeć dźwięki stłumionych zawodzeń. P grążeni w modlitwach ludzie na chwilę zapomnieli o tyi co ich otacza. Na zewnątrz, przed bramą, wystawioi straż mającą ostrzec ich, gdyby zbliżały się niemieck bestie. ,ouao h^iuiA c,;. .^i.

111

Jak gdyby dla podkreślenia smutnego nastroju, przez cały dzień padał deszcz. Ojciec został w piwnicy i cały dzień modlił się do Boga, podczas gdy mama szukała dla nas nowego mieszkania. Na razie niczego nie znalazła, ale przyniosła kolejną smutną wiadomość: wygląda na to, że Niemcy chcą zlikwidować tzw. małe getto, a do dużego przyłączyć tylko Chłodną i drugi koniec Żelaznej.

Tę informację potwierdza fakt, że chrześcijańscy lokatorzy tych dwóch ulic otrzymali rozkaz wyprowadzenia się do 15 października. Mieszkańcy Siennej prawdopodobnie dostaną mieszkania na Chłodnej. Ale to dopiero pó źniej, a na razie sami musimy znaleźć jakiś dach nad głową. Jutro rano wszyscy — ja tak że — ruszamy szuka ć mieszkania.

3 października 1941

Wielu lokatorów naszego domu wyprowadziło si ę, ale my wciąż jeszcze nie możemy znaleźć mieszkania. Dziś, razem z moją ciocią, Lucią, jeździłam cały okrągły dzień rikszą, ale nie znalazłyśmy nic. Adresy, które otrzymałam, były bardzo od si ebie odległe. Najpierw pojechałyśmy na Stawki, bo powiedziano nam, że są tam wygodne trzy pokoje, ale okazały się one trzema dziurami w ścianie, a w kuchni nie było bieżącej wody. Okolica była całkiem opustoszała; nic tam nie ma prócz ruin i kupy popio łu. Najbliższy środek komunikacji, czyli „kohn-heller", jest o kilka przecznic dalej. W doda tku cena, jakiej żądano za to mieszkanie, wynosiła dwieście złotych miesięcznie. Następnie pojechałyśmy na Nalewki, gdzie obejrzałyśmy na pół zburzony pokój z kuchni ą na piątym piętrze. Na Smoczej pokazano nam

pokój, w którym wci ąż jeszcze leżały zwłoki mężczyzny zmarłego poprzedniej nocy.

 

Gospodyni powiedziała nam, że pokój b ędzie wolny, jak tylko zabiorą ciało.

.•

112

 

Uciekłyśmy szybko i zaprzestałyśmy dalszych poszukiwań. W chwili, gdy piszę te słowa, rodzice są poza domem i szukają dla nas miejsca do życia. Zmobilizowałam wszystkich moich przyjaciół — chłopców i dziewcz ęta — by nam pomogli. Całe szcz ęście, że przynajmniej oni nie muszą szukać i»wyćh mieszkań.

6 października 1941

Wczoraj byliśmy w stanie skrajnej rozpaczy. Wóz z naszymi meblam i był już gotów do drogi, mieliśmy zamiar zatrzymać się przejściowo w pokoju mojej szkolnej koleżanki, Zosi Zakheim, na Pańskiej 24. Nagle moja przyjaciółka, Ola Szmuszkiewic z, przybiegła z wiadomością, że znalazła dla nas dwa pokoje w dużym, komfortowym mieszkaniu na Lesznie, w którym jest nawet fortepian.

Wycieńczony koń, który z trudem ci ągnął ciężko obładowany wóz, skr ęcił ku Chłodnej. Wszyscy musieliśmy pomagać pchać wóz. Widzieli śmy kilka innych grupek ludzi także wspomagających pół żywe zwierzaki.

