Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:

Berg Mary - Dziennik z getta warszawskiego

.pdf
Скачиваний:
74
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
952.95 Кб
Скачать

jej ojciec dyryguje orkiestrą symfoniczną getta. Marysia, mimo że zaczęła występować zaledwie kilka tygodni temu, zyskała już ogromną popularność. Na jej pierwszym koncercie, na którym byli śmy z Romkiem, wielka sala „Feminy" była pełna. Śpiewała kilka starych francuskich pieśni Berangera i „Alleluja" Mozarta. Z przyjemno ścią oglądaliśmy ją stojącą na środku sceny obok ojca dyrygującego dwudziestoosobową orkiestrą. Sala trzęsła się od entuzjastycznych braw i Marysia musiała bisować niektóre utwory. Po koncercie dostała trzy czy cztery bukiety wspaniałych kwiatów; najprawdopo dobniej przemycono je ze strony „aryjskiej", bo w kwiaciarniach na Lesznie nie ma r ó ż ani lilii.

Rozdział IV PODZIEMIE 10 czerwca 1941

Dziś znalazłam nielegalną ulotkę między stronami „Gazety Żydowskiej" — oficjalnego pisma getta. Podejrzewam, że wetknął ją tam sam listonosz.

Ulotka jest powielona na eleganckim, ró żowym papierze listowym; zawiera wiadomości podawane przez Bri-tish Broadcasting Corporation (BBC) i ostrzeżenie, by nie pozwalać się wprzęgać do pracy dla Niemców.

Wiadomości wojenne zawarte w tej nielegalnej ulotce ró żniły się bardzo od publikowanych w „Gazecie Żydowskiej", która przecie ż jest drukowana w Krakowie za zezwoleniem gubernatora Franka! Ale czytelnicy legalnej gazety i tak ignorują pierwszą stronę —

interesuje ich środek ze względu na doniesienia z ró żnych wydzielonych dzielnic żydowskich w Generalnej Guberni. Tak więc „Gazeta Żydowska" stanowi jedyny legalny środek przekazu informacji między gettami. Z notek nadsyłanych przez Rady Żydowskie czy Rady Starszych ró żnych gmin można zebrać bardzo ważne informacje dotyczące warunków życia, liczby uchodźców w ró żnych miastach, sytuacji rozmaitych organizacji pomocy, szpitali itp.

Jedną z najpopularniejszych rubryk jest „Skrzynka poczto wa", w której znajduj ą się odpowiedzi na pytania, co jest dozwolone, a co zakazane. Zazwyczaj odpowiedź brzmi: „zakazane", ale czytelnicy i tak wci ąż zadają te same pytania.

71

Środkowe strony są poświęcone utworom literackim autorów pisz ących w nowohebrajskim (jidysz) tłumaczonym na polski i oryginalnym utworom młodych pisarzy wciąż pojawiających się w ciasnych murach getta.

Na ostatniej stronie jest nawet rubryka ogłoszeń, przede wszystkim lekarzy, farmaceutów i krawców z Warszawy i Krakowa. Na tej samej stronie znajduje się kolumna pt. „Osoby zaginione" — rodzice poszukuj ą zaginionych dzieci, a dzieci zagubionych rodziców. Jest to jedyny sposób, w jaki rozdzielone rodziny mog ą dowiedzieć się o miejscu pobytu ich bliskich.

„Gazeta Żydowska" ma swoje biuro w Warszawie, na ulicy Elektoralnej. Jest bardzo popularna, a każdy jej egzemplarz czytany jest przez setki osób, bo Niemcy pozwalają jedynie na ograniczony nakład. Jest to jedyna legalna gazeta dla trzech milionów polskich Żydów, którzy przekazuj ą ją sobie z rąk do rąk.

Jeszcze większe jest zainteresowanie nielegalną prasą, która publikowana jest nieregularnie, ale za to stanowi jedyne źródło rzetelnej informacji o wydarzeniach polityczn ych i przebiegu wojny. Od czasu do czasu ojciec przynosi do domu taką gazetkę. Zanim pozwoli sobie na przekazanie jej nam, zamyka drzwi na zasuwę. Zobowiązał się do przekazywania gazety innej osobie, której nazwiska nie chce zdradzi ć. A więc ulotki krążą od domu do domu.

W getcie rozwija się, jak sądzę, większa nielegalna działalność niż gdziekolwiek indziej w Polsce. Nie tylko żydowskie partie klasy pracującej, ale także PPS stwierdziła, że łatwiej tu drukować nielegalne publikacje i ukrywać radiostacje. Mówi si ę także, że wielu najaktywniejszych polskich bojowników socjalistyczn ych mieszka w getcie. Kilka dni temu miała miejsce rewizja na Siennej, przy

72

rogu Sosnowej. Podobno hitlerowcy przyszli zarekwirować meble jednego z lokatorów i przy okazji znaleźli radiostację. Pó źniej mieszkańcy tego bloku powiedzieli nam, że przez cały dzień niemiecki samochód nieustannie je ździł po ulicy tam i z powrotem, aż wreszcie zatrzymał się przed tym narożnym domem i wyrzucił agentów gestapo, którzy przepr owadzili rewizję. Najwyraźniej był to samochód z wydziału pelengacyjnego gest apo wyposażony w specjalny detektor do wykrywania tajnych radiostacji.

