Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:

Berg Mary - Dziennik z getta warszawskiego

.pdf
Скачиваний:
74
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
952.95 Кб
Скачать

zaprzecza złej reputacji tej sali, bowiem przychodzi na nasze przedstawienia bez względu na to, gdzie się odbywają. Zresztą nie ma lepszego pomieszczenia w tzw. małym getcie — między Sienną a Lesznem.

Trasa z „małego" getta do „du żego" getta zaczyna się na rogu Chłodnej i Żelaznej. Tylko jezdnia, oddzielona od reszty ulicy Chłodnej murem wzniesionym po obu

47

jej stronach, uważana jest za część getta. W połowie ulicy znajduje się wyjście na Żelazną. Jest ono szczególnie strze żone przez hitlerowską żandarmerię uzbrojoną w karabiny maszynowe oraz przez dwóch policjantów: żydowskiego i polskiego.

2 stycznia 1941

Nasze noworoczne przedstawienia nieoczekiwanie zgromadziły ogromną widownię. Sala była wypełniona po brzegi. Ponieważ 31 grudnia zbiegł się z ostatnim dniem Chanuki *, zaimprowizowaliśmy scenę obrazującą heroiczną walkę Makabiego wprowadzając wiele współczesnych aluzji. Zapalili śmy na scenie osiem świec. Publiczność klaskała entuzjastycznie i prawie wszyscy mieli łzy w oczach.

Także wszystkie poranne przedstawienia są wielkimi sukcesami. Połowa wpływu idzie do kasy komitetu pomocy uchodźcom, bo wciąż jeszcze napływają ogromne ilości uciekinierów z innych miaist.

4 stycznia 1941

Getto jest pokryte grubą warstwą śniegu. Zimno potworne, a mieszkania nie ogrzewane. Dokądkolwiek idę — widz ę ludzi poowijanych w koce albo przywalonych pierzynami, o ile Niemcy nie zabrali komuś jeszcze wszystkich ciepłych rzeczy dla swoich żołnierzy. Przenikliwe zimno czyni hitlerowskie bestie strażujące przy wejściach do getta jeszcze bardziej drapieżnymi niż zwykle.

* Chanuka — o śmiodniowe uroczystości, obchodzone w grudniu na pamiątkę zwycięstwa Machabeuszów (pod dowództwem Makabiego) nad Seleucy dami (165—161 r. p.n.e.), w wyniku którego na pewien czas odbudowano pa ństwo żydowskie w Judei; zwyczaj nakazuje co dzień wstawiać po jednej zapalonej świeczce do chanukowej lampy (przyp. tłum.).

48

Dla rozgrzewki wędrują po śniegu tam i z powrót i bardzo często strzelają, jest więc wiele ofiar spośj

przechodniów. Inni

stra żnicy —

znudzeni pełnieni-

służby przy bramach — organizuj

ą sobie

zabawy. !

przykład wybierają

ofiarę wśród

ludzi,

którzy akui

przechodzą ulicą, i każą im rzucać się na ziemię twai w śnieg, a jeśli jest to Żyd noszący brodę, wyrywają razem ze skór ą, aż śnieg robi się czerwony od krwi. Ki dy taki żandarm jest w złym humorze, ofiarą może st się nawet żydowski policjant stojący z nim razem na p sterunku.

Wczoraj sama widziałam niemieckiego żandara „musztruj ącego" żydowskiego policjanta obok przejść: z „małego" do „du żego" getta, na Chłodnej. Młody człc wiek nie mógł ju ż złapać oddechu, ale nazista wciąż zmu szał go do padania i wstawania, aż ofiara zemdlała w ka łuży krwi. Wtedy ktoś wezwał ambulans i umieszczon żydowskiego policjanta na noszach, po czym odwieziom rikszą. W całym getcie są tylko trzy samochody sanitar ne, dlatego najczęściej używa się riksz.

10 stycznia 1941

Ostatniej nocy przeżyliśmy kilka godzin śmiertelnego strachu. Około jedenastej grupa hitlerowskich żandarmów wpadła do pokoju, w którym akurat odbywał zebranie nasz komitet domowy. Niemcy zrewidowali mężczyzn, zabrali im wszystkie pieniądze, jakie przy nich znaleźli, po czym kazali rozbierać się kobietom w nadziei, że znajdą ukryte brylanty. Nasza sublokatorka, pani R., protestowała odważnie, oświadczając, że nie rozbierze się przy mężczyznach. Dostała za to mocny cios w twarz i została przeszukana jeszcze bardziej brutalnie niż pozostałe kobiety. Trzymano je nagie przez ponad dwie godziny, hitlerowcy

przykładali im rewolwery do piersi i intym-

 

4g

4 — Dziennik...

nych części ciała strasząc, że zastrzelą je wszystkie, jeśli nie oddadzą dolarów i brylantów. Bestie wyszły dopiero o 2 rano zabierając łup składający się z kilku zegarków, paru lichych pierścionków i niewielkiej sumy polskich złotych. Ni e znaleźli ani brylantów, ani dolarów. Mieszkańcy getta co noc spodziewają się takich napaści, ale zebrania komitetów domowych odbywają się nadal.

30 stycznia 1941

Dziś odbyliśmy inauguracyjne zebranie Klubu Młodzieży naszego bloku na Siennej. Podobne kluby są zakładane na wszystkich ulicach getta. Wybraliśmy przewodniczącym Manfreda Rubina, inteligentnego młodego niemieckiego Żyda, uchodźcę, który przyjechał do Polski na krótko przed wojn ą.

