Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:

Berg Mary - Dziennik z getta warszawskiego

.pdf
Скачиваний:
74
Добавлен:
15.03.2015
Размер:
952.95 Кб
Скачать

Romek nie odpowiedział. Spróbował kilku innych melo dii, ale nic z tego nie wychodziło. Wreszcie wstał od fortepianu i usiadł obok mnie. „W iesz — szepn ął — mam

136

dziwne przeczucia w ten pierwszy dzień Nowego Ro zapamiętaj moje słowa."

Nie wiem, co miał na myśli, ale nawet w tym mr< mogłam wyczytać z jego oczu skrajną rozpacz.

Nieco pó źniej wszyscy zaczęliśmy mówi ć. Harry wiedział, że nasz zespół nie mo że nadal istnieć, bo wi szość członków odeszła i musieliby śmy znaleźć now; co nie jest łatwe. Nikt mu nie zaprzeczył. Najwyraź: wszyscy odczuwaliśmy to samo. Wszyscy byliśmy t nowani przez to samo uczucie apatii, spodziewar

końca.

O szóstej rano moi go ście zaczęli wychodzić. Roi wyszedł ostatni. O siódmej musiał by ć przy swoim rze.

16 stycznia 1942

Dziś był ostatni dzień oddawania futer. Hitlero dwukrotnie przesuwali termin, bo zdali sobie spraw* nikt się nie spieszy do oddania ich. Po drugim prz nięciu terminu zaczęli robić rewizje terroryzując li Przez trzy dni przed punktami zbiórki stały dł ugie lejki; ludzie zaczęli wreszcie wykonywać rozkaz. Niemcom nie będzie zbyt ciepło w naszych futrach. C nie udało się schować albo sprzedać — zostało po i zniszczone. Futra s ą pełne dziur, a kołnierze z kar łów i srebrnych lisów maj ą wystrzyżone włosy. W mian za oddane futra właściciele dostawali żółte św za które trzeba było wnie ść specjalną opłatę w wyso dwóch złotych.

Mówi si ę, że naziści chcą wykładać futrami buty nierzy, którzy marzn ą na rosyjskim froncie. Ale nie ło im się wywieźć wielu łupów z Warszawy, bo naj\ sze magazyny, któr e znajdowały się poza granicami ; zostały spalone przez działaczy podziemia.

137

Są już w sprzedaży ró żne substytuty mające zastąpić odcięte kołnierze i podpinki. Mieszkamy teraz na Chłodnej. Jako rodzina dozorcy zajmujemy dwa małe, ciemne pokoiki. Toalety nie ma. Gotujemy na małym żelaznym piecyku. Ściany pokryte są lodem, a gdy piecyk zaczyna grzać, lód topi si ę.

Ulica Chłodna, ze swą skomplikowaną geografią, przedstawia dziwny widok. Ruch ludzki także nie jest tu zwyczajny. Widać tłumy ludzi idące od rogu Żelaznej. Idą do drewnianego mostu, który jest wysoki na dwa pi ętra i łączy chodniki po obu stronach ulicy. Ludzie wypełniają most, z którego wida ć ulicę na jej całej długości. Chodniki są odgrodzone murami od jezdni, a między murami, jakby korytarzem, porusza się ludność „aryjska" i tramwaje. W połowie ulicy, między dwoma ścianami, stoi kościół Sw. Bororneusza otoczony starymi, rozłożystymi lipami.

Niedaleko naszego domu znajduje się Kapitol getta. Na Chłodnej 20 mieszka prezes Czerniakow, pułkownik Szeryński — szef żydowskiej policji i wysocy urzędnicy rozmaitych żydowskich instytucji. Firma fotograficzna Baum-Forbert ma ten sam adres i duży portret Czernia-kowa wisiał przed domem przez kilka dni.

Przewodniczący Biura Zaopatrzenia [Zakładu Zaopatrzenia], Gepner, a także komisarze policji Lejkin i Czer-wiński też mieszkają na Chłodnej. Komisarz Lejkin zajmuje mieszkanie w naszym domu. Przeprowadzili się na Chłodną równie ż Marysia Ajzensztadt — „słowik getta" — i wła ściciel kawiarni Hirschfeld.

Ludzie zamożni, posiadający środki na przekupienie urzędników z biura mieszkaniowego, dostali najlepsze mieszkania na tej ulicy, na które j stoi przecież wiele dużych, nowoczesnych domów. Chłodna jest w ogóle uwa-

138

żana za „arystokratyczn ą" ulicę getta, tak jak na początku Sienna.

Dozorcą pod numerem 8 jest inżynier Plonskier, który był poprzednio naszym s ąsiadem na Siennej. Na naszej ulicy mieszka też wielu lekarzy i niemal na każdej bramie jest tabliczka anonsująca lekarza lub dentystę.

O szóstej rano dozorcy musz ą usuwać śnieg z chodników, wi ęc komisarz Lejkin uczy byłych adwokatów i profesorów ich nowego zawodu. Cz ęsto sarn bierze do ręki łopatę czy miotłę i daje lekcje biednym intelektualistom, których palce nie przywykły do nowych narzędzi pracy. Mój ojciec ci ężko pracuje, a my pomagamy mu zmywając klatkę schodową i zamiatając podwórze. W naszym domu jest niewielu lokatorów i w pływ z nocnego otwierania drzwi po godzinie policyjnej osiąga zaledwie kilka złotych na noc — ułamek tego, co otrzymywaliśmy na Siennej. Ale ojciec ma jeszcze inne źródło dochodu. Na podwórzu jest piekarnia „Warszawianka". Co noc wozem przywozi si ę tu przemycaną mąkę i za każdym razem, gdy ojciec otwiera bramę, by wpuścić taki transport, otrzymuje pewną sumę pieniędzy; rano dostaje dwie małe świeże bułki jako dodatkową premię.