Na razie ojciec został na Siennej: Niemcy rozkazali wszystkim żydowskim dozorcom, by pozostali, aż nie przyjdą na ich miejsce goje. Tak więc ojciec jest sam w pustym mieszkaniu. Dziś przyniosłam mu trochę jedzenia i spędziłam z nim tam małą chwilę. Sienna wygląda przerażająco. Cała okolica, która jeszcze kilka dni temu t ętniła życiem, jest teraz pusta. Przez środek ulicy przeciągnięto zasieki z kolczastego drutu. Od czasu do czasu pojawia się jakiś uzbrojony hitlerowski żandarm lub też polski bądź żydowski policjant. Wszędzie okna są pozamykane, a otwory zaklejone papierem: żydowska kompania sanitarna dokładnie zdezynfekowała domy przed przekazaniem ich do użytku „aryjskiej" ludno ści polskie]-

rr j4<

Na niektórych balko$$ach wci ąż jeszcze stoją skrzynki 113

8 — Dziennik...

I

z na pół zwi ędłymi roślinami. Na balkonie Lutki Leder zostało kilka krzaczków pomidorów. Małe czerwone kulki drżą na wietrze. Najwyraźniej Lutka zapomniała przed opuszczeniem mieszkania zerwać drogocenne owoce, które hodowała przez całe lato. Była bardzo przygnębiona koniecznością wyprowadzki, bo w ten sposób straciła s ąsiedztwo z Kazikiem Briliantem, który przeniósł si ę do odległej od niej części getta i wszystkie nadzieje, jakie z nim wiązała, zostały zniweczone.

Długo błąkałam się po schodach naszego domu, a moje uszy ciągle słyszały rozmowy i śmiech, który zwykle dobiegał mnie przez uchylone dr zwi, a także dźwięki fortepianów i gramofonów. Tyle miłych wspomnie ń kojarzy mi się z domem na ulicy Siennej. Nasz komitet młodzieżowy robił tu świetną robotę, także komitet domowy był wzorem dla innych. Lokatorzy żyli ze sobą w zgodzie. Mieliśmy stąd także widok na „drug ą" stronę i dlatego zostawało nam wrażenie, że jesteśmy u bram wolności.

10 października 1941

Dzisiaj spadł pierwszy śnieg. Dziwnym zbiegiem okoliczności co roku od momentu wybuchu wojny pierwszy śnieg spada w dniu moich urodzin. Z sąsiedniego pokoju dociera do mnie zapach świeżo pieczonych placuszków. Panna Sala kr ęci się po kuchni szykując posiłek dla gości, których zaprosiłam. Jej małe r ęce poruszają się szybko. Widzę, jak kładzie małe kawałki ciasta na blasze. Mój Bo że, jak okropnie jest chuda! Bardzo zeszczuplała od czasu, gdy widziałam ją po raz ostatni.

Panna Sala była przez kilka lat moją guwernantką. Została zaangażowana do mnie — miałam wówczas dziewi ęć lat — po tym, gdy kilka kolejnych opiekunek zrezyg nowało z zajęcia, bo nie mogły znieść moich kaprysów. Matka cz ęsto mi opowiada, jakim byłam nieznośnym dzieckiem. Nikomu nie pozwalałam się zbliżyć do siebie, byłam dzika, nieopanowana i krnąbrna. Ale drobna panna Sala zyskała moje względy nie dlatego, bym się jej bała — było

mi jej żal. W ciągu kilku pierwszych dni sprawiłam jej wiele przykrości, ale potem nagle zmieniłam taktykę. Panna Sala była z nami szczęśliwa i zaczęła kochać mnie i moją siostrę, jak byśmy były jej dziećmi. Była u nas do wybuchu wojny i stała się niemal moją drugą matką. Gdy uciekaliśmy z Łodzi, moja mama zostawiła jej du żo cennych rzeczy, aby mogła je sprzedawać i utrzymywać się z uzyskanych w ten sposób pieni ędzy. W jakiś czas pó źniej także i ona uciekła do Warszawy razem ze swoją rodziną i odnalazła nas tutaj. Jej ojciec i brat są skrzypkami. Dawniej byli członkami dobrej orkiestry w kawiarni, teraz grają na ulicy i dają lekcje muzyki. Jedna z jej czterech sióstr uczy mat ematyki w nielegalnej prywatnej szkole. Najmłodsza siostra zmarła na tyfus dwa miesiące temu, a teraz jej matka leży w łó żku. Panna Sala utrzymuje się przy życiu resztką sił. Często nas odwiedza, stara się być pożyteczna i jada z nami posiłki.