Inżynier Stickgold złożył nam życzenia w imieniu komitetów domowych ulicy Siennej. Nawoływał, byśmy się uczyli tak pilnie, jak to tylko możliwe, i byśmy dzielili się nie tylko chlebem, ale i wiedzą. Wszyscy członkowie naszej grupy zaczęli przygotowywać tematy do dyskusji. 5 lutego 1941

Mieszkańców Siennej ogarn ęła panika, bo rozeszła się pogłoska, jakoby ulica ta miała zostać odcięta od getta — rzekomo z powodu du żego przemytu, jaki się tu odbywa. Ale nie jest to oczywiście prawdziwy powód, bo przemyt organizuje si ę na wszystkich ulicach granicznych i gdyby odcięto jedną z nich, szmugiel zostałby po prostu przeniesiony na następną. Sami Niemcy rozpuszczają wiadomości, że Sienna zostanie pozostawiona Żydom, o ile zapłacą kontrybucję. I to musi być prawdziwy powód gro źby — Niemcy chc ą dostać od mieszkańców

getta dużo pieniędzy.

 

Na razie powoli sypie śnieg, a mróz maluje na okien-50

,

nych szybach cudowne kwiaty. Marzę o sunących po ] dzie saneczkach, o wolności. Czy kiedykolwiek będę j szcze wolna? Stałam się naprawdę samolubna. Na ras ciągle jeszcze jest mi ciepło i mam co jeść, ale doko mnie tyle jest nędzy i głodu, że zaczynam być bard: nieszczęśliwa.

Czasem szybko chwytam palto i wychodzę na ulic Zaglądam w sine od mrozu twarze przechodniów. Stara: si ę zapamiętać widok bezdomnych kobiet owiniętyc w szmaty i dzieci o zapadniętych, odmrożonych polic; kach. Przytulają się do siebie w nadziei, że jakoś si ogrzeją jedno od drugiego. Uliczni sprzedawcy stój w bramac h oferując cukierki i tytoń. Mają małe pudełk zawieszone na szyjach. W pudełkach po kilka paczek pa pierosów i gar ść cukierków zrobionych bez grama cukri słodzonych sacharyną.

Przez wystawową szybę widzę odbicia ró żnych ludzi Ten widok jest mi już dobrze znany: biedny człowiel wchodzi, żeby kupić ćwierć funta chleba, i wychodzi. N; ulicy łapczywie rozrywa gliniastą masę i pakuje do ust Na jego twarzy pojawia się wyraz zadowolenia, a pc chwili cały kawałek chleba znika. Teraz jego twarz wyraża smutek. Grzebie po kieszeniach i wyciąga ostatniego miedziaka... nie wystarczy na nic. Wszystko, co może teraz zrobić, to położyć się na śniegu i czekać na śmierć. A może pój ść do administracji Gminy? Nie ma po co. Są tam już setki takich jak on. Kobieta za ladą, która ich obsługuje i wysłuchuje ich żalów, jest poczciwa, uśmiecha się i mówi, żeby wrócili za tydzie ń. Każdy musi czekać na swoją kolej, ale tylko niektórzy prze żyją następny tydzień. Zniszczy ich głód i pewnego ranka

zostanie znalezione w śniegu kolejne ciało starego mężczyzny o sinej twarzy i zaciśniętych pięściach.

51

Jakie są ostatnie myśli tych ludzi? Co powoduje, że tak kurczowo zaciskają dłonie? Z pewnością ostatnie spojrzenie rzucają na wystawę sklepu po przeciwnej stronie ulicy, na której poło żyli się, by umrzeć. Widzą tam biały chleb, ser, a nawet ciasta i zapadają w swój ostatni sen marząc o ugryzieniu kawałka chleba.

Co dzień zwiększa się na ulicach getta liczba tych „ śniących o chlebie". Ich oczy przesłania mgła należąca do innego świata. Zazwyczaj siedzą naprzeciw okien wystawowych sklepów spożywczych, ale ich oczy nie widzą już bochenków le żących za szybą jak w jakimś dalekim, nieosiągalnym niebie.

Gdy się już porządnie napatrzę i serce po brzegi wypełni mi smutek, wracam do mojego ciepłego pokoiku, w którym mog ę poczuć apetyczny zapach dobrego jedzenia. Moje marzenia o wolności znikają. Jestem głodna. Teraz moim jedynym pragnieniem jest napełnienie żołądka.

15 lutego 1941

Ulice getta są zamykane jedna po drugiej. Teraz przy pracach murarskich są zatrudniani tylko Polacy. Hitlerowcy nie ufają już żydowskim murarzom, którzy rozmy ślnie zostawiali w wielu miejscach luźne cegły, żeby przemycać żywność bądź uciekać w nocy przez te otwory „na drugą stronę".

Teraz mury rosną coraz wyżej i wyżej i nie ma już luźnych cegieł. Szczyt muru pokryty jest grubą warstwą gliny zmieszanej z tłuczonym szkłem, żeby pociąć ręce ludzi próbuj ących ucieczki. Ale Żydzi wciąż wynajdują nowe sposoby. Rury kanalizacyjne nie zostały odcięte

— t ą drogą otrzymuje się małe worki mąki, cukru, kaszy - inne artykuły. Podczas ciemnych nocy próbuj ą robić

52

dziury w murach. Usunięcie jednej cegły wystarcza. Przygotowuje się specjalne paczki odpowiadające wymiarami tym otworom.

Są także inne sposoby. Na granicy między gettem a „drug ą stroną" jest wiele zbombardowanych domów. Piwnice tych domów cz ęsto tworzą długie tunele ciągnące się przez trzy, cztery czy pięć posesji. Większa część szmuglu idzie właśnie tędy. Niemcy wiedzą o tym, ale nie są w stanie kontrolować całego ruchu.