Jest to akceptowany zwyczaj we wszystkich domach, gdzie znajdują się piekarnie, i wielu dozorców otrzymuje nawet stały procent od warto ści szmuglowanych worków. Ale mój ojciec nie jest jeszcze tak zaawansowany w swojej nowej profesji.

5 lutego 1942

Dziś odbyła się skromna uroczystość rozdania nagród laureatom konkursu na plakat poświęcony zimowej zbiórce na pomoc społeczn ą. Zdobyłam pierwszą nagrodę — dwie ście złotych. Przewodniczący Czerniakow i inżynier

139

Jaszuński — dyrektor szkół Gminy — osobi ście wręczali pieniądze w kopertach i wygłaszali krótkie mowy do

laureatów.

Plakaty, które zdobyły nagrody, s ą kolorowe i wydrukowanie ich obecnie byłoby bardzo kosztowne. Na razie zostaną wywieszone w sali zebrań Gminy, a mniejsze- ? plakaty drukowane w dwóch kolorach b ędą używane podczas akcji pomocy.

20 lutego 1942

Mróz zbiera coraz wi ększe żniwo. Coraz więcej zamarzniętych ciał leży na ulicach. Leżą w pobliżu bram domów z podkulonymi nogami, zastygli w momen cie walki ze śmiercią. To straszny widok, od którego włos si ę jeży na głowie, ale przechodnie są do tego przyzwyczajeni.

Obecnie funt ziemniaków kosztuje dwa złote. Zaledwi e1 nieliczni w getcie wciąż jeszcze jedzą normalnie: kierownicy publicznych garkuchni, bardzo bogaci i przemytnicy żywności.

Tysiące robotników w getcie zale żą od szmuglerów, a ich sytuacja zmienia si ę zasadniczo z dnia na dzień. Jeśli poprzedniej nocy kilka dużych transportów jedzenia i surowców przedostało się do getta, ró żni podziemni robotnicy są zajęci; ale jeśli nastąpiła tak zwana „wsypa", czyli gestapo przej ęło kilka ładunków zbo ża, skóry i innych materiałów — warsztaty są puste i robotnicy

zostają głodni.

Istnieją setki tajnych ręcznych młynów, w których szmuglowane ziarno miele s ię na mąkę. Plewy są także sprzedawane jako specjalny rodzaj mąki na czarne placki. Smakują jak siano. Tajne młyny ręczne są ukryte w piwnicach, na strychach i w specjalnie zbudowanych ziemiankach. Działają przez całą dobę, ale ściśle przestrzega się ośmiogo-

140

dzinnego dnia pracy. Dbają o to działające nielegalnie związki zawodowe, ludzie pracują regularnie na trzy zmiany. Praca polegająca na stałym obracaniu korbą młyna jest ciężka, ale dobrze płatna. Przeciętnie wprawiony robotnik zarabia dwadzieścia do trzydziestu złotych dziennie, a nocna zmiana otrzymuje 50 procent

premii.

W tych ręcznych młynach robi się też ró żne rodzaje kasz. Ostatnio Tadek Szajer, bez wiedzy ojca, podjął pracę w takiej fabryce kasz. Sumienie każe mu wykonywać ró żne pożyteczne prace, bo —? jak mi powiedział — nie chce żyć z nieuczciwych dochodów ojca. Dzi ś przyszedł mnie odwiedzić bezpośrednio po pracy i pokazywał palce pokryte odciskami od stałego obracania korbą młyna.

Wydaje mi się, że robi to tylko w celu wywarcia wrażenia na mnie, bo jak dotąd nie wyprowadził się z komfortowego mieszkania swego ojca i nie zrezygnował z wystawnych posiłków.

Są też w getcie małe zakłady wytwarzające konserwy rybne; oczywiście z ryb zwanych „ śmierdziuchami". ?Ostatnio przemytnicy sprowadzili duży ładunek wędzonej flądry.

Przyprawiona smakuje jak dobry śledź, który •obecnie jest w Polsce nie do dostania. Z t ych ryb robi się rozmaite pasty do smarowania na chleb zamiast tłuszczów.

Niektóre sklepy wytwarzaj ą końską kiełbasę — prawdziwe tłuste salami. Ale to bardzo drogi produkt i tylko nieliczni mogą sobie nań pozwolić.

Rozmaite sklepy robią przeró żne cukierki. Żydowscy chemicy w getcie wymyślają nowe substytuty cukru i sztuczne syropy, które nadaj ą słodyczom dziwny smak. Skąd oni biorą składniki? Często wydaje mi się, że muszą znać tajemnicę manny. Może w dawnych czasach równie ż żydowscy chemicy wymyślali ró żne syropy i aromaty,

141

by przyprawić trawę, któr ą Żydzi jedli na pustyni? W getcie nie ma odpowiednich laboratoriów i chemicy robi ą te cuda w ró żnych norach i ciemnych piwnicach. Istnieją także tajne garbarnie, bo produkcja skóry jest ściśle kontrolowana przez nazistów. Skóra jest reglamentowana, a ilość nie wyprawionej skóry przydzielana dla getta przez hitlerowców tak mała, że nie zaspokaja nawet ułamka naszych potrzeb. Skórz ane buty są potwornie drogie; mimo to jednak jest specjalna moda na wysokie oficerki — nosz ą je ci, którzy mog ą sobie na to pozwolić. Moda ta obowiązuje zarówno m ężczyzn jak i kobiety. Cena pary takich butów wynosi około półtora tysi ąca

złotych.