Wszyscy mężczyźni z domu, w którym wykryto radiostacj ę, zostali zabrani do więzienia, gdzie większość zastrzelono na miejscu. Ale tajne radiostacje nadal istnieją, podziemne biuletyny nadal są wydawane, a groźby i tortury stosowane przez hitlerowców na nikim n ie robią wrażenia. Co więcej, ruch podziemny w miarę możliwości stara się odpłacać — na swój sposób — hitlerowcom i polskim zdrajcom. Słynny akt or filmowy Igo Sym, który kolaborował z hitlerowcami, został ostatnio zlikwidowany przez patriotów. Hitlerowcy rozlepili w całym mieście czerwone plakaty obiecujące nagrodę dziesięciu tysięcy złotych za wydanie „zdrajców"- Jednocze śnie uwięziono kilkuset wybitnych Polaków jako zakładników i część z nich rozstrzelano.

12 czerwca 1941

Getto staje się coraz bardziej zatłoczone; stale napływają nowi uchodźcy. Są to Żydzi z prowincji, których obrabowano z wszystkiego, co pos iadali. Scena ich przybycia zawsze wygląda tak samo: strażnik przy bramie sprawdza personalia uchodźcy, a gdy stwierdzi, że ten jest Żydem, popycha go kolbą karabinu na znak, że wolno mu wejść do naszego raju...

Ludzie ci są obdarci, bosi i mają tragiczne oczy głod73

nych. W większości to kobiety i dzieci. Przechodzą pod opiekę Gminy, która umieszcza ich w tzw. domach. Tam wcześniej czy pó źniej umierają.

Odwiedziłam taki dom uchodźców. Jest to zdewastowany budynek. Ściany działowe wyburzono, by utworzyć wielkie sale; nie ma wygód, kanalizacja zniszczona . Pod ścianami prycze z desek nakryte szmatami. Tu i ówdzie le ży brudna, czerwona pierzyna. Widziałam półnagie, brudne dzieci le żące apatycznie na podłodze. W kącie siedziała śliczna cztero czy pięcioletnia dziewczynka, płakała. Nie mogłam się powstrzymać, by nie pogłaskać jej zwichrzonych, jasnych włosów. Dziecko spojrzało na mnie wielkimi, niebieskimi oczyma i powiedziało: „Jestem głodna".

Opanowało mnie uczucie głębokiego wstydu. Jadłam tego dnia, ale nie miałam przy sobie ani kawałka chleba, żeby dać temu dziecku. Nie śmiałam spojrzeć jej w oczy: odeszłam.

W ciągu dnia dorośli wychodzą w poszukiwaniu pracy. Dzieci, chorzy i starcy zostają leżąc na pryczach. Są tu ludzie z Lublina, Radomia, Łodzi i Piotrkowa — z całej Polski. Wszyscy opowiadają o potwornościach, gwałtach, masowych egzekucjach. Nie można zrozumieć, dlaczego Niemcy pozwolili wszystkim osiąść w warszawskim getcie, w którym mieszka ju ż czterysta tysięcy Żydów.

Wzrasta śmiertelność. Sam głód zabija od czterdziestu do pi ęćdziesięciu osób dziennie. Ale ciągle przybywają setki nowych, by zająć ich miejsce. Gmina jest bezsilna. Wszystkie hotele są przepełnione — warunki sanitarne najgorsze z mo żliwych. Mydła nie można zdobyć; to, co dostajemy na kartki jako mydło, jest lepką masą rozpadającą się w momencie kontaktu z wodą na kawałki. Brudzi, zamiast myć.

Jedną z plag gettasą żebracy, których ci ągle przyby74

wa. To uchodźcy nie mający tu przyjaciół ani krewnych; nie ma dla nich miej sca nawet w tych okropnych „domach" tworzonych przez Gmin ę. W ciągu kilku pierwszych dni po przyjeździe szukają pracy. Nocują w bramach, czyli po prostu na ulicy. Kiedy ich siły wyczerpią się, a zmordowane nogi odmówi ą posłuszeństwa, siadają na krawężnikach albo pod ścianami domów. Zamykaj ą oczy i po raz pierwszy nieśmiało wyciągają przed siebie

żebrzącą dłoń. Po paru dniach proszą już o wsparcie z otwartymi oczami. Gdy głód staje si ę nieprzezwyciężonym cierpieniem, zaczynają krzyczeć... w ten sposób rodzi si ę tak zwany „w ściekły żebrak"... ktoś rzuci mu dwadzieścia groszy albo i pół złotego, ale za tak małe sumy i tak nie mdżna nic kupić.

Pó źniej ci świeżo upieczeni żebracy zaczynają chodzić od drzwi do drzwi pytając, czy nie została resztka z obiadu: zupa albo parę okruchów suchego chleba. Niecierpliwy gospodarz wyjaśnia, że nie ma nic, że musi karmić swoich własnych uchodźców — siostr ę z trojgiem dzieci przybyłą ze . wsi i starą matkę żony. W domu zgiełk, trzeba dawać pomieszkanie trzem sublokatorom z rodzinami i — my śli sobie w zdenerwowaniu — w dodatku ci ągle otwierać drzwi... i jak bezczelni zrobili się ci żebracy... Ale żebracy dalej idą swoją drogą od drzwi do drzwi: „Mo że zostało coś z obiadu? Parę okruchów czerstwego chleba? Albo mo że

potrzebujecie kogoś do wyrzucania śmieci?"