Często przyglądam się, jak pochłania kilka łyżek zupy i inne zbywające resztki, jak gdyby w niej koncentrował się głód całego getta. Nie wiem, gdzie miq ści się to wszystko w jej drobnym ciele. Po jedzeniu nieśmiało kroi kilka kromek chleba i zawija je w kawałek papieru mówi ąc, że zjadła już dość i że chleb zje pó źniej. Ale wiem, że zostawia go dla swojej chorej, głodnej matki.

Teraz jest w kuchni szykując placuszki dla moich dobrze odżywionych przyjaciół, podczas gdy jej rodzina cierpi straszny głód.

To doprawdy frywolne celebrować urodziny, gdy wokół nas tak wielka jest n ędza i nieszczęścia. Wuj Percy jest ciężko chory na tyfus. Jego stan jest niemal beznadziej115 8

ny i moja mama spędza z nim cale dnie. Kilku byłych mieszkańców Siennej zmarło na tyfus po przeprowadzeniu się do nowych mieszkań. Tylko z naszego domu zmarło aż sześć osób — wśród nich in żynier Sapoczyński i żona adwokata Zalszupina. Tyfus rozprzestrzenia się z przerażającą szybkością. Wczoraj odkryłam na sobie wesz. Jeśli była zakażona, to pierwsze objawy choroby będę miała w ciągu dwóch tygodni.

W takich oto okolicznościach oczekuję przyjaciół, których zaprosiłam na urodzinowe przyjęcie; przypominali mi o nim przez kilka minionych tygodni, nie miałam więc odwagi odmówi ć im tej przyjemności.

Moi przyjaciele właśnie wyszli. Spędziliśmy parę przyjemnych godzin przeniósłszy si ę w zupełnie inny świat. Przyszła Bronka Kleiner, Irka Białokorska, Ola Szmusz-kiewicz, Edzia, Vera Neuman, Lutka Leder, Romek, Tadek, Dołek, Edek i nawet Harry wstał z łó żka, żeby być na przyjęciu. Mnóstwo rozmawiali śmy i dyskutowaliśmy o naszych planach na po wojnie. Musiałam przeczytać kilka fragmentów mojego dziennika, o co wszyscy pr osili, a niektórzy z moich przyjaciół przynie śli mi ładnie oprawione notesiki, żebym mogła kontynuować pamiętnik.

Piliśmy likier wiśniowy, który mama zrobiła w pierwszym roku wojny. W znieśliśmy kilka toastów i nawet od śpiewaliśmy tradycyjne „Sto lat". Pod koniec Romek grał na p ianinie, a my tańczyliśmy. Parę minut przed dziewiątą wszyscy poszli do domów.

Tadek i Romek, którzy mieszkaj ą blisko mnie, wyszli jako ostatni. Poszłam z nimi kawałeczek. Gdyśmy wyszli z ciepłego pokoju w śnieżną zamieć, lodowaty wiatr ciął nas po twarzach, a mróz przenikn ął mnie do szpiku kości

116

211

mimo futrzanego palta. Jedyne światło padało z refleksów na śniegu, jakie dawało nocne oznakowanie sklepów — zamiast neonów wystawy maj ą teraz zaciemnienie z czarnego papieru, które nie przepuszcza ani pro-myczka, ale można odczytać nazwę sklepu naklejoną z białych pasków, co pozwala odró żnić sklep spożywczy na przekład od papierniczego.

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]