Pojawiło się sporo farbiarń. Ze względu na brak materiałów pierze si ę i farbuje stare ubrania. Pod tym względem nasi chemicy też dokazują cudów. Mówi si ę, że farby robione są z cegieł z murów getta. M ądrale powiadają, że niebawem stopniowo cale mury zostaną zużyte przez chemików. Krawcy s ą bardzo zajęci przerabianiem farbowanych ubrań.

Największe interesy w getcie robią lekarze i apteki. Lekarze pracują w szpitalach i mają rozległe praktyki prywatne, ale są bezradni, gdy przychodzi do wypisania recepty. Wiedzą, że nawet najniezbędniejszych leków nie mo żna dostać w aptekach getta, bo hitlerowcy pozwalają tu dostarczać tylko minimalne ich ilości. Apteki są kontrolowane przez Gminę, a zatrudnieni w nich farmaceuci są jej urzędnikami. Ale ta kontrola była niewystarczająca, bo dość często biedni ludzie nie mogli zapłacić za swoje recepty. I tu znów wspaniałe osiągnięcia mają nasi

chemicy.

Tak więc można powiedzieć, że jesteśmy uniezależnieni od świata zewnętrznego. Nie tylko przestaliśmy sprowadzać ró żne artykuły, które nigdy przedtem nie były pro-

142

dukowane w getcie, ale nawet zaczęliśmy eksportować niektóre wyroby, jak na przykład papierosy, sacharynę, wino i likiery, buty, zegarki, a nawet biżuterię. Wszystkie te dobra muszą przejść przez T-ransferstelle, a wysokie opłaty celne wędrują do kieszeni urzędników gestapo. Oficjalnie robotnicy żydowscy produkują wyroby dla niemieckiej administracji, która zaopatruje ich w surowce, ale faktycznie urz ędnicy niemieccy pełnią funkcję dobrze opłacanych pośredników mi ędzy gettem a kupcami po stronie „aryjskiej".

22 lutego 1942

Dziś w szkole odbyła się pełna pasji dyskusja o poezji W przerwie Rachela Perelman, jedna ze studentek, wyciągnęła z kieszeni egzemplarz podziemnego pisma. Gazetka przedrukowała fragment poematu Juliana Tuwima „Kwiaty polskie", k tóry ten wielki polski poeta napisał gdzieś na wygnaniu. „Gdzie jest teraz Tuwim?" — zapytał k toś. „W Anglii albo w Ameryce"

— odpowiedziała Rachela.

Wszyscy stłoczyliśmy się wokół małej stroniczki gazety i czytali śmy strofy napisane przez poetę, którego śmy zawsze uwielbiali. Fakt, że wiersz pochodził z wolnego świata, dodatkowo nas emocjonował — spodziewali śmy się, że ten poeta, który jest Żydem, prześle nam słowa ukojenia.

Byliśmy rozczarowani. Wiersz był pełen miłości do Polski, mistrzowskie wersety zawierały wzniosłe symbole, ale nie było ani słowa otuchy, której tak bardzo byli śmy spragnieni. Dyskusja nad tym wierszem była dość gorąca. Niektórzy z nas krytykowali wielkiego poet ę, że nie jest tu teraz z nami; inni mówili, że to całe szczęście, że udało mu się uciec i będąc za granicą może skutecznie przekazywać

143

światu wiedzę o naszym gorzkim losie. „Ale czy on wie o wszystki m, co się dzieje w getcie?"

— zapytał który ś student.

Starałam się bronić Tuwima, który pochodzi z tego samego miasta, co ja . Pamiętałam go, jak przychodził do mego ojca kupować obrazy. „Mo że on cierpi na wygnaniu, może jego serce pełne jest tęsknoty do rodzinnej ziemi" •— powiedziałam.

Ale moje argumenty przyniosły marny skutek. Młodzi wielbiciele Tuwima oczekiwali od ulubionego poety poezji bardziej płomiennej w tych burzliwych czasach. Ale jednak wszyscy przyciskali do siebie ten mały skrawek papieru jak relikwię świętą, a niektórzy nawet przepisywali po parę wierszy. Ja też zapisałam fragment:

Więc jak pachniałeś, bzie warszawski, Kiedy, rażąca i nieznośna, Przyszła, ruiny strojąc w blaski, Nowej niewoli pierwsza wiosna?

24 lutego 1942

Wczoraj przyszła mnie odwiedzić Ewa Pikman ze swoją przyjaciółk ą, Bolą Rapaport. Prosiły mnie o słowa kilku angielskich piosenek, które śpiewałam na scenie. Bolą chce śpiewać W kawiarni i musi przygotować sobie repertuar. Obiecałam przygotować jej program. Jest uroczą dziewiętnastolatką, typowo południowej urody. Po chwili rozmowy odkryłam, że jej ojciec także jest obywatelem amerykańskim i aktualnie przebywa w obozie dla internowanych w Laufen — w Niemczech. Powiedziała, że kobiety także wkrótce zostan ą internowane. Muszę przekonać moją mamę, żeby zgłosiła na gestapo, że jest wrogim aliantem. Może będziemy internowani wraz z nią jako jej rodzina. Chodzą słuchy, że więźnio-

144

wie cywilni i jeńcy wojenni będą wkrótce w Ostatnio gettem wstrz ąsnęła sensacyjna \ Pułkownik Szeryński został aresztowany po str< skiej" podczas próby przemycenia futer na spr raz jest w więzieniu i nikt nie wie, co się z r

21 lutego 1942

Romek jest teraz zatrudniony przy budów wi ęzienia na Gęsiej — żydowska dzielnica W2 więc o kolejny gmach publiczny. Ciekawa jes za kryminaliści będą tam osadzani. Czy będą porywający paczki na ulicy, żeby zaspokoić głodujący jęczący ludzie, którzy le żą blisko mu że ci, którzy przekraczaj ą granice getta w pos pracy? Niemcy nałożyli karę śmierci za opuszc: i ostatnio kilka osób zastrzelono za to przest ę nikt się tym nie przejmuje — lepiej zosta ć zas niż umrzeć z głodu.