 

Moja mama ma dwóch stałych swoich uchod źców — ziomków z Łodzi — którzy przychodz

ą

codziennie na posiłek. Jeden w południe, a drugi wieczorem. Unikam wchodzenia do kuchni, gdy tam jedzą, żeby nie urazić ich uczuć. Ale codziennie widuję podobnych, godnych szacunku ludzi, z wychudłymi twarzami i pustymi oczyma, siedzących na schodach naszego domu i zjadających

75

resztki, które poczciwe i co zamo żniejsze gospodynie dają im. Bardzo często po takim cudownym posiłku złożonym z kaszy, buraków, barszczu, czy innych resztek , zasypiają i śnią słodko o pełnych półmiskach i mi ękkich łó żkach. Dziś — wychodz ąc na podwórze — zobaczyłam przy śmietniku wysokiego, dobrze ubranego młodego człowieka. Był jednym z tych, którzy w przedwojennej Polsce studiowali nauk i humanistyczne i nie musieli martwić się o codzienny chleb. Nagle, jakby zdawał sobie sprawę, że jest obserwowany, odwrócił si ę i wtedy zobaczyłam, że jego płaszcz jest z przodu kompletnie podarty, a przez rozpiętą koszulę widać nagi tors. Schylił się po leżącą u jego stóp papierow ą torbę i szybko uciekł. Ten młody człowiek grzebał w śmietniku szukając czegoś do jedzenia. Zaskoczyłam go, dlatego uciekł zawstydzony.

Jakiś czas temu w bramie naszego domu zemdlał mały chłopak, wyglądał na trzynaście lat. Jeden z lokatorów zabrał go do siebie i nakarmił. O kazało się, że chłopiec zemdlał z głodu. Od tamtej pory mały Szymek stał się częstym gościem w domu swoich dobroczyńców.

Pomaga sprzątać mieszkanie, a w zamian dostaje talerz zupy na obiad i kilka złotych tygodniowo. Przykłada wielką wagę do swego wyglądu. Ktoś dał mu stare ubranie, które wisi na nim jak worek, ale jest dumny z posiadania kompletnego garnituru, bo zanim trafił do naszego domu, ubrany był w podarte szmaty. Szybko stał się ulubieńcem lokatorów. Wynosi wszystkim śmiecie, zarabia po parę groszy to tu, to tam. Jest dużo starszy, niż myślałam na początku. Nie wygląda na swoje osiemnaście lat — taki mały i chudy. Jest bezdomnym sierotą. Kiedy z nim rozmawiałam, zaskoczyła mnie jego inteligencja i niezłomna wiara w przyszłość.

Nasze podwórko na Siennej 41 jest scen ą wielu wyda--' rżeń przez cały dzień — by ć może dlatego, że mieszka'

76

tu więcej zamożnych lokatorów ni ż gdzie indziej. W godzinach rannych często przychodzi grać na skrzypcach profesor Kellerman z lipskiego konserwatorium. Jest to mały, siwy, stary mężczyzna o fascynująco długich palcach. Gdy zaczyna grać, otwierają się okna na wszystkich piętrach. Często zamykam oczy i wyobrażam sobie, że oto jestem na koncercie wielkiego wirtuoza, któremu gdzie ś w tle dyskretnie akompaniuje orkiestra. Ale grę profesora przerywa często hałas, jaki robią twarde kawałki suchego chleba i monety rzucane mu z okien.

Zaprosiliśmy profesora do nas na herbatę. Wszedł na gór ę, położył skrzypce w kącie i opowiedział nam swoją historię. Przywieziono go do getta w styczniu tego roku. Wraz z żoną jechał dziesięć dni w wagonie towarowym. Kilku członków tej grupy zmarło w drodze, a

żywi jechali dalej razem z trupami. Obu synów udało

mu się wysłać przed wojną do Anglii.

„Nie skar żę się — powiedział — zarabiam na siebie i

żonę. Popołudniami daję nawet kilka

lekcji, za które dobrze mi płac ą i w ogóle ludzie s ą dla mnie niezwykle dobrzy. A szczerze mówi ąc — dodał — my, niemieccy Żydzi, nie zasługujemy na tyle dobroci. Grzeszyliśmy bardzo przeciw Żydom ze wschodu..."

Mama poprosiła go, by dawał lekcje mojej młodszej siostrze, która przed wojn ą uczyła się gry na skrzypcach. Zgodził się i teraz przychodzi dwa razy w tygodniu. Dostaje pięć złotych za godzinę.

W pobliżu naszej bramy często pojawia się młoda kobieta, która śpiewa na ulicy. Jest szalona. Słowa jej żałosnej piosenki docierają do mnie zwykle wczesnym rankiem: „Gwizd lokomotywy, żegnaj, ukochany, bądź szczęśliwy..." Piosenka kończy się odjazdem pociągu i tym, że dziewczyna czeka na swego ukochanego.

Ta kobieta jest córk ą bogatego i znanego warszawskie77

go kupca. Podczas bombardowania jej dom spalił się, a jedyny brat zginął w płomieniach. Ona sama skoczyła z trzeciego piętra na rozpiętą siatkę i w efekcie doznała szoku nerwowego. Jej matka uratowała się cudem. Teraz ta dziewczyna śpiewa na Siennej. Wszyscy mieszkańcy ulicy znają słowa jej piosenki o odjeżdżającym pociągu i powrocie kochanka. Dziś nie ma już więcej powrotów... i nie ma poci ągów dla mieszka ńców warszawskiego getta, jest tylko rozpalony do czerwoności bruk i tłumy dzieci, które przypadaj ą do nóg przechodniom żebrząc o okruch chleba.

Prawda, że nie wszystkie dzieci żebrzą, wiele z nich zarabia na życie — cz ęsto przychodzi im to łatwiej niż dorosłym. Istnieją całe zorganizowane gangi małych dzieci — chłopców i dziewczynek w wieku od pięciu do dziesięciu lat. Najmniejsi i najbardziej wychudzeni owijają swoje małe, kościste ciałka lnianymi workami. Pó źniej przemykają na stronę

„aryjsk ą" przez ulice odgrodzone od getta tylko kolczastym drutem. Większe dzieci rozsuwają druty i przepychają mniejsze przez powstałe w ten sposób dziury. Inne obserwują niemieckich strażników i polskich policjantów.