Obecnie hitlerowcy odcinają od getta większe i nowocześniejsze mieszkania. Wiele ulic podzielono na dwie części: jedna należy do getta, druga do strony „aryjskiej". Środkiem biegną druty kolczaste lub mury. Drżymy, że to samo spotka Sienną, na której mieszkamy, bo właśnie tutaj są najpiękniejsze mieszkania w całej dzielnicy.

27 lutego 1941

Administracja Gminy Żydowskiej kończy przygotowania do otwarcia kursów rysunku technicznego, architektury i grafiki. Ja też się zapisałam. Dostałam pisany na maszynie prospekt, który wyja śnia, że kurs zostaje otwarty za specjalną zgodą władz niemieckich i jest częścią ogólnego programu szkolenia ślusarzy, elektrotechników i innych rzemie ślników spośród młodzie ży żydowskiej nie posiadającej zawodu. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że prawdziwym zamiarem Niemców jest wyszkolenie robotn ików dla ich przemysłu wojennego

— robotników pracuj ących za darmo.

Kursy metalurgiczne i pokrewne będą się odbywały w budynku Gminy na Grzybowskiej 26, a rysunku technicznego na Siennej 16 — niedaleko mego domu. Nie będę narażona na niebezpieczeństwo chodzenia do szkoły przez wiele ulic. Kurs trwać będzie sześć miesięcy, a czesne wynosi dwadzieścia pięć złotych za miesiąc. Jest także pew-

53

na liczba stypendiów dla biednych, a zdolnych uczni ów. Kiedy poszłam si ę zapisać, zobaczyłam wiele znajomych twarzy, między innymi Marka Ungera, mojego akompaniatora, i Manfreda Rubina, przewodniczącego Klubu Młodzieży naszego bloku. Jest prawie sześciuset kandydatów, cho ć miejsc niewiele — kilkadziesi ąt zaledwie. Niestety

„plecy" odgrywaj ą dużą rolę w wyborze studentów.

Pocz ątkowo buntowałam się przeciw

temu, ale kiedy zorientowałam się, że moje szansę na przyjęcie są słabe — ostatecznie

zdecydowałam się skorzystać z tego środka.

 

20 lutego 1941

 

 

Dziś poszłam

odwiedzić szkolną koleżankę z

Łodzi, Lol ę Rubin. Bardzo podziwiam

jej odwagę. Ta

siedemnastoletnia dziewczyna utrzymuje siebie i dziesięcioletniego

braciszka. Ich rodzice zostali w łódzkim getcie. Lo li Rubin udało się gdzieś zdobyć fałszywą metrykę z katolickim nazwiskiem i dzięki temu magicznemu papierkowi zarabia na życie. Często chodzi na stronę ,,aryjską", kupuje ró żne drobiazgi, które s ą w getcie nie do dostania, a po,tem odsprzedaje znajomym z dobrym zyskiem. Zazwyczaj przekracza granicę przez gmach Sądów na Lesznie, s ą tam sądzeni i Żydzi, i goje. Z jednej strony gmach wychodzi na ulice Ogrodową i Białą, które s ąsiadują ze stroną „aryjsk ą". Tam Lola wciska się w tłum Polaków przychodz ących do sądu.

Lola ma maleńki pokoik i przyjmuje wielu gości. Dziś spotkałam u niej interesującego osobnika; nazywa się Mickey Mundstuck i jest karłem. Ma dwadzieścia cztery lata, pochodzi z Lipska, mówi po niemiecku i angielsku. O powiedział nam dziwną historię swojego życia. Kiedy miał osiem lat, ojciec zabrał go do Hollywood. Został tam cudownym dzieckiem i grał w ró żnych filmach. Żeby kon-54

tynuować karierę, musiał dzieckiem pozostać, ale ponieważ zaczął rosnąć, jego ojciec zdecydował poddać go operacji hamującej wzrost. Nie przyniosła jednak pożądanego efektu. Pojawiły się bowiem inne cudowne dzieci i kariera filmowa Mickeya skończyła się. Opuścił Hollywood i wrócił do Niemiec w 1933 roku. Nazi ści właśnie doszli do władzy i wysłali jego ojca do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie zmarł. Mickey został sam, a kilka miesięcy temu deportowano go do Warszawy. Teraz dwudziestoczteroletni karzeł utrzymuje się ucząc angielskiego.

25 lutego 1941

Od trzech tygodni chodzę na kurs grafiki. Atmosfera jest przyjemna, czuję się, jakbym codziennie odwiedzała na parę godzin inny świat, świat daleki od upiornego życia getta. Lekcje trwają od dziewiątej rano do drugiej trzydzieści po południu, składają się na nie przedmioty teoretyczne i ćwiczenia praktyczne. Przedmioty teoretyczne to historia sztuki, architektury, kostiumologii i ró żnych rodzajów rysunków poczynaj ąc od figur geometrycznych, a kończąc na światłodruku, ornamentacji i liternictwie.

Profesorami rysunku są Hilf, artysta wiedeński, oraz Greiffenberg — znany warszawski projektant. Geometrii i historii architektury uczy inżynier Goldberg, twórca najnowocześniejszego gmachu rządowego Warszawy. Jest szczególnie popularny w śród studentów.

