- •(Nie)boszczyk mąż
- •I gdzie właściwie miałaby mieszkać?
- •I oczywiście, wyjeżdżając, złośliwie nie zostawiał pieniędzy. I nawet tej prostej, elementarnej pociechy, żeby sobie coś kupić, Malwina nie mogła zaznać. Dwunastnica zwijała się jej w ósemki.
- •I wszystko byłoby dobrze... To znaczy nie, przeciwnie, wszystko byłoby doskonale źle, gdyby nie ten upiorny pomysł Karola. Rozwód.
- •I na złość włożył sobie na talerz marynowanego śledzika.
- •Informacja Malwinę żywo zainteresowała.
- •I dlaczego, do diabła, czytała ją w gabinecie, jakby nie było w domu innych pomieszczeń...?
- •Im później zatem da, tym lepiej. Musi przełamać się w sobie.
- •Informacja była wstrząsająca. Nie wdając się chwilowo w nagłą zmianę osobowości ciotki, Justynka rzuciła się do kuchni. Coś jej należało natychmiast dać, wody może, herbaty, kropli walerianowych...
- •I Helenka, I Justynka doznały wielkiej ulgi, omal przy tym nie potwierdzając obaw Malwiny. Śmieć stłumiły z dużym trudem,
- •I teraz właśnie obudził ją dźwięk niezrozumiały acz znajomy. Któż, na miły Bóg, mógł chrapać na sąsiednim łożu, jeśli Karol był nieżywy...?!
- •I Karol, I Justynka na moment osłupieli. Z kuchni wyjrzała śmiertelnie zdumiona Helenka. Karolowi po tym pierwszym momencie z głębi duszy wytrysnęła złość.
- •I natychmiast przezornie wycofała się do kuchni,
- •I zamknął się w gabinecie.
- •I nagle okazało się, że sama nie wie, czego chce I o co jej chodzi. A, o komórkę!
- •I od razu, z góry schodów, ujrzała scenę w dole. Ciotka I Konrad siedzieli obok siebie na stopniu, prawie przytuleni. Na litość boską, co to mogło znaczyć? Ruszyła ku nim szybko, ale ostrożnie.
- •I na to właśnie nadciągnął Karol, zmierzający do toalety. Pojawił się przed nimi twarzą w twarz.
- •I to jeszcze, najprawdopodobniej, wśród upokorzeń, awantur I obelg...
- •I dlatego jeszcze tegoż wieczoru umówiła się z nim na weekendowy wypad dokądkolwiek...
- •Instynkt kazał Malwinie odsunąć niemiły temat I uczepić się piór.
- •I wyrwała z pudełka szósty pączek.
Библиотека «Артефакт» — http://artefact.lib.ru
(Nie)boszczyk mąż
Joanna Chmielewska
WSTĘP
Jeśli ktoś nie jest, na przykład, nieudacznik, to co on jest? Udacznik. Czyż nie?
Jeśli nie jest niemrawiec, to chyba mrawiec...?
A jeśli nie jest bezduszny, znaczy: duszny.
Ewentualnie nie jest bezpieczny, zatem powinien być pieczny...?
Proszę bardzo, oto dalsze przykłady:
NIE - BEZ —
dojda myślny
dorajda radny
zdara domny
chluj nadziejny
dolega pośredni
uk względny
samowity ładny
zguła nogi
Wyraźnie z powyższego wynika, że jeśli jakiś mąż nie został nieboszczykiem...
NIE —
boszczyk, wobec czego:
BOSZCZYK MĄŻ
Malwina Wolska siedziała przy oknie w salonie swojego pięknego domu, zapatrzona w potoki deszczu, i obmyślała zbrodnię.
Długo bardzo ta zbrodnia jakoś nie przychodziła jej i do głowy, dopiero teraz nastąpił błysk i okazało się, iż stanowi jedyne rozsądne wyjście. Jasne, oczywiście, lego podleca trzeba po prostu zabić.
Podlecem był jej mąż.
Dokonawszy odkrycia przed pięcioma minutami i w mgnieniu oka podjąwszy decyzję, Malwina poczuła dreszcz emocji. Otóż tak, znalazła rozwiązanie. Skoro on sam z siebie nie chce zapaść na żadną śmiertelną chorobę, a nieszczęśliwe wypadki starannie go omijają, należy pomóc losowi i nie kto inny musi to zrobić, tylko ona sama. Niestety, osobiście.
Inaczej zostanie pozbawiona wszystkiego. Całego mienia, rosnącego i gromadzonego od dwudziestu lat. Teoretycznie połowy, ale już on się postara wydrzeć jej wszystko albo prawie wszystko i zostawi ją na kruchym lodzie w charakterze starzejącej się ofiary. W ten sposób resztę życia będzie miała nieopisanie uciążliwą i w ogóle zmarnowaną.
Nie widząc strumieni wody, lejących się z nieba, z miejsca przystąpiła do przeglądu możliwości, pchających się nachalnie, acz na razie jeszcze nieco chaotycznie. W zaczynające migać jej przed oczami obrazy wdarł się nagle jakiś dźwięk.
— Czy pani chce to wszystko poddusić? — spytała, zaglądając do salonu, Helenka, tak zwana pomoc domowa.
— Tak. — odparła Malwina mściwie i bez sekundy namysłu. — Udusić. Całkiem.
— To ja wiem. Ale czy poddusić trochę już teraz?
— Im prędzej, tym lepiej. Od razu.
Helenka odczekała jeszcze chwilę, ale więcej poleceń nie było. Jej chlebodawczyni nadal wpatrywała się w okno, a ciche mamrotanie, które wydawała z siebie, nie mogło chyba dotyczyć zabiegów kulinarnych! Brzmiało jakby „sznurkiem”, „gazem”, „żyłką...”, i jeszcze jakieś „cztery minuty”, więc z podduszaniem potrawy nie miało nic wspólnego, bo cztery minuty to nonsens. Za mało. Helenka wzruszyła ramionami.
— Na małym ogniu postawię — oznajmiła i podążyła do kuchni.
Malwina Helenki nawet nie zauważyła, tak jak nie dostrzegała deszczu, i nie miała pojęcia, że odbyła jakąś rozmowę. Przed jej oczami trwał ten podlec mąż. Karol.
Wstrętnego Karola już dawno miała dosyć, a od wczoraj stał się jej wrogiem śmiertelnym. Wczoraj wymówił potworne słowo. Rozwód.
O nie, rozwodu Malwina wcale nie chciała. Nic dobrego by jej z niego nie przyszło, zostałaby sama, bez pieniędzy, bez domu, bez żywego człowieka przy boku, skazana na samą siebie i możliwe nawet, że na pracę zarobkową. Alimentów nie dostałaby żadnych, ponieważ dzieci nie ma, sama zaś jest zdrowa, młoda... no, młoda jak młoda, w każdym razie w wieku produkcyjnym, i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się wzięła za robotę. Ciekawe, jaka robota dałaby jej bodaj jedną dziesiątą tego, czym dysponuje w tej i chwili... A ta połowa mienia okazałaby się śmiesznym drobiazgiem, wystarczającym może na rok, góra dwa lata. I co potem?