Po kilku godzinach wracają obładowani ziemniakami i mąką. Zazwyczaj wędrują na przedmieścia, gdzie żywność jest tańsza niż w centrum miasta. Często chłopi dają im ziemniaki za darmo. Ich okropny wygląd wzbudza litość. Na dodatek do ziemniaków cz ęsto przynoszą bochenki wiejskiego, razowego chleba. Ze szczęśliwym uśmiechem na małych, zielonkawych buziach przemykają z powrotem do getta. Po tej stronie kolczastych drutów czekają na nich starsi koledzy. Czekają czasem i wiele godzin, aż hitlerowski strażnik będzie zajęty sprawdzaniem paszportu jakiegoś obcego obywatela lub polskiego goja odwiedzającego getto. To stwarza im okazję prze-

78

szmuglowania żywności. Czasem niemiecka żandarmeria nie zauważa ich, czasem zaś zauważa, ale udaje, że nic nie widzi. To ostatnie zdarza się rzadko, ale są tacy Niemcy — szczególnie w śród starszych — którzy musz ą mieć w domu małe dzieci i dlatego odczuwają cień litości dla tych żydowskich brzdąców, które wygl ądają jak małe, żywe szkielety pokryte chropowatą, żółtaw ą skór ą. Większość jednak niemieckich strażników z zimn ą krwią strzela do uciekających dzieci, a żydowscy policjanci muszą potem podnosić krwawiące ofiary leżące na ulicy jak zranione ptaszki i rzucać je na przejeżdżające riksze. Jednak gdy dzieci wracają bezpiecznie, dumne ze swych trofeów, do głoduj ących rodziców — w domach panuje niezmierna radość. Głąbiaste ziemniaki i czarny chleb smakują cudownie. Następnego ranka

mali zaopatrzeniowcy kolejny raz próbuj ą przejść granicę getta na rogu Siennej i Żelaznej; może znów b ędzie ten sam dobry strażnik, który wczoraj pozwolił przej ść?

17 czerwca 1941

Dziś poszłam na zebranie ludzi przybyłych z Bielska, na które zostałam zaproszona przez Verę Neuman. Znamy się bardzo krótko, ale jeste śmy w wielkiej przyjaźni. Vera jest wysoką blondynką, prawdziwie niemieckim typem i stanowi żywe zaprzeczenie nazistowskiej teorii rasowej. Jest tu całkiem sama. Matka jej zmarła kilka lat temu, a ojciec — milioner,

właściciel paru fabryk — przebywa we Lwowie, który jest teraz pod sowiecką władzą. Z rzadka Vera otrzymuje od niego listy za pośrednictwem dobrze opłaconego przemytnika, bo nie ma oficjalnej komunikacji między Generalną Gubernią a regionem zajętym przez Sowietów. W takich momentach dziewczyna szaleje z r adości. Przychodzi do mnie, śmieje się i płacze. Bardzo cierpi z powodu swej

79

samotności, z tego też powodu chodzi na zebrania bielskich uchodźców, gdzie spotyka si ę ze starymi przyjaciółmi i wspomina beztroskie, luksuso we życie, jakie kiedyś prowadziła.

Jest kilka takich grup z ró żnych miast Polski — mi ędzy innymi z Łodzi i Lublina — które działają dość aktywnie. Większe grupy mają swoje własne siedziby otwarte cały dzień — niektóre prowadz ą nawet własne kuchnie wydające posiłki ubogim. W tych siedzibach uchodźcy z tego samego miasta spotykają się i organizują pomoc dla nowo przybyłych. Od czasu do czasu urządzają koncerty, z których cały dochód przeznacza si ę na pomoc dla potrzebujących. Gmina często powierza tym grupom opiekę nad ich ziomkami — umieszcza się ich w domach wcześniej przybyłych uchodźców. Wszystkie mieszkania w getcie s ą przepełnione — przeci ętnie jeden pokój zajmuje sze ść osób. W efekcie istnieje powa żne

niebezpieczeństwo epidemii, szczególnie tyfusu. Głównymi nosicie

lami tej potwornej

choroby są wszy ubraniowe, których dzi ś trudno uniknąć — rozmna

żają się strasznie szybko.

Wystarczy przejść ulicą i otrzeć się o kogoś w tłumie, żeby się nabawić wszy. Zewsząd docierają do nas alarmujące wieści o ofiarach tyfusu.

Rozdział V ROSYJSKIE BOMBY 26 czerwca 1941

Piszę te słowa w schronie naszego domu. Mam nocny dyżur jako członek ochrony przeciwlotniczej. Rosjanie bombardują coraz częściej. Nasz dom stoi w niebezpiecznym punkcie — blisko głównej stacji kolejowej. Jest jed enasta. Siedzę przy małej karbidowej lampce. Po raz pierwszy od rozpoczęcia działań wojennych między Rosją a Niemcami mogę pisać. Szok był ogromny. Wojna między Niemcami i Rosją! Któ ż mógł mie ć nadzieję, że to nastąpi tak szybko!

Tego historycznego dnia, 22 czerwca, o czwartej po południu nasz zespół teatralny dawał swoje tradycyjne, niedzielne przedstawienie w sali Weismana. Misza wyrecytował swój numer, potem ja weszłam na scenę i —? nie umiem powiedzie ć, dlaczego — po raz pierwszy poczułam aż taką tremę. Siedzący przy fortepianie Romek zauważył moje przerażenie i z charakterystyczną dla niego łagodnością szepnął: „Nie bój si ę, pamiętaj tylko o tonacji!" Jego spojrzenie dodało mi odwagi i po pierwszych taktach trema zniknęła.

Skończyłam pierwszą piosenkę i zaczęłam już drugą, gdy nagle dała się słyszeć potworna eksplozja, a cała scena zadrżała. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się działo. Przez okno widziałam ruiny domu po drugiej stronie ulicy (został zbombardowany podczas oblężenia War-

81

6 — Dziennik...

szawy) rozpadające się na kawałki. Co to może być — my ślałam — czy znów nas bombardują? Ale kto?