Młodzi ludzie uczęszczający na kurs są w ró żnym wieku — najmłodszy ma pi ętnaście lat, najstarszy trzydzieści. Niektórzy pracowali ju ż przed wojną jako kreślarze, a niektórzy byli nawet znanymi malarzami. Jest też kilku dyplomowanych inżynierów. Wi ększość kursantów to mężczyźni — istnieje wa żny powód tego stanu rzeczy. Ostatnio Żydzi (mężczyźni) są masowo łapani i wysyłani

55

do obozów pracy, z których nikt nie wraca. Niemcy w ysyłają teraz ludzi głównie w okolice Bugu, gdzie zatrudniają ich przy budowie fortyfikacji w pobliżu radzieckiej granicy. Słuchacze kursów organizowanych przez Gmin ę nie są wysyłani do obozów pracy, ale zaraz po ukończeniu kursu mają obowiązek „ochotniczo" zgłasza ć się do niemieckiego urzędu

zatrudnienia. Ale któ ż by się przejmował tym, co może się zdarzyć za osiem miesięcy? Do tego czasu wojna może się skończyć. Ale nic dziwnego, że większość studentów stanowi ą mężczyźni. Gmina też ich popiera, bo na razie dziewczętom nie grożą obozy pracy.

Rozdział III ŻYCIE TOCZY SIĘ 28 lutego 1941

Brak chleba staje się coraz bardziej dotkliwy. Dostajemy bardzo mało na oficjalne kartki żywnościowe, a na czarnym rynku funt chleba kosztuje teraz dziesięć złotych. Chleb jest czarny i smakuje jak trociny. Biały chleb kosztuje od piętnastu do siedemnastu złotych. Po stronie „aryjskiej" ceny s ą dużo niższe. Wielu studentów przychodzi na lekcje z pustym żołądkiem — codziennie organizujemy dla nich zbiórk ę chleba. Jeszcze tragiczniejszy jest los naszych żywych modeli. Ostatnio rysowaliśmy wiele portretów; naszym ulubionym tematem jest „N ędza". Modeli nie brakuje. Ustawiają się w kolejce, żeby zarobić parę groszy pozując nam. Często zasypiają na podium i wtedy z zamkniętymi oczyma wyglądają jak martwi. Kierownik kursu płaci dwa złote za dwie godziny pozowania, a my zbieramy po kilka kawałków chleba dla ka żdego modela. Wczoraj pozowała nam jedenastoletnia dziewczynka o pięknych, czarnych oczach. Przez cały czas, gdy pracowaliśmy, drżała z zimna i ciężko było nam rysować ją. Ktoś zaproponował, żeby dać jej coś do jedzenia. Dziewczynka trzęsąc się przełknęła tylko część chleba, jaki dla niej zebraliśmy, a resztę troskliwie zawinęła w kawałek

gazety. „To b ędzie dla mojego małego braciszka — powiedziała. — C

zeka w domu, żebym

mu

 

57

 

coś przyniosła." Potem siedziała już spokojnie przez cały czas.

 

Raz musieliśmy wynieść z klasy pewnego staruszka; zemdlał z głodu i nie był nawet w stanie dokończyć chleba, który śmy mu dali.

4 kwietnia 1941

Liczba szkół i kursów zawodowych w getcie wzrasta. Organizacja ORT [Towarzystwo Szerzenia Pracy Zawodowej i Rolniczej wśród Żydów] otworzyła specjalny kurs dla dziewcząt pod kierownictwem Romy Brandes, żony adwokata, przywódcy żydowskich socjalistów, który uciekł za granic ę. Na kursach tych są następujące specjalności: krawiectwo damskie, ubranka dziecięce, ręka-wicznictwo, modniarstwo, kaletnictwo i wyrób szt ucznych kwiatów. ORT ma dwie sale na ulicy Leszno 13 i na N alewkach 13. Moja siostra, Anna, zapisała się na kurs szycia dziecinnych ubrań; ma dwie lekcje rano i dwie po południu. Na kursy uczęszcza duża liczba dziewcząt. Robią buciki dla sierocińców, w których prawie wszystkie dzieci są bose. Ponieważ skóra jest niedost ępna, zbiera się w getcie i zanosi do szkoły stare pilśniowe kapelusze, które si ę tu czyści i przerabia na ró żne rodzaje obuwia. Na podeszwy uczennice zużywają dwie lub trzy warstwy filcu, albo skór ę ze starych butów ofiarowanych na ten cel przez zamożniejszych mieszkańców getta. Dziewcz ęta pracują chętnie, bo wiedzą, jak wiele małych, zmarzniętych stopek czeka na efekt ich pracy; nikt też nie żąda zapłaty.

W ogóle dzieciom po święca się wiele uwagi. W licznych domach istnieją specjalne komitety, które pomagaj ą w zaopatrywaniu sierot. W naszym domu na przykład gotuje się codziennie kociołek zupy dla szpitala dziecięcego Mattiasa Bersona na Siennej. Są też rozmaite or-

58

ganizacje mające na celu niesienie pomocy dzieciom Szczególnie p opularne są tzw. komitety łyżkowe, które zbieraj ą po łyżce cukru albo po dwie łyżki mąki czy płatków owsianych dwa razy w tygodniu od każdego lokatora domu. Zbiera się także ziemniaki, marchewkę, buraki, kapustę i inne produkty żywnościowe.

Koło młodzieży z naszego domu przy Siennej 41 pomaga Domowi Sierot dr. Janusza Korczaka. Każdego dnia dwoje spośród nas przeprowadza zbiórk ę i wszyscy —? nawet ci,

którzy sami potrzebuj ą pomocy — ch ętnie dają coś dla majych podopiecznych dr. Korczaka. Nazwiska ofiarodawców i list ę darów wywieszamy na bramie domu.

Obecnie domy dziecka utrzymują się niemal wyłącznie z takich zbiórek, bo ró żne organizacje Gminy muszą poświęcać się tysiącom bezdomnych uchodźców, którzy co dzie ń przybywają do getta.