Na prowincji zakładają zamknięte dzielnice nawet w małych miasteczkach. Mimo to wi< opuszcza Warszawę i przenosi się do małych m gólnie w okolicy Lublina, bo tam jest tańsz<

Jednocześnie do Polski przyjeżdżają duże tran dów z Niemiec, Austrii i Czechosłowacji. Urr ich w gettach, gdzie z pewnością umrą z głoc Ostatnio duża liczba Żydów z zagranicy został zioną do Łodzi. Przewodnicz ący Łódzkiej E szych, osiemdziesi ęcioletni mężczyzna Rumko przeciwieństwie do naszego nieugiętego przev go Czerniakowa — jest swobodnie kierowan y zistów i traktuje mieszka ńców getta jak swo nych.

Rumkowski był ostatnio w Warszawie. Wi na ulicy Leszno spacerującego z jakimś wysos 145

nikiem Gminy. Jest siwy, ale dobrze zakonserwowany i ma sprężysty chód. Na r ękawie nosi żółt ą opaskę z napisem po niemiecku: „Prezes Gminy Żydowskiej Łodzi". Wszystkie wiadomości, jakie otrzymujemy z mego rodzinnego miasta za pośrednictwem poczty, zaczynają się od słów: „Przewodnicz ący Rumkowski informuje was, że rodzina taka-a-taka żyje i jest zdrowa". Wszelka inna , korespondencja jest zabroniona.

Przy bramach getta strzelanina zdarza się teraz coraz częściej. Najczęściej jest wywoływana przez jakiegoś strażnika, który chce si ę rozerwać. Każdego dnia, gdy idę do szkoły, nie jestem pewna, czy wróc ę do domu żywa. Muszę przejść obok dwóch najbardziej niebezpiecznych posterunków żandarmerii: na rogu Żelaznej i Chłodnej blisko mostu i na rogu Krochmalnej i Grzybowskiej. Na tym drugim posterunku zwykle stoi żandarm przezywany „Frankenstein" ze wzgl ędu na jego nieustanne okrucieństwo. Najwyraźniej żołnierz ten nie może spać spokojnie, jeśli nie zaliczy na swoje konto kilku ofiar w ciągu dnia; jest prawdziwym sadystą. Kiedy widzę go z daleka, wstrząsa mną dreszcz. Wygląda jak małpa: mały i krępy, z ciemną wykrzywioną twarzą. Dziś rano idąc do szkoły, gdy zbliżyłam się do rogu Krochmalnej i Grzybowskiej, zobaczyłam jego znajomą sylwetkę; torturował jakiegoś rikszarza, którego pojazd przejechał o cal bli żej bramy, niż zezwalają przepisy. Nieszczęsny człowiek leżał na krawężniku w kałuży krwi. Żółtawa ciecz płyn ęła z jego ust na chodnik. Po chwili zdałam sobie sprawę, że był już martwy. Kolejna ofiara niemieckiego sadysty. Krew była tak potwornie czerwona; ten widok wstrząsnął mną do głębi.

Rozdział X OKRUTNA WIOSNA 30 marca 1942

Robi się coraz cieplej. Wczoraj, po długie okropnego zimna, wreszcie nadeszła wiosi nasze podwórze nie jest pokryte asfaltem, skopali je robi ąc mały ogródek. Nasiona, kt ć w Toporolu, są już zasiane. Malutkie, ziel« rzodkiewki jako pierwsze wyjrzały z czarni sialiśmy też cebulę, marchewkę, rzepę i in Mamy nawet trochę kwiatów. A na pocz ą posadzimy pomidory i słoneczniki.

Kilka dni temu przybył do Warszawy trai z Gdańska. Widziałam, jak ich wprowadzę Same kobiety i dzieci. Deportowani nieśli el lizki i byli ubrani o wiele lepiej niż nasi lu< mężczyźni z tego transportu zostali wysłań obozu pracy w Treblince, najgorszego na 1 ralnej Guberni. Władze niemieckie obieca żonom i matkom, że ich mężczyźni wróc ą ] siącach pracy w obozie. O Treblince krą: sprawdzone wieści. Mówi si ę, że robotnicy r w barakach otoczonych poczwórnym drute: i kablem pod napi ęciem elektrycznym. Di brat przyjaciółki mojej matki , dostał prop< stanowiska naczelnego lekarza Treblinki; : względu na swoją okropną sytuację matę]

147

natychmiast wypłaciła jego rodzinie 5 000 złotych. To musi być bardzo ciężka praca, skoro płacą za nią tak dużo.

Rutka odwiedza nas już dość często. Wygląda dużo lepiej i z każdym dniem jest zdrowsza. Ale jej piękne srebrnoblond włosy zostały zgolone. Nosi perukę z własnych loków, która świetnie imituje jej zwykłą fryzurę. Rutka jest zawsze pogodna. Jej oczy płoną entuzjazmem, gdy opowiada o nauce, któr ą znów podj ęła po długiej chorobie. Uczęszcza do tajnego, prywatnego gimnazjum, którego głównym profesorem i organizatorem jest profesor

Taubenszlak. Rutka lubi się uczyć, jest bardzo zdolna. Jako nieodłączna przyjaciółka mojej siostry, Anny, razem z nią chodzi na lekcje angielskiego.