Widownia zaczęła się niepokoić, ale Romek nie przerwał gry i szepnął do mnie: „ Śpiewaj dalej, to nic". Czułam, jak uginają się pode mną nogi, ró żne myśli kłębiły mi się w głowie, ale śpiewałam. Nadal słyszeliśmy wybuchy, wyglądało jednak na to, że nieco dalej. Kiedy skończyłam występ, w sali wybuchła panika i publiczność rzuciła się do drzwi. Harry próbował ich zatrzyma ć, ale daremnie. W ciągu kilku chwil sala opustoszała. Ktoś przyniósł wiadomość, że Rosjanie bombardowali dworzec i wiele domów po pr awej stronie Siennej, na której mieszkamy, zostało trafionych. Pobiegłam do wyjścia, ale Romek zatrzymał mnie. Dopiero kiedy skończyły się eksplozje, wyszliśmy razem. Na rogu Siennej i Sosnowej widziałam już, że nasz dom stoi nietknięty i odetchnęłam z ulgą. Na ulicy ludzie wyrywali sobie z rąk specjalne wydanie „Nowego Kuriera Warszawskiego" z ogromnymi kolorowymi nagłówkami: „Wojna przeciw czerwonej zarazie" i „Ni emcy bronią świat przed bolszewickim potopem". Te tytuły wywoływały śmiech.

W Warszawie natychmiast ogłoszono stan oblężenia. Godzina policyjna w getcie zaczyna się teraz o siódmej, a nie o dziewi ątej; za nieprzestrzeganie obowiązku zaciemnienia grozi kara śmierci. Ale to nic nowego. Syreny wyją dość często. Oślepiające światła rakiet rzucanych nad Warszawą przez radzieckich lotników robi ą ogromne wrażenie. Pomagają Czerwonym Wojskom Lotniczym bombardować precyzyjnie obiekty wojskowe i lotniska dookoła Warszawy.

Dzisiejszy oficjalny komunikat w „Nowym Kurierze Wa rszawskim" stwierdza, że: „Sowieckie bombardowanie Warszawy ostatniej nocy ni e spowodowało żadnych szkód militarnych, ale bardzo ucierpiała ludność cywilna. Boi-

82

szewiccy lotnicy koncentrowali się na zamieszkałyc dzielnicach miasta, a także zbombardowali szpital W artykule wstępnym gazeta apeluje do polskich obyw; teli, aby „wzi ęli aktywny udział w świętej wojnie prz< ciw czerwonym barbarzyńcom" i proponuje utworzeń: specjalnego polskiego legionu do walki z bolszewikam

Po południu dostałam nielegalny biuletyn, który don c sił coś całkiem przeciwnego: rosyjskie bombowce spowc dowały wielkie zniszczenia na Główny m i zniszczyły dłu gie składy (towarowe); zniszczeniu uległo także lotnisk na Okęciu, natomiast w kilku fabrykach amunicji zginęł wielu polskich robotników.

Prasa podziemna ukazuje się teraz częściej i spełni; ważną funkcję. Małe bibułki przynoszą nam powiew na dziei i podtrzymują moralnie.

Zdaje się, że właśnie jest alarm; tak, długi gwizd syreny. Muszę biec obudzić komendanta. 1 lipca 1941

Goje będący wciąż jeszcze dozorcami w getcie otrzymali rozkaz natychmiastowego opuszczenia tej dzielnicy; wielu Żydów pragnie dosta ć po nich pracę. Mój ojciec starał si ę zabezpieczyć stanowisko dozorcy w naszym domu dla wujka Percy, który nie ma z czego żyć, prócz tego, co dostaje od nas. Ale nasze zasoby nie starczą na długo, jeśli nadal będziemy wspierać tak wielu krewnych. Niełatwo dostać tę pracę. Konieczny jest jednogłośny wybór przez wszystkich lokatorów, a potem kandydat spełni ający ten warunek musi jeszcze zostać zatwierdzony przez administrację Gminy.

Szansę wujka Percy są niewielkie, tym bardziej że nie jest nawet lokatorem naszego domu. Z tego powodu ojciec ostatecznie zdecydował się wysunąć swoją własną kandydaturę i wziąć Percy'ego na zastępcę. Ten plan

83

może się udać. W naszym domu mieszka czterystu lokatorów i dozor ca ma szansę godziwego zarobku.

4 lipca 1941

W szkole zbliżają się egzaminy. Rok szkolny trwał tylko siedem miesięcy; Niemcy odmówili przedłużenia zajęć. Profesorowie są zadowoleni z postępów, jakie zrobiła wi ększość uczniów.

Istnieją jednak ogromne braki jeśli chodzi o materiały. Tylko dwa sklepy w getcie sprzedają jeszcze niewielkie ilości papieru i farb po fantastycznych cenach. Przed wojną arkusz papieru kosztował dwadzieścia groszy — teraz kosztuje cztery złote. Tuszu, p ędzli i piór dosta ć nie można. Mimo to jakoś udaje nam się kontynuować naukę. Część studentów musiała jednak porzucić naukę i podjąć pracę, żeby zarobić na życie.

Najpopularniejszym studentem jest dwudziestotrzylet-ni Zdzisław Szenberg, kościsty młody człowiek chodzący w oficerkach i eleganckim płaszczu. Ma szczupłą twarz i duże, błyszczące czarne oczy z przedziwnie długimi rzęsami — rzadko spotykanymi u m ężczyzn. Jego dłonie są obdarzone cudownym talentem do rysunku i malarstwa. Jest zdolnym projektantem i żartuje z malarzy, którzy — jego zdaniem — marnuj ą czas i materiał na rzeczy zbędne. Ale to tylko poza; on także maluje „n ędzne" postacie getta i krajobrazy składające się z okaleczonych kasztanów na tle zbombardowanych domów .