9 kwietnia 1941

Nasza grupa teatralna kontynuuje występy. Powszechnie wiadomo, że co poniedziałek cała młodzież z tzw. małego getta zbiera się, by oglądać przedstawienia ŁZY. Jeste śmy już teraz starym i doświadczonym zespołem. Początkowo było wiele takich grup, ale większość z nich działała niedługo.

Na Siennej pod szesnastym, w domu, w którym odbywaj ą się zajęcia naszego kursu grafiki, otwarto nową kawiarnię kierowaną przez Tatianę Epstein. Kelnerkami są panie z najlepszego towarzystwa. W kawiarni występują słynni artyści — w śród nich wirtuoz, Władysław Szpilman. Za kilka dni kawiarnia ma zamiar ogłosić konkurs młodych talentów. Nagrod ą jest tygodniowy kontrakt na występy, z dobrą gażą. Wpisałam się na listę uczestników.

Sf

14 kwietnia 1941

Dzisiejsze przedstawienie było dla mnie wielkim osobistym przeżyciem. Zaproponowałam, byśmy z okazji Paschy włączyli do programu coś z „Agady" *, a że w naszej grupie jestem najlepszą uczennicą na lekcjach hebrajskiego — przypadł mi zaszczyt re cytowania plag. Przy bardzo rytmicznym akompaniamencie fortepianu ciskałam dziesięć plag, których ka żdy Żyd w getcie życzy nazistom. Cała publiczność powtarzała po mnie te słowa i wraz ze mną wyrażała w duchu pragnienie zniszczenia nowych Egipcjan tak szybko, jak to tylko możliwe...

Ale na razie gniew Boga ciężko doświadcza Jego wybrany naród. 20 kwietnia 1941

Konkurs w kawiarni był kolosalnym sukcesem. W ciągu trzech dni jego trwania sala była wypełniona po brzegi. Przyznano nagrody za śpiew, taniec, recytację i grę na instrumentach. Pierwszą nagrodę w dziedzinie tańca wygrała Stanisława Rapel, uczennica Janiny Pruszyckiej. Sześcioletni chłopiec, uczeń Władysława Szpilmana, otrzymał pierwsz ą nagrodę za grę na fortepianie. Ten maluch jest prawdziwym geniuszem i absolutnym wirtuozem. Mnie przypadła pierwsza nagroda za lekkie piosenki jazzowe śpiewane po angielsku; jak zwykle akompaniował mi Romek Kowalski.

Rozdanie nagród odbywało si ę w atmosferze ogromnego podniecenia i entuzjazmu. Jury składało się z Władysława Szpilmana, Heleny Ostrowskiej — popul arnej piosenkarki, wydawcy Stefana Pompera, żony architekta

* Agada — cz ęść Talmudu złożona z opowieści ludowych, legend, aforyzmów i poucze ń moralnych (przyp. tłum.).

60

Beli Gełbard, która jest znanym mecenasem sztuki, a także właścicielki kawiarni — Tatiany Epstein.

Życie artystyczne w getcie kwitnie. Na Nowolipiu działa —? pod kierownictwem aktorki, Diany Blumfeld, żony Jonasa Turkowa — mały teatr wystawiaj ący sztuki w języku nowohebrajskim (jidj sz), zwany „Azazel". Na Nowoli pkach [Nowy] Teatr Kameralny daje przedstawienia w języku polskim. Od czterech tygodni grają w nim popularną komedię pióra czeskiego dramaturga, Polaczka, pod tytułem: „Dokto r Berghof przyjmuje od drugiej do czwartej". Gwiazdami tego teatru są: Michał Znicz, Aleksander Borowicz i Władysław Gliczyński.

Wielkie sukcesy odnosi Teatr Femina na Lesznie. Można w nim zobaczyć Aleksandra Minowicza, Helenę Ostrowską, Franciszkę Man, która wygrała mi ędzynarodowy konkurs

tańca, Kinelskiego, Pr szycką wraz z jej baletem, Noemi Wentland i wiele .„nnyc h znakomitości,

0 których

żydowskim pochodzeniu nikt przed wojną nie wiedział.

Na

repertuar „Feminy"

składają

się rewie

 

 

1 operetki. Ostatnio wystawiono „Barona Kimmela" i rewię, w której

przede wszystkim

prezentowano skecze i piosenki o Judenracie. Była to ostra satyra skierowana przeciw

„rz ądowi" i „ministrom" getta. Wiele miejsca po święcono pewnym biurokratom z

administracji Gminy, ale ogólnie rzecz bior ąc odniosłam wrażenie,

że zespół przesadził, a

może nawet był nie całkiem fair, szczególnie w stosunk u do prezesa Gminy, inżyniera Czerniako-wa, którego pozycja jest nie do pozazdros zczenia.

To prawda, że Czerniakow często jeździ na spotkania z gubernatorem Frankiem, ale za każdym razem wraca załamany. Spoczywa na nim ogromny ciężar odpowiedzialności za wszystko, co dzieje się w getcie. Na przykład, gdy tylko Niemcy wykryją, że ktoś rozpowszechnia

61

nielegalną prasę, biorą zakładników spo śród członków administracji Gminy, któr ą celowo rozszerzyli i która teraz składa si ę z najwybitniejszych osób. Ludzie ci wykazuj ą nadzwyczajną godność i odwagę, lecz często płacą za to własnym życiem. Cała ta sytuacja z pewnością nie jest odpowiednim obiektem dla satyry.