Za pośrednictwem Rutki dostaję codziennie listy od Tadka Szajera. Pracuje teraz bardzo ciężko. Powiedziałam mu, że nie chcę go więcej widzieć, bo rozmowa z nim denerwuje mnie. Prosił, żebym mu pozwoliła przynajmniej pisać. Ponieważ mieszka blisko Rutki, daje jej swoje listy. Napisane są na szarym papierze i z każdego słowa wionie szary smutek. Pisze, że tęskni za mną i myśli o mnie całymi dniami; że ciężko pracuje, a jego puste wieczory są tak beznadziejne... że jest samotny i czeka tylko na chwilę, w której znów mnie zobaczy. Opisuje wszystkie swoje smutki i troski; całe jego życie jest na tych szarych kartkach papieru. Romek pracuje jak dawniej. Teraz wygląda o wiele lepiej, nabrał trochę pewności siebie, może dlatego, że ma wyższe zarobki — zarabia około trzydziestu złotych dzi ennie, czasem więcej i dwa bochenki chleba jako dodatek. Ma lepszą pracę, ale bardziej niebezpieczną. Kieruje większą grupą robotników, a wi ęc ma i większą odpowiedzialność za wykonanie pracy. Opowiada, że na każdym kroku Niemcy straszą, że go zastrzelą — bez po-

148

wodu. Ostatnio żandarm zastrzelił robotnika na oczach za to, że znaleziono u niego w kieszeni ka1 masła. Romek ma żelazne nerwy. Praca w takich w kach jest straszna, stale zagraża mu śmierć, a je wygląda dużo lepiej. Może dlatego, że pogoda zrobi nagle tak łagodna, jakby to nie był marzec, tylko A jego ręce, przemarznięte zimą, teraz mają tylkc liczne ślady odmrożenia.

Niespodziewanie wizytę złożyli mi Harry i Anka zwykle przytuleni do siebie, pełni miłości. Zauwai obrączki na ich rękach. ,,A więc wzięliście ślub nie wiąc mi ani słowa?" — zapytałam. „Nie, to s ą : obrączki zaręczynowe" — powiedział Harry z prom twarz ą. „Rabin odmawia udzielenia nam ślubu, bo nie ma jeszcze tylu lat, co trzeba, i musiałaby mieć ; rodziców... a jej rodzice s ą przeciwni" — doko ńczył z ką niezadowolenia. „Ale to nie ma znaczenia — p< działa Anka ze śmiechem. — I tak jeste śmy małżeńst Nie potrzebujemy świadków. Żaden rabin nigdy ni< dzie w stanie w żadnym dokumencie opisać związki silnego, jak ten, który teraz ł ączy nas na zawsze!".

Zazdroszczę im. Może lepiej jest tak. Nie myślą o ogólnej sytuacji w getcie. Nie s ą tak przygnębień reszta. Poświęcają więcej uwagi własnemu życiu. '. tak właśnie powinno być? Wiadomości polityczne są lepsze. Od porażki pod Li gradem Niemcy wydają się w większej defensywie przedtem. Ale końca jeszcze nie widać, a droga do cięstwa jest trudna.

14 kwietnia 1942

Dziś rano o szóstej Bol ą Rapaport wraz z matką i d ma siostrami została internowana w więzieniu na wiaku. Niemiecki samochód zatrzymywał się przy

149

mach, w których mieszkali ameryka ńscy obywatele wciąż jeszcze pozostający w getcie, i zbierał wszystkie kobiety. Tylko pan Raków — obywa tel amerykański — został w domu z żoną i dwójk ą dzieci, bo jest ciężko chory. Myślałam, że moja mama też może być wzięta w każdej chwili, ale jakoś nikt po nią nie przyszedł. Jest to dość naturalne; jak można ją znaleźć po przeprowadzce z Siennej, skoro nie zgłosiła nowego adresu? Musi pój ść na gestapo; to może uratować nas wszystkich; może internują całą rodzinę.

15 kwietnia 1942

Dziś dostaliśmy cudowny list od wujka Percy, który tydzie ń temu wyjechał do Zaklikowa Lubelskiego. Pisze, że dojechał na miejsce, ale droga była długa i niebezpieczna i że opuścił Lublin w samą porę. Co mógł mie ć na myśli, można się domyślać na podstawie wiadomości, jakie przywiózł niedawno bliski krewny pani Minc. O powiedział jej szczegóły masakry w Lublinie, podczas której stracił żonę i dwoje dzieci. Oto jego opowieść: „Niemcy kazali Żydom opuścić domy i zebrać się na placu. Większość nie wykonała rozkazu i zaczęła kryć się w piwnicach i na strychach. Niektórzy za barykadowali się w mieszkaniach. Silne

oddziały strzelców wyborowych zacz ęły strzelać z okna, a każdy, kto wyszedł na ulicę, został zastrzelony na miejscu. Małe dzieci zabijano strzałem z pistoletu; niektórzy ludzie byli torturowani do utraty przytomności. Wymordowano około połowy mieszkańców getta, a dużą ilość wywieziono w nieznanym kierunku. Z czterdziestu tysięcy. ludzi zostało około dwóch tysi ęcy. Te dwa tysiące zostały zabrane do obozu na Majdanku koło Lublina. Do dziś ulice Lublina są zalane krwią, a ofiar jeszcze nie zabrano. Domy pełne są trupów."

- '??'?" ? :'^i -rj 150

Ten krewny, naoczny świadek masakry, schows w domu, który nazi ści przeoczyli, dlatego udało rr uciec. Przez całą noc przedzierał się poprzez ogroc z kolczastego drutu i wreszcie dzięki ogromnemu : ściu udało mu się wydostać.

Wszystko to brzmi potwornie i po prostu nie w to uwierzyć. Zabić tylu ludzi w tak okrutny sp Pewnie dlatego Percy musiał przerwać podró ż. Jakż siał cierpieć widząc tę tragedię! Jakim cudem się

wał?