Interesującymi uczniami są także Józiek Fogelnest i Kazik Kastenberg. Świetnie do siebie pasują i zawsze siedzą w jednej ławce. Są przyczyną rozpaczy nauczycieli — za ka żdym razem, gdy jeden z nich odezwie się, cała klasa ryczy ze śmiechu. Kazik ma komiczną, długą twarz przypominającą łeb konika, Józiek jest świetnie zbudowanym mężczyzną z niewinnymi oczyma dziecka. Jego okulary mają zwyczaj zjeżdżać mu na czubek nosa.

84

Obaj mają po dziewiętnaście lat i chodzą na kursy ty po to, by uniknąć przymusowej pracy dla Niemców. ] maj ą najmniejszego pojęcia o rysowaniu, a przez eg: miny wstępne przeszli tylko dzięki „plecom". Udaje si ę jednak zwalczać zadania, jakie wyznaczają nauc; ciele — obaj chłopcy udają neoimpresjonistów i rysi skomplikowane, do niczego nie podobne i często d( absurdalne kompozycje. Gdy nauczyciele wytykają i że ich prace nie rozwiązują zadanego problemu — oskj żają nauczycieli o konserwatyzm i upieranie się pr przestarzałych poglądach, po czym zaczynają wyjaśni głęboką symbolikę swoich propozycji. Reszta klasy płac niemal ze śmiechu, a profesorowie poddają się i częs przyłączają do ogólnej zabawy. Kolejną dziwną postacią jest Bolek Szpilberg. Codzie nie przychodzi do szkoły w innym ubraniu. Jest do utalentowanym synem bardzo zamożnych rodziców. W; gl ąda na więcej niż osiemnaście lat; wzrost ma średi a prezencję bardzo dystyngowaną. Bolek urodził s w

Palestynie, jest poddanym brytyjskim i jako taki mi obowiązek okresowego meldowania się w gestapo. Ale ; dużą sumę pieniędzy zdobył włoską metrykę, zarejestri wał się w gestapo pod własnym nazwiskiem, tyle że jak obywatel włoski, i dumny jak paw kręcił się po szko! bez opaski na ramieniu. Jednak gdy którego ś dnia Nierr cy przyjechali wizytować szkołę, Bolek szybko założy opaskę. Wtedy uświadomiłam sobie, jakim jest tchórzen

Wśród naszych studentów jest dwóch niemieckie uchod źców, to bracia Liebermannowie. Młodszy, szesns stolatek, jest drobny i nieładny, ale bardzo zdolny jak rysownik; starszy ma dwadzieścia trzy lata i wykazuj szczególny talent do dekora torstwa i plakatu. Są kuzy nami słynnego niemieckiego malarza, Żyda, profesor Maxa Liebermanna.

85

Jeśli chodzi o dziewczęta, to bardzo utalentowana w dziedzinie dekorowania wnętrz i projektowania mody jest Inka Garfinkel. Ma oryginalne pomysły i w ogóle to indywidualność. Wysoka, smukła, o kasztanowych włosach, czarnych oczach i jasnej karnacji często sama wygląda jak modelka z magazynu mody. Niedawno zrobiłam pastelami jej portret, który bardzo podobał si ę naszemu nauczycielowi. Inka jest bardzo zdecydowana w swoich pomysłach. Wkrótce wychodzi za m ąż za Józefa Świecę, także studenta, urzędnika policji getta. Ta para zna się od roku, kochają się tak bardzo, że zupełnie nie boją się otaczającego ich świata. Dotąd w realizacji małżeńskich planów przeszkadzała im sytuacja finansowa, ale teraz Inka trochę zarabia, a jej narzeczony dostaje dobrą pensję — szykuj ą się więc do ślubu.

Nierozłączną parę stanowią Nina Wygodzka i Janette Natanson; są ładne i eleganckie, ale okropnie egzaltowane. Mają duże powodzenie u chłopców. Do ich manier nale ży ciągłe mówienie po francusku. Ja zawsze odpowiadam im po a ngielsku. Nie wyglądają na Żydówki, często więc udaje im się przechodzić na drugą stronę, gdzie robią ważne zakupy — s ą pó źniej za nie dobrze wynagradzane. Mimo że bardzo młode, mają ogromne doświadczenie. Obie są

jedynaczkami i mieszkają ze swymi matkami. Ojcowie zmarli kilka lat. temu. Nina jest

 

niewysoką, dość pulchną dziewiętnastolatką, włosy nosi splecione w warkocze i owinięte

 

wokół głowy. Janette jest tak że średniego wzrostu, ma długie loki i bladą twarz usianą

 

drobniutkimi piegami. Jej zielone, kocie oczy są bardzo błyszczące. Ta dwójka zawróciła w

 

głowie wszystkim chłopcom w szkole; uznano je za niebezpieczne „wampy".

 

Ogólnie rzecz bior ąc uczniowie żyją w zgodzie i pomagają sobie, jak tylko potrafią.

.

.

-...;.•.