Prezes Czerniakow mieszka na Elektoralnej 26. Często bywam w tym domu, bo mieszka tam jeden z moich kolegów, a nigdy nie spotkałam prezes a na klatce czy na ulicy. Rzadko wychodzi, bo bardzo jest zajęty swymi ciężkimi obowiązkami. Niełatwo się z nim zobaczyć; trzeba przejść przez liczne sekretarki i recepcjonistów przy okra towanych okienkach oraz przez ró żne biura. Przeciętny obywatel musi czekać trzy tygodnie, żeby dostać się do prezesa; przez ten czas często upragniona rozmowa traci aktualność i niedoszły petent rezygnuje. Miałam okazję zobaczyć prezesa Czerniakowa podczas jego odwiedzin w naszej szkole. Jest to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z szeroką, stanowczą twarzą. Ubrany zawsze na czarno i nosi okulary. Wygląda poważnie, ale łagodnie. Nigdy nie widziałam, żeby się uśmiechał, ale to całkiem zrozumiałe, jeśli się weźmie pod uwagę odpowiedzialność, jaka na nim spoczywa. Mieć codziennie do czynienia z Niemcami, a jednocześnie przyjmować skargi i zażalenia głodujących, zgorzkniałych i nieufnych ludzi — to doprawdy obowiązek nie do pozazdroszczenia. Wcale się nie dziwię, że zawsze jest taki ponury.

Prezesowi Czerniakowowi podczas odwiedzin w naszej szkole zawsze towarzyszy inżynier Jaszuński, dyrektor sieci szkół getta. Jaszu ński jest prawie równie wysoki jak Czerniakow, nosi kozią bródk ę i ma szerokie brwi, które

62

nadają jego łagodnej twarzy jeszcze bardziej dobrotliwy wyraz. Jest człowiekiem o ogromnej wiedzy i bardzo się interesuje naszą pracą.

Gdy przychodzą, oglądają portrety, rysunki, wzory nowoczesnego liternictwa, projekty domów i rysunki techniczne. Sami jeste śmy zdumieni postępami, jakie uczyniliśmy w tak krótkim czasie. Ja osobi ście nie wiedziałam nawet, jak trzymać ołówek, kiedy przyszłam po raz pierwszy do szkoły, a jednak nauczyłam się wiele podczas tych dwóch miesi ęcy.

27 kwietnia 1941

Dziś po raz kolejny przyszli do szkoły Niemcy. Ostatnio pojawiają się coraz częściej. Gd^ tylko ich szary automobil wjeżdża w naszą ulicę i widzimy przez okno grupę wysiadających oficerów w żółtych mundurach z czerwonymi opaskami i swastyka mi, w klasie zaczyna się ogromny ruch. Nauczyciele wyciągają z teczek najlepsze prace uczniów. My pospiesznie zakładamy opaski z gwiazdą, które nale ży nosić także na okryciach i swetrach. Szybko robimy porządek. Boże broń, żeby Niemcy znaleźli na podłodze choćby ścinek papieru.

Wchodzą wyniośli, pewnym krokiem. W sali panuje śmiertelna cisza. Inżynier Goldberg świetnie znający niemiecki wita wizytatorów. Odpowiada na ich pyt ania i pokazuje najlepsze rysunki. Niemcy nie są zainteresowani ilustracjami ani projektami architektonicznymi; najwięcej uwagi poświęcają rysunkom technicznym, przy których zatrzymuj ą się długo i krytykują każdy szczegół. Przed wyj ściem sprawdzają nasze opaski i jeśli trafią na jakąś trochę pogniecioną, krzyczą i grożą, że zamkną szkołę. Gdy tylko szare auto odjedzie, oddychamy z ulgą i wracamy do pracy. ,

63

20 maja 1941

Po drugiej stronie kolczastych drutów króluje wiosn a. Z mojego okna widzę młode dziewczyny z bukiecikami fiołków spaceruj ące „aryjsk ą" stroną ulicy. Czuję nawet słodki zapach rozwijających się na drzewach pączków. Ale w getcie nie ma ani śladu wiosny. Tutaj promienie słońca pochłaniane są przez ciężkie, szare płyty chodników. Na nielicznych parapetach kiełkują długie i cienkie łodyżki cebuli, raczej żółte ni ż zielone. Gdzież się podziały moje cudowne wiosenne dni z dawnych lat, wesołe spacery w parku, narcyzy, bzy i magnolie, które wypełniały mój pokój? Dzi ś nie mamy ani kwiatów, ani w ogóle żadnych zielonych roślin.

To moja druga wiosna w getcie. Na wózkach z warzywa mi widać tylko brudną rzepę i zeszłoroczną marchew. Obok wozy pełne cuchnących ryb — male ńkich, rozkładających się rybek. Po jeden złoty za funt. Te ryby stanowią teraz najważniejszy produkt żywnościowy w getcie. Jedyny, jaki Niemcy dopuścili do wolnej sprzedaży. Oczywiście można też dostać mięso, kurczaki i nawet prawdziwego karpia na szabas. Bazar na Lesznie dysponuje wszystkim, czego dusza zapragnie — ale kurczaki kos ztują po dwadzieścia złotych za funt. Koszerne mięso i ryby są jeszcze droższe; mogą sobie na to pozwolić tylko ci, którzy maj ą duże zasoby pieniężne, a takich ludzi zostało już w getcie bardzo niewielu.

Kuchnie Gminy wciąż jeszcze są otwarte, można w nich dostać za trzydzieści groszy talerz zupy składającej się z gorącej wody i pływających w niej kartofli. Administracja Gminy ma też kuchnię dla swoich pracowników — gotuje si ę w niej zupę z grysikiem, ale porcja kosztuje złotego.