Ostatnio po getcie krążą najdziwniejsze plotki. I dają, że wszyscy Żydzi zostaną osiedleni w Arafc gdzieś blisko niej. Nie wiem, co to ma znaczyć? C nator Frank był ostatnio dość łagodny w swoich tach. Godzina policyjna zaczyna się pó źniej, a ]S zdają się planować utworzenie w Warszawie reguł; warsztatów, które zap ewnią stałą pracę Żydom. . wydaje się przeczyć informacjom*o masowej depi

„Warschauer Zeitung", oficjalna gazeta niemi( zyczn a wydawana w Warszawie, pisze, że wreszc dzi stali się pożyteczni, a produkcja getta przyd niemieckiej armii. Od dłuższego czasu nie słyszyn ganów w rodzaju: „ Żydzi muszą zniknąć z Europy' cała niemiecka prasa wypisywała przez miniony n raz jest spokój. A mo że to cisza przed burzą? O < dziło z tym pogromem Lublina?

17 kwietnia 1942

Prawie popadłam w histerię. Dziś na krótkc szóst ą wpadł do naszego mieszkania kapitan polici i powiedział: „Prosz ę być przygotowanym na w; o ósmej ma si ę zacząć pogrom." Po czym wybi żadnych dalszych wyjaśnień. Całe getto ogarnęła Ludzie w pośpiechu zamykali sklepy. Mówi si ę,

151

cjalne Vernichtungskommando (oddział destrukcyjny), to samo, które dokonało pogromu lubelskiego, przyjechało do Warszawy, by teraz tu przeprowadzić masakrę. Słyszy się też, że teraz posterunki w getcie przejmą Ukraińcy i Litwini, bo Niemcy pójd ą na rosyjski front.

W Biurze Zaopatrzenia wszystkich pracowników wysłan o o szóstej do domu i powiedziano im, by dotarli do domów tak szybko, jak to tylko mo żliwe. Mama pospiesznie zapakowała w kosz trochę jedzenia i poszła z ojcem szukać bezpiecznej kryjówki w piwnicy. Byłam przerażona i nie mogłam opanować drżenia. Każda minuta wydawała się długa jak wiek cały. Mijały godziny — siódma, ósma, dziewi ąta... Teraz jest jedenasta; w mieście panuje martwa cisza.

Kilka minut temu ktoś zastukał w bramę. Byliśmy pewni, że to Niemcy. Mój ojciec otworzył. Był to goniec z żydowskiej komendy policji, który przyszedł wezwa ć kapitana Hertza, aby * zameldował się natychmiast na Ogrodowej. Musiało się zdarzyć coś naprawdę poważnego, skoro poszukują go tak pó źno w nocy.

Powoli mijają godziny. Z ulicy nie dochodzi najcichszy nawet dźwięk. Wszyscy jesteśmy ubrani, gotowi biec do naszej kryjówki w jednej chw ili. Straszne jest żyć w ciągłym napięciu. 28 kwietnia 1942

Cyfra siedem, wydaje się, ma magiczny wpływ na moje życie. Zawsze coś nagłego i nieoczekiwanego wydarza się w dniach, których daty zawieraj ą siódemk ę, szczególnie je śli nie pamiętam o tym. Od siedemnastego dnia tego miesiąca getto żyje w nieustającym

przerażeniu. W nocy z siedemnastego na osiemnasty zabito pięćdziesiąt dwie osoby — w większości byli to piekarze i szmuglerzy. Wszyscy piekarze są przerażeni. Epstein i Wagner, wła-

152

ściciele piekarni na naszym podwórzu, nie nocuj ą w swe ich mieszkaniach. Niemcy przychodzą do ró żnych domó' z przygotowan ą listą nazwisk i adresów. Je śli nie zastar osoby, której szukaj ą, biorą zamiast niej innego człont rodziny, prowadzą go parę kroków przed domem, grzec: nie puszczają przodem, po czym strzelają mu w piec Następnego ranka znajduje się tych ludzi martwych, 1 żących na ulicy. Jeśli dozorcy nie uda się otworzyć br my tak szybko, jak sobie tego życzą, zostaje zastrzeloi na miejscu. Jeśli bramę otwiera członek rodziny dozc cy, spotyka go ten sam los, a pó źniej zabijany jest tak

sam dozorca.

Wczoraj poszłam zobaczyć się z Ewą Pikman, siedzit u niej Bronka, Irka i Rena z ponurymi twarzami. E także syn gospodyni Ewy, Zycho Rozensztajn. Zycho y policjantem. Opowiedział nam makabryczne historie przez kilka nocy pod rząd był zmuszony być przy egzeł* cjach, bo niemieccy oficerowie żądają, by żydowscy p( cjanci brali udział w ich zbrodniach. Zwykle patrol z żony z dwóch czy trzech niemieckich oficerów przycho do siedziby żydowskiej policji z listą nazwisk i k przydzielić sobie jednego żydowskiego policjanta o w szej randze i jednego zwykłego. Potem rozkazują, by zwykły policjant prowadził ich pod wskazany adres. Zycho siedział głęboko w fotelu; reszta nas zajmow łó żko

polowe. Był blady i drżał; kilka nieprzespan nocy pozostawiło na nim swój

ślad. „Je śli

znów pr: dzie moja kolej, żeby iść na takie egzekucje — po^ dział — nie pójd

ę nawet gdyby

mnie mieli zabić, szłej nocy, po godzinie pierwszej, kiedy skończyli z wszystkimi ofiarami, kazali mi iść przodem; byłem z wiony, dlaczego mnie nie zwalniają, i pomyślałem pewnie nadeszła moja ostatnia chwila. Zacząłem od dzić od nich. Czułem, jak mi się nogi plączą. Dlaczegc

153

strzelają? Nagle usłyszałem ich głośny śmiech. Ich głosy brzmiały szaleńczo na ciemnej, pustej ulicy. Kiedy byłem już poza zasięgiem ich karabinów, zacz ąłem biec... biegłem jak wiatr, jakby mnie gonili. Wróciłem do domu niemal n ieprzytomny. Matka zapytała mnie, co sią stało, ale nie miałem serca opowiadać jej, w jakim celu musiałem iść na nocny patrol między dziesiątą a drugą w nocy."