 

 

 

86

 

 

 

 

10 lipca 1941

 

 

 

Rosyjscy lotnicy często „odwiedzaj ą" okolice War

 

wy; powietrze drży od wybuchów bamb. Co rusz sł

 

szum rosyjskich samolotów, które omijaj ą getto. Dla

 

nie schodzimy już na ogół do piwnicy na sygnał alar

 

Upał potworny, przesiaduję wciąż na balkonie nass

 

mieszkania. Jest na drugim piętrze. Pomidory, gros

 

marchewka i rzodkiewki w skrzynkach za oknami

 

usychają. Tylko zalane słońcem niebo nad głową przj

 

mina wolność. Bardzo często wracam do domu z przj

 

ciółk ą, Lutką Leder, która mieszka na szóstym pi ęt;

 

dyskutujemy o planach na przyszłość. Lutka jest tu z i

 

cochą i młodszą siostrą. Jej ojciec przebywa na teren

 

Polski zajętych przez Rosję; nie miała od niego wiador

 

ści od momentu niemieckiej inwazji na Rosję. Lutka

 

osiemnaście lat i

jest

niedużą, pulchniutką brunet

 

Często przychodzą

też do nas Vera Neumani i Mic

 

Rubin.

 

 

 

 

Wdychamy świeże powietrze i na chwilę zapominał

 

o tym, co dzieje się wokół nas. Ale jeden rzut oka

 

podwórze przedzielone murem na pół wystarczy, by n

 

wiać słodkie marzenia. Nasz balkon wychodzi na „ar;

 

ską" stronę Złotej. Stamtąd, z piątego piętra, często sł

 

chać dźwięki fortepianu, zwykle jedną i tę samą melod

 

„Traumerei" Schumanna.

Czasem my ślę sobie, że

 

może jakaś szlachetna, chrześcijańska dusza stara się p cieszyć nieszczęsnych mieszkańców getta zamkni ętych : murami i że nawet jakby wyrażała ubolewanie z powoc kamieni tak często wrzucanych do getta z „aryjskie strony. Ta melodia Schumanna przenosi nas w inny świa Lutka marzy o swoim ukochanym, Kaziku Briliant, któ i mieszka w sąsiednim domu. Nigdy nie przestaje o ni] myśleć ani mówi ć, ale na nieszczęście on jest w stosur ku do niej całkiem obojętny. Myśli Mickie Rubin zawsz 87

krążą wokół rodzinnego Lipska, gdzie sp ędziła najlepsze lata młodości. Jest bardzo sentymentalna i pamięta nawet najbłahsze wydarzenia z tego niemieckiego miasta, z którego

deportowano ją do warszawskiego getta. Mimo gorzkiej niesprawiedliwości, jaką cierpiała, i krzywd wyrządzonych jej przez Niemców, nie mo że zapomnieć kraju, w którym urodziła si ę i ona, i jej rodzice.

Jestem pełna okropnych przeczuć, w ciągu kilku minionych nocy miałam koszmarne sny. Widziałam Warszawę spływającą krwią; razem z siostrą i rodzicami szłam nad okaleczonymi trupami ludzi. Chciałam uciec, ale nie mogłam i obudziłam się zlana zimnym potem, przerażona i wyczerpana. Złote słońce i błękitne niebo szarpią tylko moje osłabione nerwy. 25 lipca 1941

Po długich staraniach ojciec dostał wreszcie pracę dozorcy wraz z wszystkimi przywilejami, jakie zapewnia to stanowisko. Od dwóch tygodni peł ni już „urz ąd" i na dodatek do zwykłej żydowskiej opaski nosi na ramieniu jeszcze żółt ą z napisem „Gospodarz Domu". Otrzymał także od Gminy paszport stwierdzający, że jest zwolniony z obowiązku przymusowej pracy. Tak więc może swobodnie poruszać się po ulicach nie bojąc się łapanek. Dozorcy są zwolnieni z rozmaitych opłat, otrzymują dodatkowe racje żywnościowe, dwieście złotych miesięcznie jako wynagrodzenie oraz darmowe mieszkanie. Ale główny zysk dozorcy pochodzi z otwierania drzwi w nocy: zgodnie z przepisami dotyczącymi godziny policyjnej, brama zamykana jest wcześnie, a lokatorzy dają za jej otwieranie po dwadzieścia groszy i więcej. Czasem w ciągu jednej nocy uzbiera się i dwadzieścia złotych. Krótko

mówi ąc: dochody dozorcy, jak na obecne warunki, są wyjątkowo 88

korzystne; nic więc dziwnego, że tak trudno dostać tę pracę.

Ze względu na to, że tata nie ma tyle sił, by spełniać wszystkie ciężkie obowiązki dozorcy, a mianowicie utrzymywać dom w czystości szorując klatkę schodową i usuwając śmiecie — zrealizował swój pierwotny plan i wzi ął wujka Percy do pomocy. Oddaje mu wszystkie bezpośrednio otrzymywane pieniądze.

Początkowo nasi sąsiedzi byli nieufni w stosunku do nowego dozorcy, który jeszcze wczoraj był takim samym lokatorem jak wszyscy. Nie mogli sobie wyobrazić, żeby antykwariusz dzieł sztuki i specjalista od malarstwa klasycznego był w stanie wykonywać obowiązki dozorcy. Wkrótce jednak przywykli do my śli, że nawet szanowany obywatel może zostać dozorcą i nadal być człowiekiem godnym szacunku. Obecnie okazują ten szacunek zarówno ojcu, jak i wujkowi. Nawiasem mówi ąc, nie są oni jedynymi ludźmi, którzy w getcie upadli tak nisko w hierarchii społecznej. Dozorcą sąsiedniej posesji jest inżynier Plonskier, bliski przyjaciel naszej rodziny. Także wielka liczba prawników cieszy si ę teraz z posiadania zajęcia dozorcy.

Rozdział VI TYFUS 29 lipca 1941

Szaleje tyfus. Wczoraj liczba zmarłych na tę chorobę przekroczyła dwieście osób. Doktorzy po prostu załamują ręce z rozpaczy. Nie ma lekarstw, a wszystkie szpitale są przepełnione. Wciąż dostawia się nowe łó żka w salach i na korytarzach, ale to nie rozwiązuje problemu; liczba ofiar wzrasta z dnia na dzień.

