Добавил:
Upload Опубликованный материал нарушает ваши авторские права? Сообщите нам.
Вуз: Предмет: Файл:
Иоанна Хмелевская -- (Nie)Boszczyk maz_POL.doc
Скачиваний:
1
Добавлен:
08.07.2019
Размер:
1.67 Mб
Скачать

Библиотека «Артефакт» — http://artefact.lib.ru

(Nie)boszczyk mąż

Joanna Chmielewska

WSTĘP

Jeśli ktoś nie jest, na przykład, nieudacznik, to co on jest? Udacznik. Czyż nie?

Jeśli nie jest niemrawiec, to chyba mrawiec...?

A jeśli nie jest bezduszny, znaczy: duszny.

Ewentualnie nie jest bezpieczny, zatem powinien być pieczny...?

Proszę bardzo, oto dalsze przykłady:

NIE - BEZ —

dojda myślny

dorajda radny

zdara domny

chluj nadziejny

dolega pośredni

uk względny

samowity ładny

zguła nogi

Wyraźnie z powyższego wynika, że jeśli jakiś mąż nie został nieboszczykiem...

NIE —

boszczyk, wobec czego:

BOSZCZYK MĄŻ

Malwina Wolska siedziała przy oknie w salonie swojego pięknego domu, zapatrzona w potoki deszczu, i obmyślała zbrodnię.

Długo bardzo ta zbrodnia jakoś nie przychodziła jej i do głowy, dopiero teraz nastąpił błysk i okazało się, iż stanowi jedyne rozsądne wyjście. Jasne, oczywiście, lego podleca trzeba po prostu zabić.

Podlecem był jej mąż.

Dokonawszy odkrycia przed pięcioma minutami i w mgnieniu oka podjąwszy decyzję, Malwina poczuła dreszcz emocji. Otóż tak, znalazła rozwiązanie. Skoro on sam z siebie nie chce zapaść na żadną śmiertelną chorobę, a nieszczęśliwe wypadki starannie go omijają, należy pomóc losowi i nie kto inny musi to zrobić, tylko ona sama. Niestety, osobiście.

Inaczej zostanie pozbawiona wszystkiego. Całego mienia, rosnącego i gromadzonego od dwudziestu lat. Teoretycznie połowy, ale już on się postara wydrzeć jej wszystko albo prawie wszystko i zostawi ją na kruchym lodzie w charakterze starzejącej się ofiary. W ten sposób resztę życia będzie miała nieopisanie uciążliwą i w ogóle zmarnowaną.

Nie widząc strumieni wody, lejących się z nieba, z miejsca przystąpiła do przeglądu możliwości, pchających się nachalnie, acz na razie jeszcze nieco chaotycznie. W zaczynające migać jej przed oczami obrazy wdarł się nagle jakiś dźwięk.

— Czy pani chce to wszystko poddusić? — spytała, zaglądając do salonu, Helenka, tak zwana pomoc domowa.

— Tak. — odparła Malwina mściwie i bez sekundy namysłu. — Udusić. Całkiem.

— To ja wiem. Ale czy poddusić trochę już teraz?

— Im prędzej, tym lepiej. Od razu.

Helenka odczekała jeszcze chwilę, ale więcej poleceń nie było. Jej chlebodawczyni nadal wpatrywała się w okno, a ciche mamrotanie, które wydawała z siebie, nie mogło chyba dotyczyć zabiegów kulinarnych! Brzmiało jakby „sznurkiem”, „gazem”, „żyłką...”, i jeszcze jakieś „cztery minuty”, więc z podduszaniem potrawy nie miało nic wspólnego, bo cztery minuty to nonsens. Za mało. Helenka wzruszyła ramionami.

— Na małym ogniu postawię — oznajmiła i podążyła do kuchni.

Malwina Helenki nawet nie zauważyła, tak jak nie dostrzegała deszczu, i nie miała pojęcia, że odbyła jakąś rozmowę. Przed jej oczami trwał ten podlec mąż. Karol.

Wstrętnego Karola już dawno miała dosyć, a od wczoraj stał się jej wrogiem śmiertelnym. Wczoraj wymówił potworne słowo. Rozwód.

O nie, rozwodu Malwina wcale nie chciała. Nic dobrego by jej z niego nie przyszło, zostałaby sama, bez pieniędzy, bez domu, bez żywego człowieka przy boku, skazana na samą siebie i możliwe nawet, że na pracę zarobkową. Alimentów nie dostałaby żadnych, ponieważ dzieci nie ma, sama zaś jest zdrowa, młoda... no, młoda jak młoda, w każdym razie w wieku produkcyjnym, i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się wzięła za robotę. Ciekawe, jaka robota dałaby jej bodaj jedną dziesiątą tego, czym dysponuje w tej i chwili... A ta połowa mienia okazałaby się śmiesznym drobiazgiem, wystarczającym może na rok, góra dwa lata. I co potem?