Ewa miała łzy w oczach. Irka powtarzała wciąż: „Nie, to niemo żliwe, niemożliwe". Rena przez chwilę milczała, a potem szepnęła: „Tak bardzo chc ę żyć". Ewa powiedziała: „Zobaczysz, Mary, b ędziesz internowana, jak Bolą, i uratujesz się, ale my wszyscy jesteśmy zgubieni." Rzeczywiście kilkoro z nas dostało listy od Boli Rapaport. Jest internowana w Liebenau nad jeziorem Constance i czuje się dobrze. Jesteśmy zadowoleni, że choć jedno z nas jest już bezpieczne. Jakże jej zazdroszczę! Jak bardzo chcę się wyrwać z tego piekła... Nie mam już siły.

Wygląda na to, że można przekupić Niemców, żeby internowali całe rodziny. Oczywiście trzeba mieć jakiś dokument, że choć jeden członek rodziny jest obywatelem obcego państwa. Pod tym względem mama ma szczęście, bo jest Amerykanką z prawdziwego zdarzenia, ale status mojego ojca, siostry i mój jest w ątpliwy. Mama przeprowadziła wywiad w ró żnych miejscach. Jest pewien Erlich, gestapowiec, który z ajmuje się tymi sprawami. Będziemy musieli pój ść do niego. Może my też będziemy internowani. Wygląda na to, że po pierwszych interno-waniach tylko nieliczni obywatele amerykańscy zostali w getcie, prawdopodobnie tylko ci, którzy si ę ukrywali, jak moja mama.

Minionej nocy zabito kolejne sześćdziesiąt osób. Byli członkami podziemia, wi ększość z nich to zamożni ludzie, którzy finansowali podziemn ą prasę. Zabito także wielu drukarzy podejrzanych o pomaganie w drukowaniu

154

tajnych publikacji. I znów rankiem na ulicach le żały trupy. Jedną z ofiar był bogaty piekarz Blajman, główny opiekun nielegalnej gazety. Tak że jego bracia zostali skazani na śmierć, ale udało im się uciec i teraz ukrywają się. W naszym ogródku wszystko jest zielone. Ro śnie młoda cebula. Zjedliśmy pierwsze rzodkiewki. Krzaczki pomidorów dumnie s terczą w słońcu. Pogoda jest wspaniała. Zieleń i słońce przypominają nam o pięknie przyrody, któr ą nie wolno nam się cieszyć. Taki mały ogródeczek jak nasz jest nam bardzo dro gi. Wiosna w tym roku niezwykła. Mały krzew bzu rosnący pod naszym oknem przepięknie kwitnie.

4 maja 1942

Po stronie „aryjskiej" ludno ść świętowała 1 maja i 3 maja poprzez kompletny bojkot nazistów. W tych dniach ludzie unikali jazdy tramwa jami i kupowania gazet, bo pieniądze te idą prosto do niemieckiej kieszeni. Ktoś położył wiązankę kwiatów na Grobie Nieznanego Żołnierza. Ludzie celowo zostali w domu i w mieście panowała martwa cisza. W getcie też nastrój był inny. Mimo że wielu Polaków zara żonych antysemityzmem nie przyznaje, że ich bracia wyznania judajskiego są ich współobywatelami, Żydzi — wbrew nieludzkiemu traktowaniu, jakiemu są poddani — okazuj ą swój patriotyzm w ka żdy możliwy sposób. Ostatnio wiele mówiło si ę o oddziałach partyzanckich walczących w lasach pod Lublinem; w tych oddziałach jest wielu Żydów, którzy walcz ą jak wszyscy inni o wspólny cel. A jednak polscy antysemici powiadają: „To dobra sprawa, niech Żydzi siedzą za swoimi murami. Wreszcie w Polsce nie będzie Żydów."

Jednym z częstych gości jest u nas pan Przygoda, zastępca administratora Chaskelberga. „Jak tylko na coś się

155

będzie zanosić — mówi zawsze — skocz ę przez mur. I mam takie przeczucie, że wkrótce będę zabijał Niemców tuzinami." Wiem, że należy do jednej z nielegalnych partii. Jurek Leder, mój bliski kolega, który teraz pracuje w żydowskiej policji, jest także żarliwym polskim patriotą. „Gdybym tylko mógł si ę stąd wydostać i przyłączyć do partyzantów! — powiada. — Przynajmniej mógłbym wtedy walczy ć za Polskę. Kocham mój kraj i nawet żeby stu antysemitów próbowało mnie przekona ć, że nie jestem Polakiem, dowiodę im — je śli nie słowem, to pięścią". Ojciec Ledera jest kapitanem armii polskiej obecnie internowanym w Rosji.

Wielu jest takich Żydów, którzy z rado ścią poświęciliby życie dla Polski, a teraz działają w podziemnym ruchu oporu. Wielu jest też takich, którzy zaciskaj ą zęby, nie mówi ą ani słowa i czerwienią się ze wstydu, z upokorzenia, gdy — jak to si ę czasem zdarza — Polak wrzuci kamień przez mur. Ostatnio na Chłodnej Polacy jadący ciężarówk ą ciskali przez mur w szyby wystawowe i okna prywatnych mieszkań kamieniami krzycząc dziko i triumfalnie.