Szpital na rogu Leszna i Rymarskiej wywiesił w oknie izby przyjęć napis: „Nie ma miejsc". Szpital dziecięcy Bersona na Siennej pełen jest dzieci w ró żnym wieku — wszystkie chore na tyfus. Całkowicie zamknął podwoje szpital na rogu Leszna i Żelaznej — nie ma tam miejsca dla ani jednego pacjenta więcej.

Kilka dni temu na ulicy Leszno widziałam ojca, któr y niósł na r ękach całkiem już dużego chłopca. Obaj okryci byli szmatami. Twarz chłopca płonęła ognistym rumieńcem, trząsł się potwornie. Mężczyzna zatrzymał się niepewnie przed wejściem do szpitala na rogu Leszna i Żelaznej. Pozostał przez chwilę nieruchomy, najwyraźniej zastanawiając się, co robić. Wreszcie nieszczęsny człowiek położył swego chorego syna na stopniach wiodących do izby

przyjęć i cofnął się parę centymetrów. Wyczerpanym chłopcem wstrz ąsały konwulsje, jęczał głucho. Nagle wyszła pielęgniarka w białym fartuchu i zaczęła krzyczeć

90

na zastygłego w bólu ojca, który stał ze spuszczon ą głów płacz ąc gorzko. Po chwili zauważyłam, że chory chłopie przestał się trząść, jakby zasnął. Oczy miał zamknięte a na twarzy pojawił się wyraz łagodnego zadowolenia.

Kilka chwil pó źniej płaczący ojciec spojrzał na syn* Pochylił się nad swoim dzieckiem szlochając jakby m serce pękło i patrzył długo w jego twarz szukając ślad życia. Ale było już po wszystkim. Wkrótce nadjeche mały czarny wóz i ci epłe jeszcze ciało chłopca został dorzucone do kilku innych, zebranych na sąsiednich uli cach. Przez jakiś czas ojciec spoglądał za oddalającyr się wozem. Potem znikł.

Umieszczanie chorych przed szpitalnymi bramami ni jest już niczym wyjątkowym. Matki, które nie mog znie ść widoku dziecka cierpiącego bez żadnej medyczne pomocy, mają nadzieję, że w taki sposób ud ą im si umieścić dziecko w szpitalu.

Epidemia przybrała szczególnie ostr ą formę w regioni Gęsiej, Nalewek, Nowolipek i Nowolipia. W „małym getcie sytuacja jest troch ę lepsza, bowiem jest to okol ca zamieszkana przez zamożnych ludzi, którzy mog ą pc zwolić sobie na prywatną opiekę medyczną. Ostatnio importuje się serum przeciw tyfusowi ze Lwc wa, który przeszedł w niemieckie ręce miesiąc temu. S( wieci, gdy ewakuowali Lwów, zostawili du ży magazy środka na tyfus w fiolkach. Teraz to drogocenne lekai stwo jest szmuglowane do Warszawy. Ale tylko boga ludzie mogą sobie na nie pozwolić — cena osi ąga kilt tysięcy złotych za fiolkę.

Niektórzy mieszka ńcy getta otrzymują paczki poczi ze Szwajcarii; są w nich rozmaite lekarstwa, a przeć wszystkim serum antytyfusowe. Środek szwajcarski je lepszy niż rosyjski. W getcie prowadzi się ożywiony hai

91

del lekarstwami. Heniek Grynberg, jeden z moich znajomych, bierze udział w tych interesach i opowiedział mi nieco szczegółów.

Heniek jest wysokim blondynem — prawdziwy typ nordy cki, bez jednej żydowskiej cechy. Przez podziemne kanały często przechodzi na drugą stronę, gdzie bez trudu uchodzi za Polaka dzięki podrobionym dokumentom. W jakiś sposób zdobywa zezwolenia na jazd ę do Lwowa i tam kupuje fiolki z lekarstwem na tyfus, zamówione i z góry opłacone przez zamo żnych mieszkańców getta. Nie jest to łatwa wycieczka, mimo aryjsk iego wyglądu Heńka i jego podrobionych papierów. Stale przeprowadzane s ą rewizje w pociągach i Niemcy nie tylko konfiskują przemycane towary, ale równie ż nakładają srogie kary na przemytników — w przypadku Heńka, gdyby wykryto, że jest Żydem, kara mogłaby być wyjątkowo surowa. Ale Heniek jest doświadczonym szmuglerem. W ciągu trzech lat okupacji przekraczał kilka granic, zajmował się ró żnymi rodzajami handlu, ukrywał się przed policją kilku krajów i udało mu się uniknąć wszelkich niebezpieczeństw. W tym nowym interesie też należy do tych, którzy odnosz ą największe sukcesy. Widać to po jego dostatnim wyglądzie oraz eleganckich sukniach, jakie noszą jego żona i córka. Siostra He ńka, Ewa Grynberg, jest członkiem naszego komitetu domowego, a kuzynka, Rutka, jest przyjaciółk ą mojej młodszej siostry, Anny. Rutka spędza całe dnie w naszym mieszkaniu, a moi rodzice traktują ją niemal jak trzecią córk ę.

31 lipca 1941

Wczoraj zdawaliśmy ostatnie egzaminy. Zdałam wszystkie i natychmiast zapisałam się na tzw. kurs zaawansowany, który potrwa nast ępne siedem miesięcy.

Teraz siedzę przy oknie nowego mieszkania, które przy92

dzielono nam jako rodzinie dozorcy; wygląd; Okno wychodzi na Sienną przy Sosnowej miejscu zawsze jest duży ruch. Na rogu stoi zetami. Nie trzeba nawet mówi ć, że sprzedaw

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]