Kierownikiem wydziału żywności w administracji Gminy jest Abraham Gepner. Kontroluje on ró żne, otwarte

64

ostatnio w getcie, fabryki zajmujące się produkcją żywności — przede wszystkim „miodu" i marmolady. Marmoladę robi się z marchwi i buraków słodzonych sacharyn ą. „Miód" wytwarzany jest z żółto-br ązowej melasy. Jedyną wartością tego produktu jest jego naturalna słodkość. Ale kromka chleba z tikim nawet miodem jest poza zasięgiem większości mieszkańców getta.

Jest jednak także drugie oblicze getta. Pojawiły się bowiem nowe kawiarnie i drogie magazyny spożywcze, w których wszystko mo żna dostać. Na Siennej i Lesznie widzi się kobiety w eleganckich płaszczach i sukniach modelowanych przez najlepszych krawców. Getto ma nawet swoją własną v~' aę. Większość kobiet nosi długie żakiety bez kołnierzyKÓw i klap, tak zwane „francuskie blezery" i układane s pódnice. Kapelusze s ą przeważnie małe, okrągłe i bardzo wysokie. Szalenie modne są także wysokie buty na korku. Najmodniejsze kolory to szary i ciemnoczerwony. Jeśli pogoda jest ładna, widuje się piękne suknie z francuskiego jedwabiu w duże kwiaty.

Elegancki świat spotyka się w „Caf<§ Sztuka", na Lesznie, w najpopularniejszym miejscu getta. Przy gustownie nakrytych stołach i dźwiękach świetnej orkiestry bawią się zamożne klasy getta. Dokładnie tak samo jak przed wojną: plotkują i omawiają ostatnią modę. Słuchają piosenkarki, Very Grań, która odnosi ogromne sukcesy. Na Lesznie s ą też inne kawiarnie. W „Cafe" pod Fontann ą" grywa Władysław Szpilman.

W „małym" getcie, na Ogrodowej, otworzono kawiarni ę na świeżym powietrzu. Nazywa się „Bajka". Jest troch ę trawy i dwa drzewa. To miejsce po kompletnie zburzonym domu. Z boku stoi jeszcze ściana z wypalonymi oknami. Idealna dekoracja. Niedaleko nowej kawiarni znajduje się „pla ża" — kawałek ziemi, na którym ustawiono le żaki. Za dwa złote można się tu pławić w słońcu

65

5 — Pzjennik...

. przez cały dzień. Obowiązują stroje plażowe, najwyraźniej po to, by stworzyć nastrój prawdziwej plaży.

Miejsca po zburzonych domach wykorzystywane są na rozmaite sposoby, byle tylko zyskać więcej powierzchni do życia. Pod tym względem dużą energię wykazuje utworzone niedawno towarzystwo Toporol [Towarzystwo Popierania Rolnictwa]. Jego zadaniem jest popularyzowanie ogródków uprawianych przez ludno ść. Wszystkie wolne skrawki ziemi zostały zarekwirowane przez Gminę i przekazane Toporolowi. Setki młodych dziewcząt i chłopców uprawiaj ą działki przy wyburzonych domach, na podwórzach i u licach. Niezależnie od tego władze niemieckie pozwalają dużej grupie ochotników na codzienne opuszczanie getta i uprawianie pól poza miastem. Ta praca daje młodzieży okazję do zaczerpnięcia świeżego powietrza. Większość członków tej grupy stanowi ą młodzi syjoniści, którzy wierz ą, że w jakiś cudowny sposób uda im si ę dostać do Palestyny. Dlatego są zadowoleni ze zdobywania rolniczych doświadczeń.

Z uczuciem dumy patrzę na szeregi chłopców i dziewcz ąt maszerujące ulicami getta po zakończonej pracy. Wszyscy są ogorzali od słońca, odświeżeni wolnym powietrzem, którym oddychają w polu za miastem. Z ich chlebaków wystaj ą czerwone rzodkiewki i złota młoda marchew. Każdy niesie bochenek świeżego chleba otrzymany od chłopów. Oficjalnie nie' wolno wnosić chleba do getta, ale w tym wypadku Niemcy pozwalają, bo potrzebują pracy tych młodych ludzi.

Toporol dąży do uprawiania jak największej ilości warzyw na terenie getta. Pojawiły się już na rynku pierwsze wyhodowane tu rzodkiewki. Miejscowe warzywa uzupełniają rynek przemytu. Tu i ówdzie mo żna zobaczyć na wózku małe kupki szpinaku, a w niektórych witrynach widzi się nawet wspaniałe szparagi po osiem złotych za funt. Jest też dużo młodej cebuli po dwadzieścia groszy pęczek. Wszystko to hoduje się na grządkach, w skrzyniach, na dachach, okiennych parapetach i w ró żnych zakamarkach.

5 czerwca 1941

W getcie pojawił się nowy środek transportu: przez okno naszej szkoły zobaczyłam dziś po raz pierwszy tramwaj konny. Jeden z naszych nauczycieli, starszy już mężczyzna, zauważył żartobliwie, że najwyraźniej robi się coraz młodszy, bo nagle wracają dni jego dzieciństwa, kiedy to w Warszawie były tylko konne tramwaje. Mnie nie było jeszcze wtedy na świecie i jedyne, co mi się kojarzy z tym widokiem, to czasy Napoleona.