Niektórzy

Żydzi wstydzą się przyznać, że uważają Polskę za kraj ojczysty .— cho ć kochają ją

— bo pami

ętają, jak często ich polscy współobywatele mówili do nich: „Wrac aj do Palestyny,

Żydzie", albo jak na uniwersytecie żydowscy studenci byli zmuszani do siedzenia w ław- kach-gettach ,i często byli napadani przez studentów gojów tylko za ic h wiarę. Faktem jest, że wielu gojów w Warszawie jest zara żonych propagandą Hitlera. Naturalnie są także ludzie, którzy widz ą, że ta droga jest błędna, ale boją się cokolwiek powiedzieć, bo zaraz byliby oskarżeni, że mieli dziadka Żyda albo babkę Żydówk ę, albo nawet, że zostali przekupieni przez Żydów. Tylko nieliczni — a s ą to członkowie partii politycznych re-

156

prezentujących klasy pracujące — mówi ą o tym otwarcie i ci właśnie w większości walczą w oddziałach partyzanckich. Gdyby wszyscy „aryjscy" P olacy zebrali si< i spróbowali pomóc Żydom w getcie — mogliby zrobii bardzo wiele. Na prz ykład mogliby zdobyć „aryjskie" do kumenty dla wielu Żydów, ukry ć ich w swoich domach ułatwić im ucieczkę przez mury i tym podobne. Ale na turalnie łatwiej jest wrzucać do getta kamienie...

6 maja 1942

Wbrew szalejącemu terrorowi Gmina otworzyła kilk powszechnych szkół elementarnych dla siedmiolatkóv Nauka odbywa si ę w języku jidysz. Gmina dostarcz także podręczniki, które trudno teraz dostać. W progn mie jest równie ż zabawa po lekcjach pod okiem nauczj cieli. Bardzo miło jest patrzeć na dzieci trzymające s za ręce i dumnie idące na spacer ze swym nauczycieler

Wczoraj profesor Greiffenberg zabrał wszystkich sw ich studentów z naszej szkoły do małego parku naprz ciwko budynku Gminy. Ten park znajduje się w mie scu zbombardowanego domu, gdzie ogrodnicy z Toporo posiali trawę i kwiaty. Dziś jest tam zielono. Żydo>\ scy rzemieślnicy postawili ławki, huśtawki itp. Uczni wie naszej szkoły poszli tam malować zwierzęta na je nej ze ścian pozostałych po zrujnowanym domu. Wszy; ko to robi się, żeby dać dzieciom w getcie poczucie w< ności. Inauguracja parku odbyła się dziś, był obecny pi zes Gminy Czerniakow i inni wysocy urzędnicy. Na ti wie ustawiono długie stoły, a na nich leżały małe 1 rebki z cukierkami z melasy robionymi w getcie. Każ

dziecko dostało mały upominek i

torebkę cukierkć

W powietrzu rozbrzmiewały radosne

okrzyki i wesi

piosenki śpiewane chóralnie. U śmiechnięte, ró żowe bu 157

dzieci były chyba najlepszą nagrodą dla tych, którzy stworzyli t ę maleńką cząstkę wolności dla małych więźniów getta.

7 maja 1942 : . ?:

Abie,. brat mojej mamy pracujący w policji, miał ostatnio przygodę, która omal nie kosztowała go życie. Parę dni temu został wysłany na nocny patrol na Krochmalną, gdzie odbywa się większość przemytu. Jego zadaniem było obserwowanie części ulicy i pilnowanie, żeby żaden szmugler tamtędy nie przeszedł. Ale co mógł zrobi ć widząc kilku żydowskich przemytników, jak próbowali przerzuci ć przez mur parę worków z m ąką i inną żywnością? Te worki oznaczały, że getto będzie miało trochę więcej żywności, a jemu wpadnie kawałek chleba. Abie-mu nie powodzi się dobrze i bochenek chleba czy funt mąki mogłyby się przydać. Szmuglerzy chętnie dają żydowskim policjantom parę złotych albo coś do jedzenia za „przymkni ęcie oczu" albo ostrzeżenie przed zbliżającymi się żandarmami. Abie właśnie myślał, co by sobie zjadł następnego dnia, gdy jeden z przemytników zaproponował m u trochę pieniędzy. Wszystko poszłoby gładko, gdyby nie pojawił się nagle patrol złożony z dwóch niemieckich żandarmów. W ciemno ści nie wiedzieli dokładnie, co się dzieje, ale zrozumieli tyle, że działają tu przemytnicy, i otworzyli ogień. Szmuglerów zabili, a Abie ratował się ucieczką. Niemcy zauważyli jego policyjną czapkę i opaskę i zaczęli go ścigać. Udało mu się wpaść w pasaż prowadzący na nieparzystą stronę Chłodnej; pod siedemnastym jest tam posterunek żydowskiej policji. Zaledwie zdążył ostrzec nocną zmianę, że jeśli przyjdą Niemcy, trzeba im powiedzieć, że tej nocy nie wysyłano nikogo na ten odcinek Krochmalnej, gdy weszli jego

158

prześladowcy. Nikt nie wydał Abiego i niczego się nie dowiedziawszy. Abie jeszc snął z szoku po tej przygodzie.

Wygląda na to, że wybiła ostatnia god skich zdrajców w getcie. Mini onej nocy konało egzekucję na jawnym kolaboranc kumplu Andersie — jednego z n ich zabit kaniu, a drugiego na ulicy. Jurek Ja-\ przyjaciel Milka, został uwięziony na Pa\

Соседние файлы в предмете [НЕСОРТИРОВАННОЕ]