Omnibusy 1941 roku zwane są kohn-hellerkami od nazwisk założycieli spółki transportowej. Są to drewniane wagony z oknami, wyglądają jak zwykłe tramwaje: górna cz ęść pomalowana jest na żółto, dolna na niebiesko, a w środku znajduje się biała gwiazda Dawida z napisem TKO (Towarzystwo Konnych Omnibusów). Pojazd taki po rusza się na wysokich kołach i sprawia wrażenie gigantycznej żółto-niebieskiej opaski na r ękę. Woźnica i konduktor noszą specjalne, ciemne mundury. Bilet kosztuje dwadzieścia groszy. Często woźnica zatrzymuje omnibus w środku trasy, żeby „zatankowa ć", to znaczy napoić dwie wychudzone i zmordowane szkapiny, które ledwo ci ągną zatłoczony wóz.

Omnibusy należą do prywatnego przedsiębiorstwa; oprócz Kohna i Hellera jest jeszcze pewna liczba udziałowców z mniejszymi wkładami, ale mówi się, że głównymi wspólnikami s ą panowie z gestapo, którzy dostali zezwolenie na to przedsięwzięcie.

A mury getta rosną coraz wyżej. Zasieki z kolczastego

67

 

:.??''?'(?''

'

.

drutu stopniowo ustępują ścianom z czerwonej cegły. §, W miejscach, w których getto od strony „aryjskiej" wci ąż jeszcze oddzielone jest tylko drutami, umieszczono napisy: Seuchensperrgebiet — Nur Durchfahr Gestattet. Jest to ostrzeżenie dla niemieckich żołnierzy, żeby nie wchodzili do strefy zakazanej, która ma by ć rzekomo siedliskiem zakaźnych chorób. Gmina Żydowska sama ma obowiązek dostarczania budulca na mury getta. W tym celu Rada Gminy powołała specjalny komitet, któremu nadano na zwę: Instandhal-tung der Seuchensperrmauren (konserwacja murów przeciw epide mii). Na czele komitetu stoi inżynier Mieczysław Lichtenbaum. Przyjmuje się teraz robotników, którzy maj ą dostarczać cegły na budowę. Bierze się je z całkowicie zburzonych domów — jest ich du żo. Mój młody wujek — dwudziestosześcioletni Percy — jest wła śnie zatrudniony przy zbieraniu cegieł z ruin. To niebezpieczna praca, a wynagrodzenie wynosi tylko dwadzieścia złotych dziennie, co z trudem wystarcza na dwa funty czarnego chleba. Nadzorcy robotników zatrudnionych przy rozbiórce zarabiaj ą dużo więcej, ale żeby zostać nadzorcą trzeba mieć „plecy".

Mojemu przyjacielowi, Romkowi Kowalskiemu, udało się zdobyć to miejsce. Ze względu na złą sytuację finansową zmuszony był porzucić kurs rysunku i szukać pra-. cy. Jego ojciec zginął podczas oblężenia Warszawy, więc Romek musi utrzymywać matkę i młodszą siostrę. Jak długo mieli co sprzedawać — jako ś sobie radzili, ale biżuteria i futra skończyły się i Romek musi pracować. Na szczęście inżynier Lichtenbaum jest jego krewnym i Romek nie miał trudności w otrzymaniu miejsca nadzorcy.

Jego obowiązkiem jest pilnowanie tempa pracy. Bardzo często cegły bierze się z budynków po stronie „aryjskiej".

68

Wtedy Romek zbiera swoją grupę, przeprowadza przez posterunek niemieckiej żandarmerii i podaje liczbę robotników hitlerowskiemu stra żnikowi. Odpowiada za nich, liczba robotników musi się zgadzać, gdy będą wracać do getta. Romek odpowiada także za szmugiel w tej grupie. Gdyby przy kimś znaleziono cokolwiek, zarówno winowajcy, jak jemu samemu grozi kara śmierci. Romek pracuje po dwanaście godzin dziennie — od siódmej rano do siódmej wieczór. Gdy wraca do domu, ledwo powłóczy nogami.

Wszystkim tym jest Romek przygnębiony. Chciałby się czegoś uczyć, robić w życiu coś wartościowego. Marzy, żeby zostać architektem, budować domy, a nie rozbierać je, jak teraz. To on musi szukać materiałów, dzi ęki którym zamuruj ą jego i jego braci w żywym grobie. Kiedy Romek nie jest zbyt zmęczony, wychodzimy na spacer. Teraz godzina policyjna zaczyna się o dziewiątej, a nie o ósmej. Spacerujemy po rozgrzanych ulic ach, topiącym się asfalcie, przygnębieni i z ciężkimi sercami. Na co możemy liczyć? Jeśli wojna potrwa jeszcze choćby jeden rok, nasze siły wyczerpią się. Nawet ci, którzy dzi ś mają jeszcze jakieś zasoby pieniężne, za rok nie będą mieli nic. Jedni odejdą wcześniej, drudzy pó źniej. Dla nikogo nie ma nadziei za murami getta.

Staram się odpędzać te myśli, ale Romek wciąż powtarza: „Czuj ę, że nie dożyję końca wojny". Daremnie próbuj ę go pocieszać. Uśmiecha się gorzko, gdy usiłuję dodać mu otuchy, i pokazując mi półmartwych, bezdomnych ludzi na ulicach mówi: „Za kilka tygodni i mnie zobaczysz wśród nich". Staram si ę odwracać jego uwagę od czarnych myśli, ale w głębi serca wiem, że ma rację.

Od czasu do czasu chodzimy do teatru. Ostatniej niedzieli byliśmy na porannym koncercie Marysi Ajzensztadt w „Feminie". Marysia ma dzie więtnaście lat, brązowe

69

włosy, jest średniego wzrostu i nieszczególnie ładna, ale głos m a niezwykły; nazywają ją „słowikiem getta". Jest córk ą byłego kierownika chóru w synagodze na Tłomac-kiem — teraz

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]